Święty eksperyment – redukcje jezuickie w Ameryce Południowej

W najnowszym wydaniu:

WG-47-2024 - Okładka

Święty eksperyment – redukcje jezuickie w Ameryce Południowej

Historia redukcji jezuickich – czyli osad misyjnych prowadzonych przez ten zakon w Ameryce Południowej – pełna jest wiary, poświęcenia i marzeń. Z drugiej jednak strony nie zabrakło w niej niebezpieczeństw, okrucieństwa, zdrady i intryg, które ostatecznie doprowadziły do tragicznego zakończenia tej pięknej historii.

Jezuici pojawili się w Ameryce Południowej w 1550 r. Chociaż nie byli pierwszymi zakonnikami, którzy postawili swoje stopy w Nowym Świecie, to właśnie jezuici przeszli do historii jako organizatorzy redukcji – niezwykłego przedsięwzięcia, nazywanego również świętym eksperymentem. Pierwowzorem dla redukcji stała się osada założona w 1576 roku przez o. Diego de Torresa (również jezuitę) w miejscowości Juli, położonej nad jeziorem Titicaca, na terenie dzisiejszego Peru. Ostateczna zaś decyzja o zakładaniu dla Indian z prymitywnych plemion takich właśnie osiedli, zapadła w 1603 roku na lokalnym synodzie w Asunción. Regularną akcję wysyłania jezuitów do Indian i początek zakładania redukcji datuje się na rok 1609.

Straceńcza misja
Przed zakonnikami przeznaczonymi do tego zadania stało wiele niebezpieczeństw i problemów. Pierwszą trudność stanowiło już samo dotarcie do Indian. Żyli oni bowiem na bardzo oddalonych i trudno dostępnych terenach, odgrodzonych od reszty świata. Chociaż teoretycznie ułatwieniem w podróży były rzeki, to w praktyce przepłynięcie ich łodziami nie zawsze było wykonalne. Aby dojść do obranego celu, często trzeba było kilkukrotnie nadkładać drogi, omijając miejsca niemożliwe do przebycia. Podróż utrudniał też klimat. Wilgotność dochodziła niekiedy do 100 proc., panowały wysokie temperatury, a deszcze trwały nawet kilka tygodni. Oprócz tego na wędrowców czyhały drapieżne zwierzęta i całe mnóstwo uciążliwych insektów.

Guarani
Jezuici zakładali redukcje głównie dla Indian Guarani, ponieważ uznali ich za najbardziej podatnych na ewangelizację. Tworzyli oni ogromną rodzinę plemion, zamieszkującą dorzecze Parany, Paragwaju i Urugwaju i liczącą w sumie nawet do kilku milionów ludzi. Indianie ci byli pokojowo nastawieni i weseli z usposobienia. Lubili śpiewy i tańce, byli też niezwykle utalentowani muzycznie. Prowadzili częściowo osiadły tryb życia. Wyspecjalizowali się w poruszaniu po rzekach małymi, zwrotnymi łódkami, a także w posługiwaniu bronią, którą stanowiły łuki, dzidy, maczugi i dmuchawki. Poszczególnym rodom indiańskim przewodzili kacykowie, a w czasie wojen wodzowie. Największym poważaniem w ich społeczności cieszyli się jednak szamani, odpowiedzialni we wspólnocie za leczenie i przepowiadanie przyszłości, a po śmierci otaczani czcią. Guarani nie znali ubrań i chodzili prawie nago. Swoje ciała malowali w kolorowe wzory, a usta, nos i wargi przebijali ozdobami. Mieszkali w wykonanych z żerdzi i pokrytych strzechą z liści palmowych chatach, w których nie było okien, a jedynie jeden otwór wejściowy. Życie codzienne toczyło się na zewnątrz. Mężczyźni zdobywali pożywienie, kobiety zaś zajmowały się pozostałymi pracami. Nie znali etosu pracy, nie troszczyli się zbytnio o przyszłość i nie robili zapasów. Nie posiadali również własności prywatnej. Bardzo chętnie stosowali środki odurzające.
Jeśli chodzi o religię, Indianie Guarani czcili zjawiska przyrodnicze. Nie mieli figur bóstw, nie budowali świątyń, nie mieli też kapłanów. Wierzyli w życie pozagrobowe. Kierowali się kodeksem moralnym opartym na prawie naturalnym. Mężczyźni praktykowali ponadto kanibalizm sakralny, który sprowadzał się do zjadania utuczonych wcześniej jeńców. Wierzyli oni bowiem, że wraz z ciałem przeciwnika przejmą jego zalety.

Misja
Kiedy zakonnicy nawiązali już kontakt z Indianami, a ci zgodzili się zamieszkać w misyjnej osadzie, rozpoczynała się jej budowa i zagospodarowywanie połączone z ewangelizacją. Miejsce pod przyszłą redukcję było starannie wybierane w konsultacji z kacykami. Osada musiała być bowiem położona w pobliżu rzeki i terenów, które po odpowiednim przygotowaniu nadawałyby się do uprawy czy wypasu zwierząt. Oczywiście bardzo ważne było też bezpieczeństwo – redukcje zakładane były z dala od białych osadników i wrogich plemion. Zakaz wstępu na ich teren mieli: Hiszpanie, Portugalczycy, Metysi i Murzyni. Takie ograniczenie w kontaktach było spowodowane troską o to, aby przybysze nie przynieśli Indianom swoich niemoralnych zachowań i złych nawyków. Zadaniem redukcji bowiem, poza przekazaniem Indianom wiary i przygotowaniem ich do życia w cywilizowanym świecie, miało też być zapewnienie im bezpieczeństwa. I to zarówno tego fizycznego – przed zniewoleniem ich przez Hiszpanów, jak i tego psychiczno-moralnego – zapewniając ochronę przed grzechem i niemoralnością otaczającego ich świata. Redukcje pozwalały też zachować tradycję i kulturę Indian, nie pozwalając na bezmyślne zamienienie ich w Europejczyków.

Organizacja
Gotowe, zbudowane już redukcje były do siebie bardzo podobne. Osada zbudowana była na planie kwadratu lub prostokąta. Jej centrum stanowił duży plac główny, na którym toczyło się codzienne życie mieszkańców. Wzdłuż wschodniego boku budowano kościół i wytyczano miejsce na cmentarz. Znajdował się tam też budynek szkoły, a także pomieszczenia gospodarcze, biurowe i mieszkanie dla zakonników. Każdy z nich miał skromne wyposażenie: łóżko, stół, wieszak na ubrania, miska do mycia i kilka osobistych drobiazgów. Mieszkania Indian znajdowały się wzdłuż trzech pozostałych boków osady. Miały one kształt prostopadłościanu, przedzielonego wewnątrz ścianami. Powstałe w ten sposób pomieszczenia stanowiły mieszkanie dla poszczególnych rodzin. Całość zbudowana była z kamieni i cegieł. Przed mieszkaniami rozciągały się werandy, a przed pomieszczeniami gospodarczo-biurowymi sady i ogrody.
Ważną częścią redukcji były warsztaty, np.: piece do wypalania cegieł, dachówek i żelaza, młyn, rzeźnia, stolarnia, kuźnia, przędzalnia, a także magazyny oraz stajnie i zagrody dla zwierząt.
Wodę doprowadzano za pomocą wypalanych ceramicznych rur wkopywanych pod ziemię albo też naziemnych akweduktów. Nieczystości z toalet odprowadzano poza zabudowania.
Redukcje poziomem higienicznym i solidnością budowy stały na wyższym poziomie niż zabudowania osadników w Ameryce Południowej. Każda redukcja miała własną utwardzaną drogę i dostęp do rzecznej przystani. Każda rodzina otrzymywała przydział własnego pola i przydomowego ogródka. Oprócz tego uprawiano też ziemię wspólną, z której plony stanowiły m.in. zapas na trudne czasy i wsparcie dla potrzebujących mieszkańców redukcji. Ciekawe, że w osadach tych nie posługiwano się pieniędzmi, a towary nabywano na zasadzie wymiany dóbr. Każda redukcja była w zasadzie samowystarczalna. Całość zabudowań i ziemi przeznaczonych pod redukcję przewidziana była na maksymalnie 6 tys. osób. Kiedy redukcja osiągała taki stan liczebny i groziło jej przeludnienie, zakładano nową osadę.

Współpraca
Na każdą redukcję przypadało dwóch zakonników-kapłanów, czasami do pomocy przydzielano im brata zakonnego. W zarządzaniu redukcjami współpracowali oni z kacykami, którzy tworzyli coś na kształt rady miejskiej. Byli tam: prefekt i jego zastępca, dwóch sędziów polubownych i dwóch, którzy wydawali wyroki. Najwyższą karą było więzienie i chłosta. Nie stosowano kary śmierci i nie posługiwano się torturami, co jak na owe czasy było niezwykłą nowością. Nad tym, aby w osadach panował spokój i porządek, czuwali dozorcy i milicjanci. Jeśli chodzi o administrację, to każda redukcja miała swojego pisarza, chorążego, notariusza, i prokuratora (do kontroli nad majątkiem i zasobami). Wszystkie powyższe funkcje pełnili Indianie wyposażeni w mundury i insygnia odpowiadające poszczególnym funkcjom. Sami zakonnicy, chociaż początkowo z konieczności musieli zajmować się wszystkimi sprawami i nauczyć Indian wykonywania poszczególnych prac, stopniowo starali się coraz mniej ingerować w organizacyjne sprawy osady i poświęcać więcej czasu na ewangelizację. Ponieważ Guarani uczyli się bardzo szybko, to przekazywanie obowiązków odbyło się w stosunkowo krótkim czasie.

Życie
Życie w redukcjach upływało w rytmie regulaminu, którego wszyscy musieli przestrzegać i który wyznaczał stałe pory na modlitwę, pracę czy naukę i odpoczynek. W szkole uczono oddzielnie dziewczynki i chłopców. Misjonarze szanowali kulturę i język Indian, dlatego też nie zamierzali zmuszać ich do nauki hiszpańskiego – tego języka uczono jedynie wybitnie zdolne dzieci, które w przyszłości mogły stać się liderami wspólnoty. Zdolnych młodzieńców indiańskich wysyłano też na koszt redukcji do kolegiów jezuickich położonych na terenie hiszpańskich posiadłości w Ameryce Południowej. Ci z nich, którzy zdecydowali się powrócić do redukcji, stawali się miejscową elitą i pełnili funkcję np. nauczycieli. Kiedy dzieci uczyły się w szkole, dorośli pracowali: mężczyźni w warsztatach i na polach, a kobiety przy obejściu domowym. Co ciekawe, jezuici wprowadzili także obowiązek pomocy kobietom przez ich mężów w zajęciach domowych.
Jeśli chodzi o rodzaj pracy, to część Indian zajmowała się uprawą pól czy hodowlą zwierząt, część pracowała w warsztatach. Wszystkie zajęcia wykonywano rotacyjnie, tak aby Indianie nauczyli się wszystkich prac, a nie tylko jednego, konkretnego rzemiosła. Pracowano tylko 6 godzin. Reszta czasu miała być poświęcona rodzinie i rozrywce. Wieczorem dzwon kościelny oznajmiał czas wspólnych modlitw. Niedziele i święta były wolne od pracy – brano wtedy udział w mszy świętej, resztę czasu przeznaczano na wspólne rozmowy, tańce i zabawy.

Sielanka? Nie bardzo
Nie wszystko jednak w życiu redukcji było takie sielankowe. Przed zakonnikami i Indianami stało wiele problemów i trudności. Jedną z nich była prawdziwa plaga mrówek i termitów, drążących tunele pod zabudowaniami. Wielu misjonarzy dotykały choroby układu pokarmowego spowodowane piciem nieprzegotowanej wody, mającej w sobie wiele drobnoustrojów chorobotwórczych. Indianie byli na nie uodpornieni, misjonarzom zaś z tego powodu groziła nawet śmierć. Jednak największym zagrożeniem dla redukcji byli ludzie. Wrogami wewnętrznymi okazali się szamani, którzy podburzali Indian przeciwko zakonnikom. Z tego powodu w 1628 roku śmiercią męczeńską zginął niezwykle czynny misjonarz, o. Roque Gonzalez i jego towarzysze – ojcowie Alonso Rodríguez i Juan del Castillo (cała trójka została beatyfikowana przez Jana Pawła II). Problemem były też napady wrogich plemion, a jeszcze groźniejsi od nich byli tzw. bandeirantes (od bandery, będącej znakiem rozpoznawczym poszczególnych oddziałów). Inaczej nazywani byli też paulistami, ponieważ pochodzili z miasta São Paulo, położonego na styku terytorium Hiszpanii i Portugalii.

Śmiertelna polityka
Warto w tym miejscu wspomnieć, że redukcje, które zakładane były na obszarze styku dzisiejszego Paragwaju, Brazylii i Argentyny, na mocy traktatu z Tordesillas należały do Hiszpanii. Stosunkowo niedaleko od nich, na wschodzie, przebiegała granica z ziemiami należącymi do Portugalii. Lokalizacja ta jest bardzo ważna, ponieważ powyższe mocarstwa odmiennie podchodziły do odkrytych terenów. Hiszpania z terytoriów pozyskanych w Ameryce Południowej chciała uczynić kontynuację swojego europejskiego państwa, a rdzenną ludność traktowała jako własnych poddanych, zapewniając im odpowiednią ochronę prawną. Portugalia zaś traktowała swoje zamorskie terytoria jako miejsce pozyskiwania surowców i prowadziła wobec nich grabieżczą politykę.

Interes
Ale wracając do bandeirantes, to ludzie ci zajmowali się chwytaniem Indian i sprzedawaniem ich na targu niewolników. Jako że Indianie zamieszkujący redukcje byli po pierwsze zdobyczą dużo łatwiejszą, a po drugie cenniejszą, bo przystosowaną już do życia w społeczeństwie, stanowili dla nich łakomy kąsek. Pierwsze napaści bandeirantes na jezuickie redukcje miały miejsce w 1629 roku. W czasie tych napadów łowcom niewolników udało się uprowadzić kilkanaście tysięcy Indian, a także splądrować i spalić zabudowania redukcji, tym samym niwecząc ciężką pracę tak zakonników, jak i ich podopiecznych. Wobec sukcesu swojego zbrodniczego przedsięwzięcia bandeirantes zamierzali oczywiście kontynuować swój proceder. Jezuitom z kilku misji udało się uratować część Indian, przenosząc redukcje w bezpieczniejsze miejsca. W końcu Guarani stawili czoło prześladowcom i w starciu tym odnieśli zwycięstwo. Jezuici jednak uzmysłowili sobie, że Indian koniecznie należy wyposażyć w broń palną i przeszkolić wojskowo. Niebawem też zdołali uprosić na to zgodę hiszpańskiego króla, tym bardziej, że cała sprawa nabierała znaczenia międzynarodowego – okazało się bowiem, że łowcy niewolników, swoimi wypadami na terytorium misji uszczuplający hiszpański stan posiadania, mieli ciche poparcie Portugalii.

Konflikt
Innymi przeciwnikami redukcji okazali się hiszpańscy osadnicy, którzy popadli w ostry konflikt z jezuitami. Cała ta sprawa zaczęła się od tego, że jezuicki prowincjał o. Diego de Torres w 1608 roku zwolnił Indian od obowiązku osobistego odrobku na ziemiach należących do jezuitów. Stanowiło to precedens, który dla hiszpańskich właścicieli ziemskich (encomenderos) wydał się złowróżbny i zapowiadający, że w przyszłości i oni będą musieli zrezygnować z tego rodzaju udogodnienia. Na jezuitów spadły oskarżenia, że rzekomo nie przestrzegają oni uchwalonego prawa. Publicznie ich szykanowano, bojkotowano prowadzone przez nich nabożeństwa, a także odmawiano im finansowego wsparcia. Pojawiły się nawet żądania wypędzenia Towarzystwa Jezusowego z Ameryki. Z czasem okazało się jednak, że główne władze w Hiszpanii stanęły po stronie zakonników i zakazali Hiszpanom traktowania rdzennej ludności jak niewolników. Opór białych posiadaczy ziemskich nie słabł jednak, słali oni skargi do wszystkich możliwych hiszpańskich instancji i wymyślali przeróżne fałszywe zarzuty na temat jezuitów. Dochodziło nawet do tego, że pluli na ich widok. Swego czasu encomenderos weszli w swoisty sojusz z bandeirantes. Miało to miejsce po tym, jak w kościołach ogłoszono z jednej strony królewskie pismo zakazujące traktowania Indian jak niewolników, a z drugiej papieską bullę nakładającą ekskomunikę na łowców niewolników. Razem z nienawidzącym ludu Guarani plemieniem Tupis zorganizowali oni wyprawę na redukcje jezuitów, mającą ostatecznie położyć kres temu przedsięwzięciu. Do rozstrzygającego starcia doszło na rzeką Mbororé, które zakończyło się zwycięstwem Indian Guarani, częściowo wyposażonych już w broń palną.

Uderzenie od wewnątrz
Jakby tych wszystkich problemów było jeszcze mało, kolejne przyszły z całkiem nieoczekiwanej strony, bo od niektórych księży diecezjalnych i biskupów, którzy okazując niechęć do Towarzystwa Jezusowego, mogli bardzo zaszkodzić prowadzonemu przez nich dziełu. Szczególnie zawzięty na jezuitów i ich redukcje był franciszkanin Bernardino de Cárdenas – od 1641 roku biskup Asunsión. Ten charyzmatyczny kaznodzieja zbudował swoją pozycję na ostentacyjnie pokazywanej pobożności i publicznemu samobiczowaniu. Stopniowo poprzez fałszerstwa dążył do zwiększenia swojej władzy – nie tylko tej kościelnej, ale i świeckiej. Popadł zatem w konflikt z miejscowym gubernatorem i postanowił szukać poparcia u encomenderos. Nic więc dziwnego, że nie bronił praw Indian i nie potępiał pomysłu sprowadzania ich do roli niewolników. Samowolnie stwierdził, że redukcje powinny mu podlegać, a nie, jak to było ustalone, pod generała zakonu. Oczywiście spotkał się z oporem jezuitów, na co odpowiedział fałszywymi oskarżeniami np. o to, że potajemnie wydobywają złoto i srebro z odnalezionych kopalń i planują budowę swojego niezależnego państwa. To, że przemawiał jako biskup, automatycznie dodawało jego słowom powagi i zasiało zamęt w wielu sercach, także indiańskich. Jezuici bronili się przed oskarżeniami, nie każdy jednak dawał im wiarę i długo jeszcze szukano ich legendarnych bogactw. Konflikt narastał i w pewnym momencie biskup, podstępem zdobywszy uprawnienia gubernatora zamknął jezuickie kolegium w Asunsión, ograbił i zamknął ich kościół, a także skonfiskował okoliczne majątki tego zakonu. Bp Cárdenas postanowił też rozwiązać dwie redukcje (co dostarczyłoby białym osadnikom siły roboczej), na co tamtejsi Indianie zareagowali ucieczką. W końcu jednak trybunał w Caracas nakazał biskupowi przywrócić jezuitom ich zagrabione majątki, a także odbudować redukcje. Szkód, które wyrządził ten konflikt, nie dało się jednak już naprawić – misje zaatakowane przez biskupa uległy zniszczeniu i w pełni nie udało się ich odbudować, a Indianie rozproszyli się. Część z nich, zgorszona konfliktem w łonie Kościoła, wróciła do pogaństwa. Oskarżenia zaś, rzucane przeciwko jezuitom, dostały się do Europy i wszędzie podkopywały zaufanie do tego zakonu.

Katastrofa
Do lat 80. XVII wieku przetrwały 23 misje położone między rzekami Paragwaj i Urugwaj. Po czasie, kiedy zaczęły się przeludniać, postanowiono odbudować zniszczone wcześniej misje położone między rzeką Urugwaj a Atlantykiem. Założono tam siedem – później bardzo zamożnych – redukcji, które jako że były uzbrojone, nie obawiały się już napadów bandeirantes. W końcu jednak nadszedł rok 1749, a wraz z nim zapowiedź katastrofalnych wydarzeń. Kroniki podają, że zapłakał obraz Matki Bożej w kościele w Salta (dzisiejsza Argentyna). Było to 4, 5 i 6 sierpnia oraz 5 października 1749 roku. Już 13 stycznia 1750 roku miało miejsce podpisanie tragicznego w skutkach traktatu korygującego granice między Hiszpanią i Portugalią. Układ ten z perspektywy Hiszpanii był wprost kuriozalny, ponieważ nie dając jej prawie nic, poszerzał stan posiadania portugalskiego konkurenta o ziemie sięgające aż do rzeki Urugwaj. Tym samym na własność Portugalii przejść miało siedem, powyżej wspomnianych, świetnie prosperujących redukcji, a także pastwiska bydła i pola uprawne należące do pozostałych redukcji. Jezuici, kiedy dowiedzieli się o tym postanowieniu, byli wstrząśnięci, tak samo zresztą jak i Indianie. Mieli do wyboru pozostać na miejscu i stać się poddanymi znienawidzonej przez nich Portugalii albo też przenieść się na hiszpańską stronę, gdzie nie byliby się w stanie wyżywić.

Upadek
Na początku 1751 roku przyszedł do jezuitów list od generała zakonu Francisco Retza, który nakazywał im podporządkowanie się królewskim rozporządzeniom. Mieli to polecenie wykonać w ramach ślubowanego posłuszeństwa i pod groźbą grzechu śmiertelnego. W ten sposób generał zakonu chciał chronić całe Towarzystwo Jezusowe przed zbierającą się nad nim w całej Europie czarnymi chmurami. W kwietniu 1751 roku siedemdziesięciu jezuitów, którzy pracowali wtedy na wszystkich redukcjach, zebrało się na naradę. Posłuszeństwo władzom zakonnym, które przysięgali, nakazywało im podporządkować się, sumienie podpowiadało im jednak, że nie mogą zdradzić Indian. Postanowili więc na drodze dyplomatycznej postulować o rewizję traktatu. Tymczasem zmarł generał zakonu, a zastąpił go Ignacio Visconti, który w tonie jeszcze bardziej surowym nakazywał jezuitom jak najszybsze podporządkowanie się rozporządzeniom – tym, którzy się sprzeciwiali, groził wyrzuceniem z zakonu. Zakonnicy jednak nie chcieli posłuchać tego żądania, ponieważ byli przekonani, że jest błędne, dalej więc trwali w tej patowej sytuacji. Niebawem bieg wydarzeń przyspieszył. W redukcjach pojawili się mierniczy, mający dokonać podziału ziemi. Towarzyszący tej ekspedycji przedstawiciel Towarzystwa Jezusowego – o. Lope Luis Altamirano – ku przerażeniu misjonarzy – okazał się ich największym nieprzyjacielem. Żyjący po pańsku i nieokazujący swoim współbraciom najmniejszego zrozumienia, nakazał natychmiastowe opuszczenie misji. Kiedy jezuici poprosili o czas, on zagroził im ekskomuniką. Misjonarze znowu rozpoczęli w swoim gronie burzliwą dyskusję na temat tego, co powinni zrobić.

Opór
Jeden z ojców, będący stanowczym zwolennikiem oporu, rozesłał list otwarty do generała po wszystkich redukcjach. Wtedy też Indianie postanowili wystąpić zbrojnie, nie zamierzając z boku przyglądać się własnej katastrofie. Najpierw zbuntowały się dwie redukcje, położone na terenie, który miał przypaść Portugalczykom. Wobec tego o. Altamirano nakazał jezuitom niezwłoczne podporządkowanie się i opuszczenie misji. Jezuici pozostali jednak na swoim posterunku. W marcu 1753 roku na newralgicznym obszarze znowu pojawili się mierniczy, tym razem w towarzystwie wojska. Zatrzymali ich Indianie, a winą za ich bunt obarczono misjonarzy. Generał zakonu i o. Altamirano nalegali na portugalskiego prowincjała, aby wreszcie przywołał do posłuszeństwa zakonników. Ten jednak, nie mogąc zdobyć się na złamanie nakazów własnego sumienia, złożył swój urząd. Wtedy gubernator Buenos Aires przystąpił do działania. Nakazał jezuitom opuszczenie misji i oddanie zapasów broni. Jezuici odmówili wykonania tego polecenia. Wtedy też sprzymierzeni ze sobą Indianie z wszystkich redukcji rozpoczęli walkę o przetrwanie. Jako że na rozkaz o. Altamirano zamknięto kościoły, Indianie sami wznosili prowizoryczne kaplice poświęcone Matce Bożej i aniołom. Zrobili także feretrony, na których wyszyli napis Któż jak Bóg. Prowadzili walkę szarpaną przeciwko Portugalczykom wspieranym przez Hiszpanów.
Jezuici, związani ślubami posłuszeństwa, mogli być tylko biernymi obserwatorami wydarzeń i błagać Boga o pomoc. 7 lutego
1756 r. doszło do pierwszej regularnej bitwy – pod Bacacay, która zakończyła się klęską Indian. Potem pod Caayabaté nastąpiła kolejna klęska (a w zasadzie rzeź) Indian zamkniętych w prowizorycznym forcie.
Od maja 1756 roku Guarani, wiedząc, że nie mają szans na zwycięstwo, zaczęli oddawać sporne redukcje Portugalczykom. Opamiętanie ze strony Hiszpanii przyszło w 1761 roku i 11 lutego, nowy król Karol III anulował traktat madrycki i nakazywał przywrócenie ziemi Indianom oraz ponowne sprowadzenie jezuitów.

Likwidacja
Niestety był to dopiero początek tragedii, jaka spotkała redukcje i opiekujących się nimi jezuitów, którzy stali się wrogiem numer jeden we wszystkich „oświeconych” państwach. W 1759 roku wypędzono ich z Portugalii, a w 1764 z Francji. W 1767 roku przyszła kolej na Hiszpanię. Tam zostali oni oskarżeni o zamiar przeprowadzenia spisku na życie króla i osadzenia na tronie jego brata. Król Karol III i cała opinia publiczna była tak zmanipulowana, że monarcha zdruzgotany rzekomą zdradą jezuitów zdecydował w końcu o usunięciu ich z Hiszpanii i należących do niej terytoriów – a więc także i misji. Cała akcja, mająca do tego doprowadzić, odbywała się w największej tajemnicy. Aresztowanie zakonników rozpoczęło się 3 lipca 1767 roku o 2.30 w nocy. Wszędzie hiszpańscy żołnierze podstępem (prośba o wysłanie kapłana do konającego) dostawali się do klasztorów, ograbiali je, chwytali zakonników i przewozili ich do więzień, aby następnie bezceremonialnie wysadzić ich na terenie Państwa Watykańskiego. Kiedy żołnierze dotarli do redukcji, jezuici bez sprzeciwu poddawali się Hiszpanom, pozwalając się związać i powieść w nieznane. Wszystko to działo się wśród niewybrednych szykan żołnierzy, przekonanych, że oto schwytali zdrajców i prześladowców Indian. Wielu zakonników nie przeżyło podróży do portów, pozostali w marcu 1769 roku zostali przetransportowani do hiszpańskich więzień. Wbrew powszechnym oczekiwaniom złota ani legendarnych bogactw w redukcjach nie znaleziono. Indianie nie sprzeciwiali się aresztowaniu jezuitów. Po pierwsze nie rozumieli całej sytuacji, po drugie rząd Hiszpanii obiecał im przysłać innych księży i kontynuować swoją opiekę nad ich misjami, po trzecie zaś, zostali przez jezuitów nauczeni szacunku dla Hiszpanii i jej króla.
Po usunięciu jezuitów, poszczególnym redukcjom przydzielono oficerów, którzy mieli odpowiadać przed gubernatorem zarządzającym misjami. Teoretycznie oprócz usunięcia zakonników nic się nie zmieniło. W praktyce jednak rozpoczął się wtedy upadek świętego eksperymentu. Indianie okazali się bezradni wobec otaczającego ich świata. Niebawem rozpoczął się też ich ucisk. Cześć Indian popadła w niewolę u encomenderos, część uciekła, część zaś poszła szukać szczęścia w miastach. W 1803 roku, na terenie składającym się głównie z ziemi dawnych misji jezuickich położonych między rzekami Paragwaj i Urugwaj, powstała nowa prowincja o nazwie Missiones. Kiedy zaczęły rodzić się niezależne państwa: Argentyna, Paragwaj i Brazylia, resztki tego, co pozostało z redukcji, zostało rozgrabione i zniszczone w czasie prowadzonych przez nie wzajemnych walk. Tragiczny los spotkał także sam zakon jezuitów – w 1773 roku papież Klemens XIV ulegając naciskom rozwiązał Towarzystwo Jezusowe. Co prawda odrodziło się ono w 1814 roku, nigdy jednak nie zdołało już odbudować redukcji i wielu innych dzieł, od których zostało oderwane.

Źródła:
J. Gać, Śladami chrześcijaństwa: Raj utracony. Pierwsze misje jezuitów w Ameryce, Kraków 2006.
M. Jagłowski, Redukcje – europejska utopia Nowego Świata, „Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska”, sectio I – Philosophia-Sociologia, Vol. XL, 1 (2015).

W razie problemów prosimy pisać na adres mailowy:
kontakt@pl1.tv