Co ma wspólnego jakaś awangarda z polityką? – zapewne spyta dociekliwy Czytelnik. I kogo to interesuje? No, właśnie: co to ma wspólnego? I kogo to interesuje? I co to, w końcu, jest ta cała awangarda? Na dodatek w klasztorze? Przecież klasztor, jak świat światem, to mnisi, zacisze, ostoja spokoju, miejsce modłów i religijnej zadumy, słowem świat tradycyjnej aksjologii. A tu awangarda! Czymże w końcu jest ta awangarda? Powiedzmy w prostych, żołnierskich słowach (bo awangarda ma coś wspólnego w żołnierzami), że pojęcie to wywodzi się z języka francuskiego: avant garde, czyli straż przednia, a więc oddział wojskowy ubezpieczający maszerującą grupę od przodu, czyli wyprzedzający grupę. Dopowiedzmy także, że istnieje awangarda w kilku znaczeniach. Lecz istotą tego pojęcia jest przewodzenie, nadawanie tonu, tworzenie wzorców, wyprzedzanie swojej epoki. Czyli coś niezwykle oryginalnego, twórczego i rozwojowego. W tym kontekście jawi się nam awangarda jako pewien nurt w kulturze, w literaturze i sztuce, powiedzmy, jak futuryzm, ekspresjonizm, kubizm, surrealizm czy najbardziej radykalne – poezja lingwistyczna, poezja konkretna, sztuka konceptualna lub minimalizm. Dotyczy to także cywilizacji, a więc techniki, kultury materialnej. Nie będziemy omawiać, co który nurt dokładnie znaczy. Powiemy tylko, że każdy z nich wprowadza do naszych umysłów jakieś nowe rozumienie literatury i sztuki bądź też technologii. Ale pozostańmy przy kulturze, czyli przy życiu duchowym człowieka. Niektóre z tych nurtów prowadzą wprost w ślepą uliczkę i tworzą potężny zamęt w głowach odbiorców, inne natomiast rozwijają ludzką fantazję i zasadniczo wzbogacają nasze doświadczenia.