Najistotniejszym niepożądanym efektem obecnej epidemii, który być może będzie wtórnie wywoływał efekt nocebo, jest utrata zaufania do lekarzy i wiary w medycynę.
W młodym wieku wielokrotnie broniłam tezy, że większość dolegliwości to choroby psychosomatyczne. „Każda choroba zaczyna się w głowie” – twierdziłam buńczucznie. Miałam ku temu pewne podstawy – bez trudu i bez konsekwencji zdrowotnych znosiłam warunki dla wielu niewyobrażalne, choćby noclegi w słowackich Tatrach w kolebach (niszach skalnych) przy kilkunastostopniowym mrozie. Z prozaicznych zresztą przyczyn na schronisko czy górski hotel nie było nas po prostu stać. Wybierając się na Słowację na tydzień, na przepustkę, można było zabrać ze sobą 150 koron, a nocleg w popularnej Terince (Téryho Chata) kosztował 40 koron. Wolałam więc mieszkać w jednej z luksusowych koleb pod Lodowym. Nawet złamanie nogi przy zajeżdżaniu koni w stadninie Plękity miało moim zdaniem swój początek w głowie. Nie zapanowałam nad koniem, bo się go bałam, koń się wywrócił, a noga się złamała.
Konsekwentnie nie chodziłam do lekarzy, nie przyjmowałam lekarstw, nie miałam nawet karty w żadnej przychodni. Jeżeli ktoś ma dosyć tych moich przechwałek, mogę go pocieszyć – dorobiłam się wreszcie karty w przychodni, bo jak mówił Boy: „Gdy się człowiek robi starszy, wszystko w nim po trochu parszy”.
W medycynie sporo jest trudnych do racjonalnego wyjaśnienia i słabo zbadanych efektów. Między innymi efekty placebo oraz nocebo.