Polacy nierzadko mają pretensje do księży przybyłych z Polski za wprowadzenie, ich zdaniem na siłę, języka białoruskiego do liturgii. Byłem świadkiem, jak młoda mama prowadząca swoją córeczkę na lekcję religii mówiła po takiej lekcji do katechizującej zakonnicy: „Dlaczego siostra mówi z naszymi dziećmi po rosyjsku, a nie po polsku? Przecież praktycznie wszystkie dzieci w grupie są Polakami”. Na koniec dodała: „Jestem Polką i chcę, żeby moje dziecko rozmawiało z Bogiem w języku ojczystym”.
Zacznę od listu. Nie znam osobiście autorki. Nie wiem, jakie ma przekonania. Nie mam więc pojęcia, czy nie chce mnie wprowadzić w błąd. A jest to list gorzki, bardzo gorzki. Co powinienem w takiej sytuacji zrobić? Najlepiej porównać opisywaną rzeczywistość z innymi opisami. Takie zderzenie coś nam wyjaśni. Autorka nazywa się Leonarda Rewkowska i mieszka na Białorusi. A o Polakach na Białorusi już trochę wiemy. Wiemy o podziałach, rozbijaniu jedności, konfliktach. Wiemy, jak trudno rozwijać na Białorusi aspiracje narodowe. Jak ciężko chronić polskość. I wiemy, że państwo polskie nie wywiązuje się, tak jak trzeba, ze swoich obowiązków. Może więc pisze pani Rewkowska, by się pochwalić, jak bardzo ona jest ważna, a może pisze, by skompromitować kogoś innego, a może pisze, by pokazać prawdę. Tak czy inaczej przyjrzyjmy się sprawie. Oto fragmenty jej listu: