Przed 60 laty niemieccy chemicy opracowali formułę talidomidu, który miał być stosowany przeciwko wymiotom, przede wszystkim dla kobiet w ciąży, również jako środek przeciwbólowy. Był sprzedawany pod różnymi nazwami w 50 krajach. Nie wiedziano, że talidomid ma działanie teratogenne, ponieważ wiąże i blokuje białko mające istotny wpływ na rozwój kończyn płodu. Tysiące dzieci urodziło się bez kończyn. Niektóre ofiary do dziś walczą o odszkodowania.
Benjamin Disraeli stwierdził, że „istnieją trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, okropne kłamstwa i statystyka”. Aaron Levenstein, że „statystyka jest jak kostium bikini – pokazuje wiele, ale nie pokazuje najważniejszego”, natomiast George Bernard Shaw, że: „Jeśli mój sąsiad codziennie bije swoją żonę, ja zaś nie biję jej nigdy, to w świetle statystyki obaj bijemy je co drugi dzień”. Podobne cytaty można mnożyć w nieskończoność. Statystyka jak widać ma kiepskie notowania, a przecież jest podstawowym narzędziem zarówno badań klinicznych, jak socjologicznych i polityki. W tym polityki społecznej. Kilka lat temu dwójka z pięciorga odebranych pewnej rodzinie dzieci została zatłuczona na śmierć przez zastępczych rodziców. Pani reprezentująca instytucję odpowiedzialną za organizację tak zwanej pieczy zastępczej oświadczyła w wywiadzie z dziennikarką, że w rodzinach zastępczych problem przemocy nie istnieje i powołała się na badania, z których wynikało, że w skali kraju są to ułamki promila przypadków. O ile pamiętam, był to jej zdaniem jeden przypadek na 10 tys., czyli 0,1 promila. Riposta przytomnej żurnalistki jak w soczewce pokazuje podstawowy problem statystyki, jakim jest wybór populacji i wybór próby. – Zginęło dwoje z piątki dzieci z tej samej rodziny umieszczonych w tej samej placówce wychowawczej, zatem stanowi to 40 proc. – oświadczyła dziennikarka. Dalsze wnioski zależą od wyboru „narracji”. Jedna z pań twierdzi, że przemoc dotyczy 0,1 promila przypadków, druga że 40 proc. przypadków i obydwie (zgodnie zresztą z duchem postmodernizmu) mają rację.
Sporo na temat statystyki miał do powiedzenia John P. A. Ioannidis, amerykański lekarz i matematyk greckiego pochodzenia, profesor Uniwersytetu Stanford, który ma wielki wkład w badania naukowe w dziedzinie medycyny, epidemiologii oraz socjologii. Ioannidis twierdzi, że większość wyników prac naukowych w tych dziedzinach jest błędna. Jego publikacja: („Why Most Published Research Findings Are False”) miała więcej niż 3 mln czytelników w Public Library of Science. Zaproponowane przez Ioannidisa metody analizy wyników badań naukowych, w szczególności badań klinicznych, nazwano meta- analizą.
Ioannidis wypowiadał się również na temat COVID-19, ale to tylko odprysk o wiele szerszego problemu, jakim jest nierzetelność badań naukowych. Nie chodzi mi tutaj o tak zwaną paranaukę ani o doktoraty z gry w palanta. Starsi czytelnicy mogą pamiętać nagonkę na Zofię Dowgird, która napisała doktorat na temat palanta i utworzyła zakład etnografii sportu przy ówczesnej wrocławskiej Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego. W szerokim spectrum badań naukowych jest być może miejsce na studia nad palantem, zapewne można z tego nieźle żyć i nie jest to oszustwo. Są jednak oszustwa naukowe popełnione w pełnej świadomości tego czynu, a takich w historii nauki nie brakuje.
Świetnym przykładem oszusta naukowego jest znany, uwielbiany przez media profesor psychologii Diederik Stapel. Opublikował on kilkadziesiąt prac naukowych z zakresu psychologii społecznej. Miedzy innymi w 2008 r. opublikował wyniki badań ilustrujących wpływ otoczenia na nasze zachowanie.
Stapel wystartował w świecie nauki dobrym doktoratem, po którym zaoferowano mu profesurę na uczelni w Groningen.
Badając, jak na ocenę własnej atrakcyjności wpływa widok innych osób, Stapel zapewne po raz pierwszy podrasował dane tak, aby dały wynik istotny statystycznie. To samo robił na Uniwersytecie w Tilburgu, gdzie przeniósł się w 2006 r. Nieprawidłowości zauważyli studenci i zgłosili innemu profesorowi zarzuty przeciwko Staplowi, który wówczas był dziekanem. Ostatecznie 65 prac Stapla zostało oficjalnie wycofanych z literatury, a on sam stracił pracę na uniwersytecie.
Świadome oszustwa zdarzają się również w świecie nauk przyrodniczych. Przykładem jest niemiecki fizyk Jan Hendrik Schön, którego odkrycia w dziedzinie półprzewodnictwa okazały się oszustwami.
W 2001 r. Schön opublikował osiem artykułów na łamach „Science” i pięć na łamach „Nature”, które zostały potem wycofane, gdyż w 2002 r., po zbadaniu jego dorobku przez niezależną komisję, okazało się, że wszystkie rzekomo rewelacyjne odkrycia dokonane przez Schöna zostały sfałszowane.
Inny przykład to zimna fuzja przeprowadzona – jak mówią złośliwi – w szklance.
W 1989 r. dwaj fizycy, Stanley Pons z Uniwersytetu Utah oraz Martin Fleischmann z Uniwersytetu Southampton ogłosili, że wynaleźli prostą metodę wykonania zimnej fuzji atomów deuteru poprzez elektrolizę ciężkiej wody. Dokładne testy przeprowadzone w kilkudziesięciu ośrodkach naukowych na świecie zaprzeczyły tezie, że w takich warunkach istotnie dochodzi do zimnej fuzji.
W sprawach oszustw naukowych największą wagę przykłada się do intencji oszustów. Tymczasem równie niebezpieczne albo znacznie bardziej niebezpieczne są błędy naukowe popełnione w nieświadomości, bez złych intencji.
Przed 60 laty niemieccy chemicy opracowali formułę talidomidu, a wprowadziła go na rynek niemiecka firma Grünenthal. Talidomid miał być stosowany przeciwko wymiotom, przede wszystkim dla kobiet w ciąży, również jako środek przeciwbólowy. Wprowadzono go do sprzedaży, gdyż wyniki badań statystycznych były zdaniem badaczy pozytywne. Był sprzedawany pod różnymi nazwami w 50 krajach. Nie wiedziano, że talidomid ma działanie teratogenne, ponieważ wiąże i blokuje białko mające istotny wpływ na rozwój kończyn płodu. Tysiące dzieci urodziło się bez kończyn. Niektóre ofiary do dziś walczą o odszkodowania. Jednocześnie, jak się niedawno okazało, to samo białko ma właściwości antyangiogenne (zapobiegające tworzeniu naczyń krwionośnych), które okazały się przydatne w leczeniu szpiczaka.
Stapel został skompromitowany i wykluczony z naukowej społeczności tylko za to, że sfałszował kilka ankiet w tak istotnej dla ludzkości sprawie jak opinie kobiet na temat własnej urody. Twórcy talidomidu nie ponieśli konsekwencji katastrofy, którą spowodowało ich niefrasobliwe podejście do badań, a lek został zrehabilitowany.