Znowu trudny i ciężki czas dla Polski. Nie dość, że doświadcza nas, jak i cały świat, straszliwa zaraza, to jeszcze uginamy się pod ciosami lewackich terrorystów, którzy wyszli na ulice, wykorzystując prawny pretekst do rozwalania polskiej tożsamości. Nie mówię tutaj o kobietach i dziewczynach, które niesione szczerą nadzieją na poprawę swojego losu pragną wykrzyczeć swój gniew, ból, cierpienie, lęki, obawy przed nieszczęściami, jakie mogą na nie spaść przy porodzie. Boją się kalectwa swoich dzieci i szukają ratunku. Ich lęki są uzasadnione i należy je traktować poważnie. I to nie one są inicjatorkami napadów na kościoły i niszczenia świętych miejsce. One stały się nieświadomymi narzędziami w rękach cynicznych, często wulgarnych przywódczyń w rodzaju wrocławskiej działaczki lesbijskiej, prostackiego i prymitywnego babsztyla, nazywającego się bodajże Lempart czy jakoś tak. Tego typu liderki kobiecego buntu wcale nie walczą o poprawę losu polskich kobiet, tylko wykorzystują je do ataku na Kościół i religię, no i, rzecz jasna, na aktualny rząd i jego instytucje. I wcale tego nie ukrywają. Mnie żal dzieci, młodzieży szkolnej, tych pięknych, ale naiwnych dziewczynek z liceów i nieco starszych studentek, które poddały się presji makiawelicznych, perfidnych i podłych manipulantek, nie wiedząc na dobrą sprawę, w czym uczestniczą. Nie łudźmy się: te wytrawne lisice, ich wytrenowane przywódczynie, naprawdę walczą nie o wolność i godność kobiety, tylko walczą z fundamentami narodowych wartości. Atakują religię, kościoły, wiarę i katolików, obrażają, kaleczą, nawet fizycznie niszczą każdego, kto im staje na drodze. Wprawdzie dla mnie osobiście to nic nowego, od dawna o tym mówię i piszę. Tylko, że tym razem, w tym nowym akcie terroryzmu i barbarzyństwa, natężyły się i wyostrzyły żądania, adresowane już wprost: rozwalić tę władzę, doprowadzić do ruiny jej projekty i zamierzenia. Oczywiście wiemy, że ta władza popełnia rażące błędy, nie słucha ostrzeżeń, nie reaguje na słuszne głosy krytyki, ale co innego krytykować ją, a co innego obalać na ulicy siłą. Od obalania są parlamenty i wybory.