Warto i trzeba przypominać historię własnego kraju i jego miast i wsi, by ocalać miniony świat dla nowych pokoleń, wyjątkowo należy nieść pamięć historyczną o wielkich ośrodkach nauki i kultury, budujących przez wieki tożsamość narodową, bez której narody i państwa nie mogą egzystować, szczególnie wtedy, kiedy na skutek dziejowych losów zostały nam odebrane. Bez tożsamości zwykle narody i państwa upadają, rozsypują się bądź też ciężko chorują. Właśnie ten ostatni przypadek dotyczy także Rzeczypospolitej, która na pierwszy rzut oka trzyma się nieźle, ale podziemne procesy i nadziemne zjawiska wypłukują z niej pierwiastki identyfikacyjne, tożsamościowe. Widać to gołym okiem, kiedy coraz częściej słyszymy: „Polska to nie mój kraj”, „Wyjeżdżam z Polski, bo jej reżim nie pozwala mi normalnie żyć” czy tym podobne hasła, zawołania, a nawet apele, często brednie, ale jednak. To tylko jedna z form obniżania poziomu własnej tożsamości. I te wyjazdy (czy tylko hasła o wyjazdach) nie wynikają z potrzeby ekonomicznej, tylko właśnie z tożsamościowej. Oczywiście nie mają one charakteru masowego, raczej stają znakiem symbolicznym, ale dowodzą, że jakiś problem z identyfikacją narodową istnieje.