Zaczyna się rok szkolny. Jaki on będzie? Ku czemu poprowadzi? Edukacja to jedna z najważniejszych dziedzin życia. W czyich rękach szkoła, w tych rękach przyszłość. Edukacja ma kilka celów, ale najważniejszy to wiedza, która pozwala uczniowi rozeznać się we współczesnym świecie. A także aksjologia, a więc system wartości. Edukacja i wychowanie! Ale to nie wszystko. Edukacja młodego pokolenia to przede wszystkim ogromna odpowiedzialność za przyszłość, czyli kolejne przesunięcie granic trwania i rozwoju własnego narodu. Jeśli bowiem naród ma trwać, musi się rozwijać, kształcić, zdobywać wiedzę i umiejętności, musi mądrze dokonywać aktu samopoznania i przenosić cały dorobek historii ku nowym czasom. Zadajmy wobec tego sobie pytanie, co to takiego ten dorobek, który naród ma przenosić ku nowym czasom? To centralne pytanie w sporze o edukację. Dla jednych dorobek to zdobycze historyczne, które stają się dla narodu fundamentem dla samorealizacji, dla innych to ogromny ciężar, który tylko utrudnia posuwanie się kraju do przodu. Ale przecież jest jeszcze trzecie wyjście, kumulacja najważniejszych historycznych wydarzeń i dóbr wyniesionych z przeszłości, materialnych, ideowych, religijnych, etycznych i estetycznych, czyli tego wszystkiego, co naród wytworzył przez wieki, włącznie z dramatami i klęskami, słowem kumulacja historycznych doświadczeń, utrwalonych i zapisanych przez dziejopisów, połączona ze zdobyczami współczesnej nauki i kultury, czyli cywilizacji. Krótko mówiąc, po to poznajemy dzieła i dokonania przeszłości, by ogarnąć ich sens lub bezsens w teraźniejszości i wybrać z nich dla naszego dalszego rozwoju te, które pozwolą nam szybciej i mądrzej dojrzewać, i przekraczać kolejne granice rozkwitu.
Wydaje się to oczywiste i jasne jak słońce. A przecież dla przeciwników takiego rozumowania historia to wciąż ciężar, którego nie da się znieść, szkodliwy bagaż, który tylko zaśmieca umysły i kieruje nasze spojrzenia w przeszłość, hamując postęp i przeobrażenia. Powiedzmy wprost: takie poglądy głoszą zwolennicy likwidacji tożsamości narodowej, a nawet więcej, państwa narodowego. To, co identyfikuje naród z własną tradycją i historią, jest groźne dla przeciwników naszych dziejów. Są oni bowiem zwolennikami rozmycia wartości narodowych, wyeliminowania spuścizny kulturowej, degradacji takiej edukacji i wychowania, które pozwalają narodowi trwać i rozwijać się bez względu na trudności i przeszkody rzucane mu pod nogi przez, delikatnie mówiąc, przeciwności losu.
Jedną z najczęściej stosowanych koncepcji myślowych takiego rozumowania jest przekonanie, że np. w historii literatury należy się pozbywać tych wszystkich dzieł poetyckich, prozatorskich, dramaturgicznych i publicystycznych, których języka i struktur gramatycznych nie da się już dzisiaj w pełni pojąć. Dlatego inkwizycja historyczna za wszelką cenę pragnie wyeliminować z lektur szkolnych dzieła Sienkiewicza, Słowackiego, Mickiewicza i Żeromskiego, nie mówiąc o literaturze wcześniejszych okresów. To tak, jakby Grecy wyrzucili z kanonu lektur szkolnych Safonę, Homera, Ajschylosa, Sofoklesa i Eurypidesa, Włosi – Dantego, Petrarkę i Boccaccia, Niemcy – Goethego i Schillera, Anglicy – Szekspira, a Rosjanie – Puszkina, Tołstoja i Dostojewskiego, bo są za trudni, niezrozumiali i zbyt mało atrakcyjni. Na szczęście nie słyszę, by Homera, Szekspira czy Dostojewskiego usuwano z podręczników szkolnych. I to zrozumiałe, bo mądre, dumne i odpowiedzialne narody trwają dzięki kulturowej ciągłości, dzięki nieustannemu czerpaniu ze źródeł piękna, bogactwa duchowego i wiedzy, dzięki nieustannemu wzbogacaniu intelektualnemu i artystycznemu.
Przeciwnicy ciągłości wydarzeń kulturowych najczęściej używają argumentu, iż są to „starocie”, „śmiecie literackie”, „przeżytki” i „staroświecczyzna”. A skoro „przeżytki” i „staroświecczyzna”, to do śmietnika z nimi. Tyle tylko, że są to argumenty pozorne, czyli nie argumenty, a wybiegi publicystyczne. Za nimi kryje się coś znacznie głębszego i groźniejszego. Zerwanie ciągłości duchowej. A zerwanie ciągłości duchowej to uśmiercanie tkanki narodowej. Musimy przy tym pamiętać, że ta nasza ciągłość duchowa przeniknięta jest pierwiastkami religijnymi. Całe więc nasze bogactwo duchowe było i pozostało zarazem bogactwem narodowym. A wrogom wolności bardzo się to nie podoba. Bo nie podobają się im państwa narodowe. I chodzi im o to, by likwidować wszystko, co państwa narodowe jeszcze podtrzymuje przy życiu. Chodzi więc im o to, by państwa narodowe powoli kurczyły się, zanikały, a w końcu roztopiły się w jakiejś magmie wielokulturowości. Działają więc na wielu frontach, wykorzystują wiele narzędzi infiltracji społecznych, posługują się wieloma instrumentami nacisku i indoktrynacji kulturowej, w tym deprawacją seksualną dzieci i młodzieży, by zmącić tradycyjne pojęcia humanistyczne i utrwalone w kulturze systemy wartości. Dlatego trzeba pilnie reagować na zło, jakie niosą te nowe prądy propagandowe, mające na celu zniszczenie ludzkiej godności, narodowej wspólnoty i dumy.
Pomagają im w tym skolonizowane już umysły, które nie zdając sobie sprawy z tego, iż padły ofiarą agitacyjnych i manipulacyjnych sztuczek, na forach społecznościowych wygłaszają takie oto opinie: „Może właściwsze byłoby zabranie się za nauczanie w szkołach składnego pisania, stawiania przecinków i stosowania zasad ortograficznych, bo robienie karygodnych błędów to dużo większy obciach niż nieznajomość »Pana Tadeusza«”. Tak pisze jakiś geniusz ukrywający się pod ksywą Arbuz. Pisze te brednie kompletnie nie rozumiejąc, że szkoła powinna nauczać zarówno interpunkcji, jak i wiedzy o „Panu Tadeuszu”. Inny geniusz, tym razem niejaka Aleksandra, powiada: „»Ludzie bezdomni« to tragedia (…). Ogólnie należę do osób, które na temat lektur mają raczej kiepskie zdanie – większość z nich powinna być wyrzucona z kanonu”. Właśnie, najlepiej wszystko wyrzucić i zostawić pustkę, w którą natychmiast wejdą specjaliści od ideologicznej propagandy i seksualizacji czteroletnich maluchów. Zgroza!
A przecież tych opinii nie piszą młodzi ludzie sami z siebie. Oni najpierw słyszą je z ust „autorytetów moralnych”, które walczą z „ciemnogrodem” i „zacofaniem”. I oni, ci młodzi, potem powielają je, nie wiedząc nawet, że te „autorytety moralne” robią wszystko, by zredukować ciągłość historyczną do nicości, a w jej miejsce zasiać ziarna zwątpienia i niemocy, by silne do tej pory narody zatracały orientację, w jakim świecie żyją. A kiedy już zatracą całkowicie orientację, zobaczą przed sobą przewodników, którzy poprowadzą je ku świetlanej przyszłości „tolerancji” i „porozumienia”, w których już nie będzie miejsca na wspólnotę losu.
Takie to chmury gromadzą się nad naszymi głowami. Nie bez sensu jest więc pytanie: dokąd zmierzasz, szkoło? Właśnie, dokąd? Do tego, by było jak najwięcej wspólnych obszarów, w których będziemy siebie samych rozpoznawali i wytyczali dalsze drogi rozwoju, czy też do tego, jak chcą przeciwnicy historycznej ciągłości, by wszystko było względne i relatywne, i byśmy nie byli już w stanie porozumieć się nawet w najmniej ważnych sprawach narodowych. Oto dwie drogi przed szkołą, a więc i przed nami. Ta pierwsza to rozsądne czerpanie ze źródeł historycznej mądrości i splatanie tej mądrości ze współczesnymi dokonaniami naszej epoki. A ta druga to okrajanie i likwidacja własnej dziejowości oraz ślepe przyswajanie doktrynalnych nakazów filozofii rozkładu i degradacji porządku moralnego. Do nas należy jeszcze wybór. Dopóki możemy, dokonujmy tego wyboru i patrzmy, czy nasze dzieci i wnuki idą jeszcze tuż obok nas, czy też już znalazły się w obcym dla nas świecie i nie będziemy już w stanie się z nimi porozumieć.