Nawet się ucieszyłem z hasła: „Wrocław to miasto polsko-ukraińskiego dialogu”. Bo dobrze jest prowadzić dialog, rozmawiać, opowiadać własne historie. Jak dialog, pomyślałem sobie, to znaczy, że z jednej strony usiądą przy stole albo nawet przy kilku stołach Polacy, a z drugiej Ukraińcy i porozmawiają poważnie o sprawach, które obie strony uznają za ważne i interesujące. Polacy powiedzą, jak widzą Ukrainę i jej kulturę, edukację i historię, a Ukraińcy, jak widzą Polskę, jej kulturę, edukację i historię. A wszystko będzie oparte o fakty, dokumenty, zeznania świadków. Z pewnością pojawi się wreszcie jako problem, o który trzeba porozmawiać rzetelnie i otwarcie, także problem ukraińskiej zbrodni ludobójstwa, jakiej dopuściły się na Polakach Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińska Powstańcza Armia. Nie da się bowiem rozmawiać o przeszłości, ale też o teraźniejszości, bez wejrzenia w problematykę ludobójstwa, ponieważ ona wciąż ciąży na współczesności. Nawet wyobraziłem sobie, o naiwny, że zbierze się kilka grup, jedna, która się zajmie kulturą, druga edukacją, trzecia historią i bez uprzedzeń, racjonalnie, konkretnie przejrzą katalog najważniejszych spraw i opowiedzą, jak je widzą. A co zobaczyłem? Nic z tych rzeczy. Żadnej debaty, żadnego ścierania poglądów, żadnego zderzania faktów, tylko typową, propagandową ustawkę, która jak wiele innych miała odfajkować problem i przynieść zadowolenia, że zrobiono swoje. Zobaczyłem w mediach społecznościowych slogany typu: „Rusza kampania edukacyjno-społeczna promująca Ukrainę”. A więc nie żaden dialog, nie porządna, rzeczowa rozmowa o dwu krajach i dwu narodach, nie wspólne dociekanie prawdy i analiza faktów, tylko pokazowy, sloganowy i agitatorski gest, który niewiele znaczy, choć zapewne wiele chce ukryć. Co ukryć, opowiem za chwilę.