Tym razem dotykam bardzo delikatnej materii – istnienia Boga. Nie będę jednak wchodził w istotę teologicznych rozważań, ale zajmę się pewną rozmową, którą niedawno przeprowadziłem z kobietą, na ile ją znam, uczciwą, dobrą, wrażliwą, a nawet szlachetną, która została już babcią i wychowuje dwoje wnucząt, tyle tylko, że nie jest kobietą wierzącą, co dla sprawy ma pewne znaczenie. Jej wnuczek, Bartek, skończył cztery lata, a wnuczka, Jola, sześć. Czy wiek ma tutaj jakieś znaczenie? Tak, ma duże znaczenie, ponieważ dzieci w tym wieku zadają bardzo dużo trudnych pytań, z którymi rodzice sobie nie radzą, wspomagają się więc dziadkami lub babkami. W tym przypadku mamy do czynienia nawet z dwiema babkami, z jedną, przed chwilą wspomnianą, Heleną, i drugą, nieco młodszą, Agatą. Obie wychowują wnuczęta, kiedy rodzice pracują.
Dodajmy, że rodzice to ludzie wykształceni, powszechnie szanowani, dobrze ułożeni, z dużą wiedzą zawodową, przestrzegający, nazwijmy to, kodeksu życia społecznego. Oboje jednak przeszli przez ostry kryzys religijny i na obecnym etapie rozwoju stali się ludźmi niewierzącymi, choć nie demonstrują publicznie swoich przekonań. Co zaś do babć, to jedna z nich, Agata, jest praktykującą katoliczką, druga zaś, Helena, jak wspomniałem, agnostyczką, ale dość mocno interesującą się wierzeniami religijnymi, silnie uduchowioną, ze szczególną uwagą śledzącą przejawy praktyk chrześcijańskich, a nawet dość gruntownie studiującą Stary Testament.