Od lat wskazuję na zagrożenie nazifaszyzmem, jakie obserwujemy na Ukrainie. Zadziwiające, że tak duży kraj wziął sobie na sztandary takich bohaterów, którzy byli zbrodniarzami, porażającymi mordercami. Myślę tu o Banderze, Szuchewyczu, Kłaczkiwskim, Łebediu i im podobnych krwiopijcach. Niestety, państwo polskie przez te lata nic nie zrobiło, by sąsiad, którego tak popiera, ocknął się z politycznego zamroczenia i skierował swój rozwój na drogę wiarygodności i odpowiedzialności. Wciąż młodzież tego kraju uczy się, że ci, którzy mordowali Polaków, Żydów i Ormian, byli ich gierojami. Wciąż oficjalnie maszerują ulicami ukraińskich miast tłumy zwolenników Bandery, Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii. W 2018 r. centralną ulicą Kijowa – Chreszczatykiem – maszerowało blisko 10 tys. wielbicieli przestępców. Nieśli ukraińskie flagi i czerwono-czarne sztandary ukraińskich nazifaszystów. W 2019 r. ulicami ukraińskiej stolicy przeszedł marsz pod znamiennym hasłem „Marsz prawych tradycji”. W 2020 r. nadal Ukraińcy maszerowali ulicami Kijowa, tym razem z okazji kolejnej rocznicy urodzin Stepana Bandery. Przypomnijmy zatem, kim był ów Bandera, że tak bardzo go nasi sąsiedzi kochają. Już o nim tutaj pisałem.