Gdybym nie był świadkiem tego wydarzenia, nie mógłbym w nie uwierzyć, a nie jestem człowiekiem aż tak małej wiary. Wracałem popołudniowym pociągiem z dość odległego miasta, wagony przepełnione, podróżni nawet na korytarzach, dużo dzieci, młodzieży i starszych osób. A tuż za ścianą gromadka sześciu panienek wrzeszczy na cały głos, przekrzykuje się, piszczy, ryczy, wyje i co chwilę wybucha głośnym śmiechem. Widać wyraźnie, że są pod wpływem czegoś mocniejszego. Ale dało się to jeszcze jakoś znieść. Panienki co pewien czas gromadnie udawały się z butelkami ukrytymi w reklamówkach do toalety, po czym wracały jeszcze bardziej podekscytowane i hałaśliwe. Ale i to pasażerowie jeszcze dzielnie znosili. Aż któryś w końcu nie wytrzymał i poskarżył się konduktorowi. Konduktor zwrócił panienkom uwagę, że naruszają publiczny spokój, klną jak szewcy i drą się na cały wagon. Wyrazy na „k” i „ch” leciały przez pociąg seriami, aż uszy więdły. Słuchały tego dzieci i starsi ludzie. Panienki nie zawracały jednak sobie nimi głowy i dalej wrzeszczały i klęły. Z rozmów, jakie głośno prowadziły wynikało, że były gorącymi zwolenniczkami LGBT, a także wszelkich „postępowych” ruchów rewolucyjnych.