Miałem mądrych i utalentowanych dziadków, Piotra i Ignacego. Jeden grał na instrumentach ludowych, drugi rzeźbił świątki, anioły, rycerzy i wojowników. Od najmłodszych lat czekałem z niecierpliwością na ich odwiedziny i mrożące krew w żyłach opowieści o dziejach naszego rodu, idące przez pokolenia. Może dlatego tak silnie zakorzeniło się we mnie poczucie ciągłości historycznej. Być może w dzieciństwie zasiane zostało owo ziarno ciekawości i prawdy, które wciąż we mnie kiełkuje, objawiając się w różnych postaciach i formach do dzisiaj. Na jednej z wieczornych wiejskich biesiad dziadek Piotr wziął mnie na kolana, dokładnie mi się przyjrzał i powiedział: – Ty, Stasiu, pisz dzienniki. A dziadek Ignacy dodał: – Tak, tak, pisz, bo z dzienników rodzi się historia, a w naszej rodzinie było kilku skrybów, którzy zapisywali świat, na który patrzyli. I ty zapisuj, by nie przerywać tej ciągłej linii. Być może nieco inaczej brzmiały słowa dziadków, ale sens był podobny. Wprawdzie nie miałem wtedy pojęcia, co to są dzienniki – musieli mi tłumaczyć, nie bardzo też rozumiałem, czym jest historia, jakie znaczenia mają skrybowie i dlaczego oni są tacy ważni, ale na pewno to wtedy właśnie zacząłem sięgać po ołówek, a potem po pióro i zapisywać, co się ze mną dzieje, a także co się dzieje ze światem. Z tych zapisków wyrastały już w liceum poważniejsze dokumenty, które rejestrowały mój rozwój duchowy i intelektualny, a także stanowiły znakomitą wprawkę do późniejszych prób literackich. Dlatego obecnie, kiedy tylko mam spotkania z młodzieżą, często zadaję pytanie: kto z was pisze dzienniki? – i już z odpowiedzi wiem, w którym kierunku pójdzie tej czy innej osoby rozwój. Ci, co piszą, będą analizowali swoje i cudze postępki, będą świat jakoś wartościowali, a więc będą samodzielnie i krytycznie uczyli się życia. Z potrzeby pisania zrodzi się potrzeba rozumienia siebie i ludzkiego istnienia.