Całe watahy zdrajców, uformowane w pozornie narodowe barwy, zmagają się z własnym narodem, by go zdeprawować i oddać w obce ramiona. Kiedy tylko narodowe zasoby moralne i ideowe ujawniają swoją historyczną siłę w kraju i odwołują się do wielkich tradycji wolnościowych i niepodległej, suwerennej Rzeczypospolitej, natychmiast pojawia się złowrogie stado wron, które kracze, że to ciemnogród.
W polityce nie ma przypadków. Cokolwiek się dzieje, dzieje się – najczęściej – z jakiejś ukrytej przyczyny. Przede wszystkim nie jesteśmy w stanie zrozumieć bieżących zjawisk politycznych bez wejrzenia w historię. Historia wyjaśnia nam bowiem wiele zagadek, ale niewielu z nas zdaje sobie sprawę, jak bardzo pewne zjawiska i procesy zachodzące we współczesnym świecie, a więc i we współczesnej Polsce, sięgają źródeł historycznych. Narody podbija się zwykle dwoma sposobami: przy pomocy agresji, wojen i zbrodni oraz przy pomocy idei, myśli, instrumentów kulturowych, a także finansowych i ekonomicznych. Wszystkie te metody wciąż są aktualne, ale coraz częściej obserwujemy jak wielkie potęgi ekonomiczne, obcy kapitał, podbijają mniejsze narody przy pomocy – nazwijmy to – środków „pokojowych”. Kiedy Moskwa pragnęła w 1920 r. zainstalować w Polsce system komunistyczny przy pomocy karabinów i czołgów, wcześniej przygotowała kadry, czyli odpowiedni aparat partyjny, który składał się ze zdrajców Rzeczypospolitej, gotowych nawet diabłu oddać skórę, byle by tylko zdobyć władzę i służyć jak psy swoim silnym mocodawcom.
Przypomnijmy ten godny pogardy, ale i nauki dramatyczny epizod w naszych dziejach, by wyciągnąć z niego jakieś wnioski. Jak pisał „Ilustrowany Kurier Wojenny” w artykule „Marchlewski, Dzierżyński & Kohn. Czerwoni kaci w Wyszkowie”: