Co zrobiłbyś dla niepodległości Polski?

W najnowszym wydaniu:

WG-47-2024 - Okładka

Co zrobiłbyś dla niepodległości Polski?

Nigdy nie wiadomo, kiedy i gdzie wezwie nas obowiązek wobec ojczyzny. Warto więc sobie czasem zrobić takie ćwiczenie serca (oby mężnego) i umysłu (otwartego i patriotycznego), zastanawiając się, ile i co jesteśmy w stanie poświęcić dla wolnej Ojczyzny. W ostatnich Zapiskach wspomniałem o horacjańskiej zasadzie Powstańców Warszawskich: Jak słodko i zaszczytnie jest umierać za Ojczyznę. Jeśli kogoś to oburza – a słyszałem w kontekście przeżywanej właśnie rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego opinie: jak można wysyłać kogokolwiek do walki, przecież można było uciec (vide: niesławni celebryci, niejednokrotnie chełpiący się tym, iż w sytuacji zagrożenia spieprza…by z Polski) – proszę pamiętać, że nie jesteśmy nieśmiertelni tu na ziemi, a to mocno zmienia głęboki sens poświęcenia życia za Ojczyznę. Najwięksi polscy bohaterowie w naszej historii nie wahali się. A po ich śmierci ryto im na grobach najważniejsze słowa poświęcenia. Tak jak zostało zapisane w kamieniu na mołdawskim grobie hetmana St. Żółkiewskiego, a warto o nim pamiętać. Był pierwszym Europejczykiem, który zdobył Moskwę i jedynym, który stolicę Rosji okupował. Zginął tragicznie w bitwie pod Cecorą w roku 1620, a jego syn Jan wyrył mu na grobowcu właśnie cytat z jego ulubionych „Ód” Horacego: Quam dulce et decorum est pro patria mori. Takie są polskie tradycje i wartości, takie winno być młodzieży chowanie w sytuacji, gdy wolna ojczyzna zagrożona. Napisała do mnie (prawdziwy list w kopercie) poetka i wielka polska patriotka Pani Jadwiga Teresa Wewiórska z Podgórzyc k. Góry Św. Małgorzaty, w jej tomiku poezji znajduję wiersz, który może być piękną puentą tych skromnych refleksji o niepodległej Polsce: Gdy mnie zapytają / co najbardziej cenię / – odpowiem / wszelkie wartości u mnie są w cenie
/ A że pamiętam wojenne blizny / na samym szczycie postawię
/ – wolność Ojczyzny! Dziękuję, Pani Tereso!


Część 1 – żydowski historyk w akcji

A może jednak szkoda, że w Europie Wschodniej nie było „łowców zbrodniarzy komunistycznych” na wzór izraelskich łowców niemieckich zbrodniarzy typu Szymon Wiesenthal czy dr Efraim Zuroff, żydowski historyk zwany ostatnim łowcą nazistów. To on – mocno szarżując – prawił ostatnio dla niemieckiego Onetu, iż ludzie bez sumienia żyją dłużej, dodając nieco mądrzej, że przewidywana długość życia wygląda coraz bardziej optymistycznie. Dziś osoby powyżej 90. roku życia, a niekiedy i stulatkowie, często żyją i są w wystarczająco dobrej formie, aby postawić ich przed sądem. I co do drugiej części wypowiedzi, bo pierwsza niemądra – zgoda. Popełniłeś zbrodnię przeciwko ludzkości, powinieneś stanąć przed sądem i odpowiedzieć za niecne czyny. Wielka więc to niesprawiedliwość, że ta oczywista zasada w zdecydowanej większości nigdy nie dotyczyła komunistycznych zbrodniarzy. Mimo upadku sowieckiego reżimu mało którego komunistycznego oprawcę dosięgła ziemska sprawiedliwości (casus obojga Ceausescu był drastycznym wyjątkiem w regule). W zdecydowanej większości dożyli/dożywają w spokoju i bogactwie sędziwych lat bez żadnej kary, nawet symbolicznej. Co gorsza, wielu z nich trafiło do struktur „demokratycznego” świata (pozwólcie na cudzysłów w obliczu lewackiego terroru, kontestującego demokratyczne wybory) i grają dziś role równie zapiekłych demokratów co niegdyś fanatycznych komunistów, vide: Millery, Cimoszewicze, Urbany et consortes.

Cd. w cz. 2


Część 2 – nie potrafi zamilknąć!

Wróćmy do wypowiedzi Żyda Zuroffa, że nawet ludzie w sędziwym wieku winni stanąć przed sądem, jeśli popełnili zbrodnie – stanowi dobry kontekst do informacji, jaka się ukazała w tym samym dniu, co jego wypowiedź dla Onetu (ciekawa koincydencja). Otóż guru czersko-wiertniczego ludu, Michnik Adam, zamieścił w swej gazetce nekrolog, informujący o śmierci brata Stefana Michnika, głośnego stalinowskiego zbrodniarza, skazującego niewinnych ludzi na śmierć. Przed Sądem Bożym on teraz, warto jednak przypomnieć, że ten stalinowski sędzia-oprawca nigdy nie został osądzony za swoje okrutne zbrodnie. A kiedy prokurator Ziobro próbował to uczynić, broniono zbrodniarza argumentem: zostawmy go w spokoju, to staruszek. A ten „staruszek” miał dziesiątki ludzkich istnień na sumieniu. Przypomnijmy fragment materiałów IPN w jego sprawie: Zgromadzono obszerny materiał dowodowy, który pozwolił na przedstawienie Stefanowi Michnikowi łącznie 93 zarzutów popełnienia przestępstw (…) stanowiących zbrodnie komunistyczne i wyczerpujących znamiona zbrodni przeciwko ludzkości, które polegały na wydaniu bezprawnych wyroków orzekających kary śmierci, kar długoletniego więzienia oraz bezprawnych postanowień w przedmiocie stosowania tymczasowego aresztowania wobec osób działających na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego. Cóż, sprawiedliwości w jego sprawie nie stało się zadość na ziemi. A równie mocno oburza to, co po jego naturalnej śmierci w wieku 92 lat napisał Adam Michnik w nekrologu: Mój brat wiele wycierpiał [sic! – AL.]
z mojego powodu, choć nie z mojej winy. Wyjątkowo bezczelny typ. Jego brat wycierpiał wiele!? Żyjąc w dobrobycie jako wolny człowiek i odchodząc w wieku 92 lat?! A ile wycierpieli ci wszyscy niewinni polscy patrioci i żołnierze, których skazał na śmierć?! Zaiste Michnik jest wyjątkowo cynicznym człowiekiem, pomijając fakt, że od wielu lat także największym szkodnikiem. Ale o tym pisałem wielokrotnie i jak Katon Starszy o Kartaginie powtarzał będę!


Się obłowią?!

Pozwoliłem sobie na naśladownictwo Stachury w tytule. Oto czytamy, że podwyżki dla parlamentarzystów to nic nadzwyczajnego, a to przecież tylko pół prawdy. I żeby było jasne, nie jestem jakimś szalonym egalitarystą czy socjalistą, wyskakującym z tekstem, że wszyscy mamy takie same żołądki. Najważniejsze osoby w państwie (z wyjątkiem tej „czeciej”) zasługują na podwyżki, nie bardzo jednak rozumiem, dlaczego podobnego dobrodziejstwa doświadczają (p)osłowie typu Nitras/Jachira i podobni im szkodnicy. I to aż o 4 tys. zł w górę. To po co był ten cały cyrk w r. 2018 z obniżeniem poselskich pensyjek?! Dziś każdy z parlamentarzystów dostanie na rękę ponad 12 tys. plus niebotyczne diety i dużą kasę na prowadzenie biur, które często okazują się fikcją, co obserwuję w okolicznych miasteczkach, w których biura (p)osłów zamknięte są na cztery spusty (przed jednym z nich wisi pranie: patrz foto). Podwyżka w wys. 4 tys. to o wiele za dużo dla szkodników i targowiczan. Co gorsza, degraduje też nasze wyobrażenia o uczciwości i sprawiedliwości.


Gdzie są granice obłędu?

Co robić w sytuacji, gdy złodziej głośno krzyczy: „łapaj złodzieja”? Przestępcza klasyka, nieprawdaż? Przypomina się, gdy się słyszy, jak Tusku mówi o obecnym rządzie: Pisowska władza chce kraść bez żadnej kontroli, nie chce sądów, nie chce wolnych mediów. Pisowskie państwo pokazuje swą najbardziej odrażającą twarz. Słysząc tak obrzydliwie POkrętne słowa, człek łapie się za głowę, zastanawiając się, jak w takim razie należałoby określić gębę Tuska i jego ferajny?! I gdzie są granice nienawiści i obłędu? Jest oczywiście za co krytykować obecny rząd, mnie się to też zdarza (nawet dziś), ale to przecież dopiero czwarty rząd od r. 1989, licząc w tym rządy premierów: Olszewskiego, Kaczyńskiego i Szydło, który rzeczywiście działa pro publico bono i pro patriae bono. Różnie to wychodzi, trzeba jednak docenić to, co zrobił, a jego osiągnięcia szczególnie mocno widoczne na tle złodziejsko-targowickiej szajki lewacko-liberalnej, rządzącej przez większość okresu tzw. transformacji. W kwestii błędów rząd jednak rzeczywiście musi uważać, bo cierpliwość wyborców się kurczy, a ich łaska, jak wiadomo, na pstrym koniu jeździ. Nadmierne uleganie Brukseli i TSUE może się okazać dla większości niestrawne. Jeśli więc w tej kwestii rząd posunie się o most za daleko (a tak będzie, gdy przyjmie „warunki” TSUE), perspektywa jego oceny może się zmienić. Najważniejsze w tym całym rozgardiaszu jest jednak to, by mieć świadomość, kim naprawdę jest „diabeł” i kto stoi tam, gdzie stało ZOMO, wtedy unikniemy najgorszego scenariusza.


Leja poleca

Któż nie zna niezwykłej historii słynnego dywizjonu 303 – Eskadry Kościuszkowskiej, walczącej bohatersko w obronie Anglii w 1940 r., spopularyzowanej przez znakomitego reportażystę Arkadego Fiedlera, jeszcze podczas wojny. To m.in. o tych wspaniałych lotnikach, nazywanych w Wielkiej Brytanii polskimi aniołami zemsty, Churchill powiedział, że jeszcze nigdy w dziejach ludzkich konfliktów tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym! To najlepsze podsumowanie wyczynów polskich lotników nie tylko w bitwie o Anglię, ale także podczas wielu innych powietrznych bojów – w wojnie obronnej 1939 r., w czasie walk pod niebem Francji, w służbie RAF (walki na Malcie, w Afryce Płn., Sycylii) i w amerykańskich siłach lotniczych; nie zapominając o wyczynach pilotów 1 Pułku 7 Lotnictwa Myśliwskiego „Warszawa”, (m.in. wykrycie wyrzutni pocisków V 2 na Wyspie Chrząszczewskiej i błyskotliwe walki w czasie operacji berlińskiej), działającego, bo innych możliwości walki nie mieli, pod sowiecką komendą. Marka polskiego pilota od zawsze była najwyższej próby, tradycje wielkich pilotów Orlińskiego, Idzikowskiego, Żwirki, Wigury czy Skarżyńskiego, odnoszących sukcesy w okresie międzywojennym, zobowiązywały. Powietrzne walki w czasie II wojny światowej wykreowały kolejnych wielkich bohaterów. Nazwiska Skalskiego, Krasnodębskiego, Urbanowicza, Zumbacha, Łokuciewskiego, Paszkiewicza, Spornego, Popławskiego czy wreszcie Wacława Króla (nie sposób wymienić wszystkich bohaterskich pilotów) na stale zapisały się do światowych annałów najdzielniejszych lotników czasów wojny. Nieprzypadkowo zapisałem Króla na końcu listy – ostatni będą pierwszymi – to on jest autorem rekomendowanej dziś książki o polskich myśliwcach pod znamiennym tytułem „Loty ku zwycięstwu”. Polscy piloci nie zwykli przegrywać powietrznych pojedynków, co nam pięknie opisał uczestnik tych podniebnych walk, właśnie pilot mjr Wacław Król, angielski Wing Commander (12. na liście polskich asów myśliwskich w liczbie zestrzelonych szwabskich maszyn). Co ciekawe, książka napisana została wiele lat temu, nigdy nie była jednak publikowana (płk Król zmarł w r. 1991); odnaleziona po latach, ukazuje się właśnie teraz i nie mam wątpliwości, że stanie się ważnym źródłem wiedzy o bohaterskiej walce polskich lotników i ich nadzwyczajnych umiejętnościach pilotowania polskich PZL-ów, brytyjskich spitefierów czy amerykańskich mustangów. Polskim pilotom było wszystko jedno, na jakich maszynach latają (przecież polecą nawet na drzwiach od stodoły – jak mawiał pewien belwederski żartowniś), najważniejsze było to, że biorąc udział w powietrznej walce na wszystkich teatrach II wojny światowej, jak barwnie pisze autor, mogli uczynić tak wiele dla ojczyzny. O działaniach polskiego lotnictwa myśliwskiego w czasie II wojny światowej powstało ostatnio wiele ciekawych pozycji, książka Króla będzie jedną z cenniejszych, stanowi bowiem, co zapowiada autor we wstępie, kompendium wiedzy o bojowej działalności polskich myśliwców. – Niechaj – dodał w przedmowie płk Król – będzie skromnym przyczynkiem do wojennej historii Polskich Skrzydeł. Gorąco polecam tę lekturę.
Wacław Król, Loty ku zwycięstwu, Polscy myśliwcy 1939-1945, Fronda 2021, str. 340

W razie problemów prosimy pisać na adres mailowy:
kontakt@pl1.tv