Stanisław Srokowski
Rozpętało się nowe piekło. Pojawił się minister edukacji, który używa pojęcia „ideologia LBGT”, a przecież żadnej takiej ideologii nie ma, warczy lewica. Są ludzie, nie ma ideologii. Czyli ci ludzie nie myślą, nie mają żadnych idei, żadnych pomysłów, są tworami bezmyślnymi. No bo skoro są ludzie bez idei, bez myśl, bez przekonań, to można taki wniosek wysnuć. Ale przecież ci ludzie jakoś się łączą, jednoczą, tworzą własne wspólnoty, środowiska, kluby, mają swoją reprezentację na uczelniach, w mediach – to znaczy, że coś ich spaja, jakaś myśl, a myśl prowadzi do ideologii. Czyli wniosek jest prosty: ci ludzie tworzą ideologię. Jaką? Za chwilę podamy przykłady. Ale dlaczego lewacy tak strasznie się boją pojęcia „ideologia”? Nie ma żadnej ideologii, warczą, są ludzie. Ale jak są ludzie, powtórzmy, to oni wytwarzają jakąś ideologię. Nowy minister edukacji i nauki, dr hab. Przemysław Czarek, użył pojęcia „ideologia LGBT” i już posypały się ataki, lewaków ogarnął gniew, wściekłość, posypały się inwektywy. Jakby nagle świat ujrzał demona. Czytamy w nagłówkach medialnych: „Otwarta furtka dla homofobii, nacjonalizmu – i jakże by inaczej – antysemityzmu”. Brakuje tylko faszyzmu i ludobójstwa. Bo to przecież Czarnek. A jak Czarnek, to wiadomo, samo zło. I dowalają mu, szukają dziury w całym, meblują go, odzierają ze skóry. Oczywiście, jak czytamy, bo: (…) ma bogatą kartotekę wypowiedzi homofobicznych, antyukraińskich i antysemickich”. Skoro tak, to już wiadomo, że „ma też bardzo mały dorobek”. Jasne jak słońce, bo skoro„ ma bogatą kartotekę wypowiedzi homofobicznych, antyukraińskich i antysemickich”, to rzecz jasna musi mieć „bardzo mały dorobek”. Inaczej być nie może. Zapewne niedługo dowiemy się, że nie jest to jego własny dorobek, tylko skradziony, a on sam jest wielce podejrzany w wielu innych jeszcze sprawach, może jest nawet kryminalistą.