Ani spokojna, ani wesoła. Więc jaka? Kochanowski, a zapewne i Reymont już by jej nie poznali. Nie wiadomo, jaka, by nie powiedzieć: nijaka – a powinna być „jakaś”: wyrazista, z jasną, niepodważalną tożsamością, z żywą, dynamiczną kulturą, z pięknymi, historycznymi obyczajami, z bogatą, tradycyjną religijnością, z własną urodą i wdziękiem. Niewiele z tego zostało. Co zatem się stało? Wiele by mówić, ale najważniejsze to przemiany mentalne, które zmieniły wieś nie do poznania, choć zapewne niektórzy badacze powiedzą, że nie zmiany mentalne są najważniejsze, a gospodarka, ekonomia, rolnictwo, nastawienia cywilizacyjne, stosunek do nowej, jeśli tak można rzec, kultury agrarnej. Wieś tradycyjna zniknęła, ale przecież z tej wsi wyszły miliony młodych ludzi, którzy się wykształcili i zdobyli nowe, ważne i ciekawe zawody. Oni jednak w zasadzie o wsi zapomnieli; nie działają na jej rzecz, nie poprawiają wizerunku, a często nawet swojej wsi się wstydzą. Dawne już, urągające myślącemu umysłowi, wykute przez złośliwe, jadowite usta opinie wciąż straszą i szydzą ze wsi i z wieśniaków. Znamy takie niemiłe synonimy, jak „wiocha”, „dziura”, „grajdoł”, „pipidówa”, „skansen”, „świat zabity dechami”, „zadupie”, „przeżytek”, „relikt” czy „odludzie”. Wprawdzie pojęcia te odnoszą się także do prowincjonalnych miasteczek, ale najczęściej używane są w kontekście wsi, choć powszechnie wiadomo, że komórka, Internet, telewizor czy laptop na wsi znajduje się w powszechnym użytku. Ale wiocha to wiocha i koniec.