- Współczesna Polska, w tle Habermas i Levinas
- W kontekście zamachu Ağcy!
- Żydzi zapomnieli o świadectwie brata?
- Panie Prezydencie, prośba!
- Język (p)osła
- Leja poleca
- O polityce i politykach; dawniej i dziś!
Współczesna Polska, w tle Habermas i Levinas
Ostatnio poruszyłem drażliwą kwestię zaburzonej komunikacji i braku możliwości porozumienia się Polaków (piszę: drażliwą, znam bowiem takich, którzy nie chcą z politycznym „wrogiem” żadnego porozumienia, żądni „wojny” na wyniszczenie), a to przecież nie jest tylko polska specjalność, dotyczy wielu państw w Europie (zauważmy choćby dramatyczny „apel” francuskich generałów), a nawet najpotężniejszego państwa świata – USA. Tu także pęknięcie społeczeństwa i rowy wykopane pomiędzy republikanami a demokratami są bardzo głębokie, a perspektyw porozumienia brak. Coraz więcej współczesnych filozofów, nawet tych świeckich, uwypukla więc w swych pracach problem braku łączności (młodszym wyjaśniam, iż nie chodzi o Internet), tym poważniejszy, że wszystko, co się dzieje we współczesnym globalnym świecie jest, tak czy inaczej, komunikacją. A nie jest normalne, że cynicznie i z premedytacją, vulgo: coraz bezczelniej cenzuruje się czy wręcz knebluje głosy konserwatystów i chrześcijan. Aberracją jest także, iż przed decydującą wyborczą rozgrywką blokuje się konto republikańskiego prezydenta USA. – Nie mamy pańskiego płaszcza, i co pan nam zrobisz?! Stary dobry „Miś”. „Miś” jest bardzo mądry dziś. Trafnie opisuje groteskową rzeczywistość. Taka jest teraz potęga lewactwa na politycznej scenie i w tzw. social mediach. Mogą zrobić i napisać każde draństwo, każdą podłość. Czynią to z rozmysłem, próbując sterować światem wg własnych reguł, z których najważniejsza jest jedna – zniszczyć świat chrześcijańskich wartości. W myśl tej szatańskiej „zasady” działa m.in. Soros, a u nas mnóstwo jego politycznych kelnerów, korzystających z Sorosowej kasy. Dotyczy to także świata mediów (o finansowaniu Agory powszechnie wiadomo). Pełno tu lewackich bulterierów gotowych zagryźć dziennikarzy wolnych mediów lub ich skutecznie przemilczać (casus Warszawskiej Gazety!). Jeśli więc niemiecki filozof Jürgen Habermas podkreśla w ostatnich pracach zdolności współczesnego człowieka do dochodzenia swoich racjonalnych interesów, można by spytać, gdzie tu racjonalizm, gdy patrzymy na lewackie polityczne kuglarstwo?! Wątpliwości budzi też inny ważny przedstawiciel współczesnej filozofii zajmującej się komunikacją człowieka z człowiekiem, francuski Żyd Emmanuel Levinas, akcentujący w swych esejach, iż w jego centrum najważniejszy jest drugi człowiek (Nie „ja”, tylko „ty” lub „on”). Znów więc mamy na pierwszym planie problem wzajemnych relacji i konieczności porozumienia, tyle że lewactwo porozumienia i kompromisów nie uznaje; musi być świat ukształtowany na ich nienormalną modłę. A to, wielokrotnie już pisaliśmy, droga donikąd. Równia pochyła do piekła na ziemi. Ciekawe więc, kiedy i który europejski rząd rozwiąże ten gordyjski węzeł. Szansę upatruję w roli Polski pod rządami ZP, ale trzymam też kciuki za Węgrów, Włochów, a nawet za francuskich generałów. Ludzkość musi jednak pamiętać, że bez Boga ani do proga, o czym wiedziała moja śp. Babcia Bronia i to ona mnie tej mądrości nauczyła. Żyjemy w czasach, w których bardziej niż kiedykolwiek potrzebna jest właśnie mądrość. A kto jest jej największym źródłem?! Retoryczne pytanie, koło się zamyka.
W kontekście zamachu Ağcy!
Wczoraj, 13 maja minęło 40 lat od zamachu na polskiego papieża. Młodym się pewnie wydaje, że to szmat czasu. Nieprawda. Pamiętam ten dramatyczny dzień jakby to było wczoraj. Strzały Ağcy ugodziły we wszystkie polskie i katolickie serca. Na Placu św. Piotra w Rzymie Jan Paweł II pozdrawiał tłum wiernych i schylił się do małej dziewczynki, Sary Bartoli, biorąc ją na ręce. Za chwilę padły dwa strzały i papież osunął się w ramiona stojącego za nim ks. Dziwisza. Postrzelone zostały też dwie przypadkowe kobiety. Papieska ochrona błyskawicznie przewiozła ciężko rannego papieża do polikliniki Gemelli, gdzie po wielu godzinach skomplikowanej operacji uratowano Janowi Pawłowi II życie (jakże się wtedy o to wszyscy modliliśmy!), do pełnego zdrowia nie wrócił jednak nigdy. Kreślę tych kilka zdań z pamięci, gwoli przypomnienia tragicznego wydarzenia sprzed 40 lat. Niewielu jednak pamięta, że już rok później, 12 maja (sic!), w czasie gdy papież pojechał do Matki Boskiej Fatimskiej, by dziękować za ocalenie (JPII: Jedna ręka strzelała, a inna kierowała kulę!), belgijski prawnik pochodzenia hiszpańskiego, lefebrysta Juan María Fernández y Krohn, przedostał się w czasie uroczystości blisko papieża i próbował go przebić bagnetem. Na szczęście papieska ochrona w porę zareagowała – JP II został tylko draśnięty i po opatrzeniu rany kontynuował wizytę w Fatimie. – Jestem tutaj, w tym błogosławionym miejscu, nie tylko dla wyrażenia wdzięczności Matce Bożej, ale także, by wysłuchać w imieniu całego Kościoła – orędzia wypowiedzianego przed laty ustami wspólnej Matki zatroskanej o losy swoich dzieci. Przypomnijmy, iż Maryja w czasie swych objawień (najważniejsze 13 maja 1917 r.) prosiła ludzkość o nawrócenie i pokutę, świat bowiem pogubił się odchodząc od Boga i zasad moralnych (sic!). Przestrogi, które trzeba wziąć sobie do serca. Podobnie jak słowa zapisane przez JP II pod datą 13 maja w Modlitwach na każdy dzień, w których zawarł on ważne papieskie przesłanie: Ze wzruszeniem dziękuję wam za modlitwy i wszystkich was błogosławię. Jestem szczególnie blisko dwóch osób zranionych wraz ze mną i modlę się za brata, który mnie zranił, a któremu szczerze przebaczyłem. Jaka z tego nauka dla wszystkich? Czy nie powinniśmy się modlić za złych ludzi i uczyć się przebaczać, gdy zauważymy chęć naprawy zła? Warunek sine qua non to oczywiście gotowość poprawy. W kwestii samego zamachu – musimy się też uporać z gorzką świadomością, że prawdziwi sprawcy, vulgo: mocodawcy Ali Ağcy i drugiego zamachowca z Placu św. Piotra, Orala Celika (spanikował i nie oddał strzałów) nigdy nie zasiedli i nie zasiądą przed sądem (Bułgarzy, Sowieci, nie wspominając o tych, który przyciskali „guziki”). Dla nich pozostaje sąd Boży.
Żydzi zapomnieli o świadectwie brata?
To ja przypomnę. Chodzi o Rafaela Scharfa, Żyda pochodzącego z Krakowa, prawnika z UJ, walczącego podczas wojny w brytyjskiej armii. Czcigodna postać. Po zakończeniu wojny pracował w jednostce przygotowującej procesy zbrodniarzy wojennych (tak się złożyło, że wszyscy byli Niemcami; to tak na marginesie). Był też współzałożycielem słynnego żydowskiego periodyku The Jewish Quarterly (wśród obecnie piszących m.in. Mikołaj Grynberg, a wcześniej Isaiah Berlin) oraz Instytutu Spraw Polsko-Żydowskich w Oxfordzie, plus wieloletnim prezesem Międzynarodowego Stowarzyszenia im. Janusza Korczaka! Pytam raz jeszcze: godna to postać? Przypomnijmy więc Żydom bardzo oczywiste zdanie wyrażone przez Scharfa w odpowiedzi na pytanie, czy Polacy w jakikolwiek sposób są współodpowiedzialni za Zagładę? (by the way: samo postawienie takiego pytania świadczy o tym, że pytający jest wściekłym antypolonitą!). Scharf odpowiedział dobitnie: Gdy słyszę o współodpowiedzialności Polaków za zagładę, to ciarki mnie przechodzą. To Niemcy są odpowiedzialni, Hitler, a nie Polacy. Polacy są świadkami! (w: R. Scharf: O dwóch najsmutniejszych narodach świata; rozmowa na krakowskim Kazimierzu). Można się oczywiście czepiać, że uznał Polaków za „świadków”, a nie za ofiary niemieckiej zbrodni, proszę jednak uprzejmie wszystkich oskarżających Polskę Żydów, by nie zapominali świadectwa swojego brata. Niech im również przechodzą po plecach ciarki, gdy usłyszą, jak ktoś łże o polskiej współodpowiedzialności (czasem mogą wykorzystać casus lustra!). Polacy, podobnie jak Żydzi, byli ofiarami Niemców. O tym będę przypominał w każdych „Zapiskach”.
Panie Prezydencie, prośba!
To, co napiszę, jest oczywistą oczywistością: nie rozdawajmy bezmyślnie wysokich odznaczeń. A odczuwamy pewną rozrzutność, gdy prezydent przyznaje najwyższe honory pośmiertnie (trudno w takiej chwili protestować). Nie będę więc przywoływał nazwisk odznaczonych ponad miarę, by nie robić przykrości rodzinom, wszak przeżyły już stratę, niemniej wyróżnianie polityków, delikatnie rzecz ujmując, niekojarzących się z niczym wybitnym (przeciwnie, wciąż pamiętamy ich szkodliwe publiczne wystąpienia) dewaluują polskie odznaczenia. Potrzeba w tej kwestii więcej miary.
Język (p)osła
Kiedyś mówiło się, że papier cierpliwy – przyjmie wszystko, dziś rzeka szamba wylewa się w necie. To, że jakieś anonimy i typy spod ciemniej gwiazdy wypisują szatan wie co na różnych „portalach”, można od biedy przyjąć do wiadomości, anonim przed kompem widzi siebie ogromnym, a rozum ma malutki i kultury brak. Znacznie gorzej, gdy chamskie teksty wypisuje nie anonim, a polityk. Znani są z tego totaliści, niemający żadnych hamulców, więc wstyd niech będzie z nimi! Co jednak sądzić np. o politykach Konfederacji, którzy coraz częściej wypisują i wygadują rzeczy, których powinni się wstydzić? Taki np. Jacek Wilk, prawnik i poseł, wypisujący w necie, że banda Morawieckiego wymordowała (sic! – A.L.) więcej Polaków niż UPA, nie tylko siebie kompromituje, ale też swoją partię, obraża także pamięć wielu dziesiątek tysięcy Polaków okrutnie pomordowanych na Wschodzie przez Ukraińców. Takiego zestawienia (działań demokratycznie wybranego rządu z ohydnymi mordercami) czynić po prostu NIE MOŻNA! To niemoralne! Jest też oczywiście i polityczny aspekt sprawy. Takie wyskoki (eufemizm) polityków Konfederacji powodują, że większość Polaków nie traktuje poważnie tej partii. Partii, która miała wnieść świeżość do patriotycznego bloku w polityce, a wnosi chaos, dezorientację (vide: wspólne głosowania z PO) i zażenowanie. Nie idźcie tą drogą.
Leja poleca
– Nie dopuść, by wątpiono w Polskę. Nie pozwól by ubliżano Polsce, poniżając Jej wielkość i zasługi, Jej Dorobek i Majestat. Będziesz miłował Polskę pierwszą po Bogu Miłością. Będziesz Ją miłował więcej niż siebie samego – napisała Zofia Kossak-Szczucka w słynnym Dekalogu Polaka. A rotmistrz Pilecki znał pisarkę osobiście i wyznawał podobne wartości. Polska zawsze była u niego na pierwszym miejscu, zaraz po Bogu. Przed egzekucją czytał spokojnie O naśladowaniu Chrystusa Tomasza
à Kempisa. O tym też pisze autor dziś rekomendowanej książki, a to dobry moment do jej lektury, wszak wczoraj, 13 maja minęło 120 lat od urodzin wielkiego rotmistrza. Zamordowany został przez komunistycznych oprawców również w maju, 1948 r. Zatem do dzieła, sięgnijmy po wydanego niedawno przez Zonę Zero Rotmistrza autorstwa Jarosława Wróblewskiego, pracownika Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL, autora takich historycznych hitów jak Gryf, Zośkowiec i Kwatera Ł. Wolność jest kuloodporna. Nie jest to zwyczajna biografia Pileckiego, bardziej ilustrowany historyczny reportaż, w którym postać bohatera jest spoiwem łączącym różne elementy treści, formy i czasu opowieści, sięgającej aż do wieku XIV. Autor swobodnie przeskakuje w toku narracji od życia i dokonań Witolda Pileckiego do czasów średniowiecznych (dzieje rodu Pileckich, przodków wielkiego rotmistrza sięgające korzeniami czasów króla Jagiełły i królowej Elżbiety Pileckiej – sic!), a także do czasów nam współczesnych, gdy przytaczane są świadectwa dzieci Witolda Pileckiego, Andrzeja i Zofii. Wszystko po to, by możliwie najpełniej ukazać postać bohaterskiego rotmistrza, na tle historii i dziejów rodziny Pileckich, a także, by oddać klimat i charakter najpodlejszych czasów komunistycznych zbrodni (vide: urzędujący komunistyczny premier Cyrankiewicz, przywłaszczający historię i zasługi Pileckiego w Auschwitz!). Mamy więc w książce wiele płaszczyzn dokumentalnego obrazu historii i przedstawienia w jej kontekście jednego z największych polskich bohaterów, niezłomnego człowieka i patrioty. Ogromnym walorem ponad 500-stronicowej księgi są liczne, nieznane dotąd szerzej fotografie, skany dokumentów i stron gazet z czasów haniebnego procesu i z ostatnich chwil rotmistrza przed egzekucją. Zasłużył na największe ordery i przywileje, a otrzymał z rąk komunistycznych oprawców straszliwe cierpienie, więzienie i śmierć. Niech więc hańba zostanie przy mordercach, a cześć i chwała należy do bohaterów. Naszą powinnością jest pamięć o nich i szerzenie wiedzy o ich heroicznych czynach, niech będą wzorem dla następnych pokoleń. Temu też służy księga Wróblewskiego, gorąco polecam.
Jarosław Wróblewski, Rotmistrz, Zona Zero 2021, str. 528
O polityce i politykach; dawniej i dziś!
W świetle tego, co Trzaskowski mówił ostatnio o swojej opatrznościowej roli w kontekście pandemii i po tym, jak jego kłamstwa tudzież przeinaczanie faktów i chwalipięctwo (ja, ja, ja!) obnażył wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł, można by z nostalgią, ale też z dużą dezaprobatą dla współczesnej formy politykierstwa westchnąć podczas np. lektury Arystotelesa piszącego peany o… politykach. Przypomnijmy, na co zwracał uwagę jeden z trójki wielkich Greków (S-P-A): Bycie politykiem jest najbardziej szacownym zawodem, wymagającym najwięcej kwalifikacji. Państwo umarli teraz ze śmiechu? Przy całym szacunku dla filozoficznej myśli Greków – przeczytać dziś coś takiego i spojrzeć np. na Trzaskowskiego lub co gorsza na Budkę, Tomczyka, Kopacz czy inną Kidawę-Błońską, no, niech będzie: zerknąć na platformerskie „szczyty”: Komorowskiego (eksprezydenta – sic!) i Tusku (ekspremiera i aktualnego przewodniczącego EPL)… Ryzyko zawału zwiększa się o tysiąc procent, chyba że „wyparskniemy” ogarniającą nas wściekłość na sam dźwięk tych nazwisk szczerym śmiechem. Wydaje się bowiem, iż nigdy wcześniej uprawianie polityki nie mogło być aż tak groteskowo-komiczne niż w czasach Budki i jego platformerskich koleżanek (weźmy taką Kingę Gajewską czy inną Jachirę) i koleżków (klaun Nitras et consortes). Cóż, Szekspir utrzymywał, że cały świat jest sceną. Komedianci więc też być muszą, szkoda, że przy okazji tyle szkód czynią. A nadymają się przy tym niczym owe żaby ustawiające się do podkucia. Szukajmy więc innego klucza dla współczesnych pajaców uprawiających politykę, bo Arystoteles to dla nich jednak za wysokie progi. Z pomocą może przyjdzie filozof z przełomu XIX i XX w., Max Weber, wzbraniający się przed mieszaniem polityki z moralnością, na co chętnie przystaliby platfusowi pajace, niemniej wskazywał on przy tym jako najważniejszy jej atrybut – uwaga – odpowiedzialność (czytaj: motto!). Broń Boże nie skuteczność. No i kłamstwem się brzydził. Jeśli więc nie szkoła Arystotelesa, mająca wiele wspólnego z filozofią chrześcijańską (tomizm!), może kluczem do polityki uprawianej dziś u nas będzie odpowiedzialność?! Ech, wciąż za dużo wymagam od większości polskich polityków, a przecież musimy przyjąć, że polityka to jednak bardzo poważna sprawa, musi być więc coś, co będzie dla jednych i drugich podstawą politycznych decyzji i wyborów. Jeśli więc zgodzimy się wszyscy (?), że najważniejsza jest odpowiedzialność (za swoje czyny i słowa), większość polityków leży na całej linii. Zero odpowiedzialności! Do tego w przypadku ferajny – mnóstwo wyszabrowanej kasy z uprawiania polityki. Pewnie więc, gdy prawią o skuteczności, w myślach liczą „dulary” bądź „diengi”. Tak czy inaczej, wbrew przekonaniom wielu współczesnych politykierów, skuteczność w polityce nie usprawiedliwia działań podszytych blagą, oszustwem i wiarołomstwem. Co do tego zgoda? Dlaczego więc to jedna z podstawowych metod działania polityków Platformy Oszustów (stąd takie właśnie odczytanie inicjałów nazwy partii). W politycznych działaniach musi być wiarygodność i odpowiedzialność za to, co z tych działań wynika. Moralność jest oczywiście ważna, nie wszystkie jednak działania polityków mają szanse być w tej samej linii, co np. chrześcijańska nauka, vulgo: chrześcijańska moralność (vide: sprawa aborcji i konsensus w tej kwestii). Odpowiedzialność jest zdecydowanie na pierwszym miejscu. I tu Jarosław Kaczyński bije politycznych rywali na głowę, a wielu z nich nawet o kilka długości. Szkoda, że partyjni liderzy w zdecydowanej większości nie rodzą się na kamieniu, Konfederacja też wyglądałaby inaczej, gdyby miała choć jednego lidera najwyższej klasy.