Narody się budzą, ale narody też umierają. Dzisiaj to szczególnie gorący czas, kiedy trzeba wybierać, co dobre, a co złe. Idziemy w stronę życia lub śmierci. Do myśli tej natchnęła mnie wypowiedź Rafała Drzewieckiego z „Dziennika Gazeta Prawna”. Pisze on tam: „Hodujemy zombi, które nie wiedzą, kim są i dokąd zmierzają. Żyją w tyranii optymizmu, przekonane, że mogą wszystko, że mają równe szanse, że wystarczy chcieć, by mieć. A nie potrafią poradzić sobie nawet z komarem, a co dopiero z krytyką, czy wzięciem odpowiedzialności za innych”. To mówi ojciec, który zrozumiał, jakie błędy popełniają dzisiejsi rodzice w wychowaniu dzieci. Naturalnie, są jakieś źródła tej sytuacji. Zmieniła się rola mężczyzny w rodzinie. Jego autorytet podupadł, jeśli w ogólnie nie leży w gruzach. A kto nad tym pracował? Bo przecież ktoś pracował. I nadal pracuje. To samo z siebie nie nastąpiło. Wszystko musi mieć jakieś przyczyny i skutki.