Mieszkańcy zmuszani są do segregowania tych śmieci, straszeni grzywnami i karnym podwyższaniem opłat za ich wywóz, nie mając pewności, czy to segregowanie ma jakikolwiek – poza ideologicznym – sens. Bulwersujący dla nich jest fakt, że za zatrucie Wisły ściekami, wynikające z nieudolności władz stolicy, nikt nie ponosi konsekwencji, a oni za to nieudolne zarządzanie płacą coraz więcej.
Autorem tytułowego powiedzenia był Roman Werfel, jeden z czołowych ideologów PPR, a później PZPR, wieloletni redaktor naczelny organu teoretycznego PZPR – „Nowych Dróg”. Marksista, ćwierćinteligent, czyli jak mówią obecnie młodzi: „ćwiara”. Werfelowi nie chodziło oczywiście o wspomnienia z walk z bandami, czyli z antykomunistycznym podziemiem, lecz o to, by realizować jego „genialne” pomysły.
Zauważmy, że większość ideologów zbrodniczych utopii XX wieku miała podobno dobre intencje i wspaniałe ich zdaniem pomysły. Czyż bezwzględna równość wszystkich ludzi świata nie jest czymś pięknym i szlachetnym? A to, że aby zrealizować tę równość, trzeba wymordować miliony ludzi, to że trzeba tę równość wbijać do głowy kolbą karabinu, to tylko konieczne efekty uboczne przemian. Nieuchronne koszty realizacji utopijnych pomysłów.
Ten sam sposób myślenia charakteryzuje współczesnych rządzących różnych szczebli. Na przykład władze Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy doszły do wniosku, że mieszkańcy Warszawy i podwarszawskich miejscowości powinni mieć swobodny dostęp do szkolnych boisk. Uzasadnienie jest proste – samorządy nie otrzymują w ramach subwencji oświatowej środków na nowe inwestycje, więc koszty budowy oraz modernizacji boisk szkolnych pokrywają z własnych dochodów, czyli w uproszczeniu z podatków wpłacanych przez mieszkańców. Zatem mieszkańcy powinni mieć możliwość swobodnego korzystania z budowanych za ich pieniądze obiektów. Na pozór brzmi to rozsądnie i wydaje się sprawiedliwe.