Król ze szkła i inne francuskie przypadłości

W najnowszym wydaniu:

WG-38-2024 - Okładka

Król ze szkła i inne francuskie przypadłości

Szczególnie ciężki był rok 1399 r,. w którym Karol miał aż sześć coraz poważniejszych ataków. Właśnie wtedy obsesyjnie bojąc się o swoje życie i zdrowie, ogłosił, że jest ze szkła i zabronił dworzanom w ogóle się dotykać. W napadach szaleństwa albo obkładał się poduszkami, co miało go uchronić przed przypadkowym stłuczeniem (i śmiercią w jego wyniku z powodu rozpadnięcia się na kawałki), albo snuł się po pałacowych korytarzach, wyjąc jak wilk.

Być królem w Polsce nie było łatwo – władca wstępując na tron zaprzysięgał artykuły henrykowskie, a jeśli szlachta uznała, że jest złym władcą i łamie ówczesną umowę społeczną, mogła takiego władcę zdjąć z tronu i wybrać innego. Jakkolwiek polskim władcom daleko było do doskonałości, to i tak nie przysparzali otoczeniu (i krajowi) takich problemów, z jakimi mierzyły się inne kraje Europy.
Najlepszym przykładem historia Karola VI Szalonego (1368-1422), króla Francji w latach 1380-1422. Wiek XIV generalnie nie był dla Europy łaskawy, ale przełom XIV i XV stulecia dla Francji okazał się szczególnie ciężki. Między innymi za sprawą królewskiego szaleństwa.

Początek szaleństwa
Karol VI urodził się 3 grudnia 1368 roku w Paryżu jako syn Karola V Mądrego i Joanny de Burbon. Dorastał w Paryżu i był przygotowywany do objęcia tronu. W sumie – nic nadzwyczajnego, podobnie było w innych królewskich rodach. Początkowo wszystko wydawało się w najlepszym porządku. Karol wstąpił na tron w 1830 r. i przez pierwsze dziesięć lat sprawował normalne rządy, a w każdym razie nic nie zapowiadało katastrofy, jaka nastąpiła w roku 1392. Monarcha przedsięwziął wtedy wyprawę przeciwko księciu Bretanii Janowi V Zdobywcy (1345-1399), który próbował zabić urzędnika królewskiego. Był sierpień, królewski orszak zbliżał się już do granicy Bretanii. W kronice Froissarta znalazł się dokładny opis wydarzeń. Orszak królewski przejeżdżał leśną drogą w okolicach Le Mans na granicy Bretanii. Nagle zza drzew wyskoczył bosy człowiek, odziany w łachmany, który złapał za uzdę królewskiego konia i krzyknął „Nie jedź dalej szlachetny królu! Zawróć! Zostałeś zdradzony!”. Królewska obstawa zareagowała z opóźnieniem, ale nie uśmierciła „napastnika”, a ten cofnął się do lasu. Został uznany za pustelnika, któremu długotrwała asceza nieco zmąciła władze umysłowe. Król w widoczny sposób przestraszył się zajścia, ale twardo kontynuował jazdę. Orszak wyjechał z leśnego cienia na nasłonecznioną równinę, gdzie z kolei wszystkich nieco zmorzył upał i monotonna jazda. Jeden z paziów zdrzemnął się i wypuścił z ręki królewską kopię. Ta dość głośno uderzyła w hełm króla niesiony przez innego pazia. W sumie nic takiego. Karol jednak wstrząsnął się, wyciągnął miecz i runął na dworzan krzycząc: „Naprzód, na zdrajców! Chcą mnie oddać w ręce nieprzyjaciela!”. Władca kręcił się na koniu w kółko i rąbał wszystkich, którzy znaleźli się w zasięgu jego miecza. Nikt nie podjął się próby obezwładnienia monarchy, dworzanie cofali się jedynie przed jego mieczem. Dopiero gdy Karola opuściły siły, od tyłu zajechał go i obezwładnił szambelan Guillaume de Martel. Dworzanie odebrali władcy miecz i położyli go na trawie. Leżał bez ruchu, z otwartymi oczami, nie rozpoznając nikogo. Pozostał w takim stanie przez cztery doby. Rzecz jasna zdarzenie to zakończyło całą wyprawę, a orszak złożywszy króla na ciągniętym przez woły, wymoszczonym słomą wozie, zawrócił do Paryża.

Śmiertelny bal
Rzecz jasna sprawy nie dało się ukryć. Poddani króla uważali, że został on otruty lub padł ofiarą czarów i próbowali zwalczyć jedno i drugie znanymi sobie sposobami, m.in. odprawiając w intencji monarchy nabożeństwa. Uważali zresztą, że przypadłość króla to kara Boska za działania przeciwko wielkiej schizmie zachodniej, za nadmierne podatki albo efekt czarów. Podejrzewano też spisek, a jego koronnym dowodem miało być puszczenie wolno człowieka z lasu, który rzucił urok na króla. Tymczasem sytuacja się uspokoiła i wydawało się, że Karol odzyskał formę. Na przełomie września i października władca odbył nawet dziękczynną pielgrzymkę do Notre Dame de Liesse w podziękowaniu za powrót do zdrowia. Wtedy pojawiła się także koncepcja, że być może dla królewskiego zdrowia lepiej będzie, jeśli zamiast sprawami państwowymi Karol zajmie się rozrywką. Może i słuszna, gdyby przyczyną królewskiego obłędu był stres. Ponieważ jednak tak nie było, wprowadzenie w życie tego pomysłu okazało się tragiczne w skutkach.
Aby rozerwać króla, 28 stycznia 1393 r. jego żona Izabela Bawarska w jednej z rezydencji Karola VI w Paryżu urządziła bal maskowy. Oficjalnie – by uczcić trzecie zamążpójście jednej z dwórek. Taki ślub był wtedy świetną okazją do żartów i często łączono go z balem maskowym i hałaśliwą muzyką, chociaż ówcześni kronikarze mocno sarkali na ten zwyczaj. Król dał się namówić na udział w zabawie. Dosłownie, bowiem wraz z sześcioma innymi szlachetnie urodzonymi mężczyznami przebrał się za wilka. Dość obcisłe kostiumy przebierańców zostały wykonane z lnianego płótna, nasączonego żywicą, i ze słomy. Wilcze maski uniemożliwiały rozpoznanie tancerzy. Zabawa polegała na odgadnięciu, kto ukrywa się za wilczymi maskami. Przebierańcy pląsali w takt muzyki i wyli jak wilki, a reszta próbowała zgadnąć, kto kryje się w poszczególnych kostiumach. Oczywiście do sali, gdzie odbywały się te pląsy, obowiązywał bezwzględny zakaz wchodzenia z ogniem, ale jak się okazało, nie wszyscy go przestrzegali. Konkretnie nie zrobili tego Ludwik Orleański i Filip de Bar, którzy kompletnie pijani weszli do sali w towarzystwie osób z pochodniami, oświecając tancerzy. Wystarczyła iskra, by kostiumy tańczących momentalnie zajęły się ogniem, a ludzie w nich zaszyci sami stali się pochodniami. Królowa, która wiedziała, który kostium założył jej mąż, zemdlała. Karola VI uratowała ciotka Joanna de Boulogne, diuszesa de Berry, która rozpoznawszy go, narzuciła na niego własną spódnicę, zdusiła nią ogień i tak ocaliła bratanka przed śmiercią. Ocalał jeszcze kawaler
de Nantouillet, który wskoczył do balii wypełnionej wodą. Żywcem spłonęli dwaj przebierańcy, trzech zmarło w najbliższych dniach po tragicznym balu. Wydarzenie to przeszło do historii jako Bal des Ardente (Bal płonących) i oczywiście fatalnie wpłynęło na kondycję psychiczną Karola. Władca fizycznie doszedł do siebie, ale jego obłęd pogłębił się do tego stopnia, że otoczenie zaczęło tracić wiarę, że uda się go wyleczyć.

Obłędna nienawiść do żony
Tymczasem w czerwcu 1393 r. zostały rozpoczęte negocjacje pokojowe z Anglikami, w ramach wojny stuletniej (1337-1453). Nie szły jednak za dobrze, co znowu wyprowadziło króla z kruchej równowagi psychicznej i doprowadziło do kolejnego ataku obłędu. Jeszcze silniejszego i dłuższego niż poprzednie. Przez osiem miesięcy król nie wiedział, kim jest i nie rozpoznawał najbliższych, w tym żony, przed którą uciekał wołając: „Kim jest ta kobieta, której sam widok sprawia mi udrękę? Dowiedzcie się, czego chce i uwolnijcie mnie od jej żądań, jeśli tylko potraficie i sprawcie, aby za mną nie chodziła”. Z pewnością nie udawał. Nie rozpoznawał też swoich dzieci, braci i stryjów (tych akurat niespecjalnie lubił i miał ku temu powody). Z uporem ścierał własne inicjały z tarcz herbowych, zaś przed tarczami herbowymi Bawarii, z której pochodziła jego żona, wykonywał obsceniczne tańce tak długie, że aż padł z wyczerpania. Co zadziwiające w tym szaleństwie doskonale pamiętał imiona osób zmarłych dawno temu. Jedyną osobą, jaką w tym okresie tolerował, była jego bratowa Walentyna, którą brał za swoją starszą siostrę. Spowodowało to oczywiście spekulacje, że ma ona truciznę, którą dawkuje monarsze, chociaż oczywiście nic takiego nie miało miejsca.

Kuracje
Oczywiście króla próbowano leczyć, z tym że brali się za to nie tylko lekarze, ale zwyczajni szarlatani, jak np. Guilhem Arnault, twierdzący, że potrafi wyleczyć każdą chorobę, a to za sprawą posiadanej przezeń księgi, która miała należeć do samego Adama i którą praojciec ludzkości miał otrzymać od Boga w Raju. Rzecz jasna, za swoją kurację kazał sobie słono zapłacić. Okazała się oczywiście nieskuteczna, więc „spadkobiercę Adama” przepędzono z dworu. Jako przyczynę królewskiego stanu wskazywano czary, ale przyznać trzeba, że próbowano i medycznego podejścia. Zgodnie z nim za chorobę władcy odpowiedzialny był nadmierny stres, który należało niwelować wypoczynkiem, snem oraz puszczeniem krwi, przez wieki popularną kuracją na wszelkie przypadłości. Stosowano też rozmaite wywary i maści, oczywiście bez skutku. Nie pomagały ani kolejne kuracje medyczne, ani Msze, ani egzorcyzmy, ani poszukiwania „czarowników” (dwóch zakonników, którzy nazbyt się w tych poszukiwaniach zapędzili, stracono).

Szklany król
Jednym z większych problemów było to, że ataki następowały i mijały w sposób zaskakujący. Jednego dnia król zachowywał się normalnie, następnego popadał w obłęd, trwający kilka dni albo kilka tygodni, który mijał równie nagle, jak się pojawiał. Szczególnie ciężki był rok 1399 r,. w którym Karol miał aż sześć coraz poważniejszych ataków. Właśnie wtedy obsesyjnie bojąc się o swoje życie i zdrowie, ogłosił, że jest ze szkła i zabronił dworzanom w ogóle się dotykać. W napadach szaleństwa albo obkładał się poduszkami, co miało go uchronić przed przypadkowym stłuczeniem (i śmiercią w jego wyniku z powodu rozpadnięcia się na kawałki), albo snuł się po pałacowych korytarzach, wyjąc jak wilk. Kiedy wracał do normy, podejmował sprawowanie funkcji królewskich i wracał do łoża swej żony. Izabela czuła się tym wszystkim strasznie upokorzona, więc w okresach królewskiego obłędu dbała o własne interesy i przyjemności, zdradzając męża, m.in. ze swoim szambelanem. Król może i wcielał się w wilka, ale nie miał zamiaru być rogaczem, więc za którymś powrotem do normalności kazał go stracić.

Stosunki francusko-angielskie
Rzecz jasna taka dramatyczna sytuacja była idealna dla wrogów Francji i samego monarchy. O władzę zupełnie jawnie walczyły więc dwa stronnictwa: jedno skupione wokół członków rodziny królewskiej, księcia Burgundii Filipa Śmiałego, stryja Karola, i drugie wokół królewskiego brata Ludwika, księcia Orleanu. Walka o władzę pomiędzy Burgundczykami i Orleańczykami oznaczała podziały polityczne i terytorialne, i odbijała się na całym francuskim społeczeństwie. Wojna stuletnia wprawdzie przechodziła przez fazę osłabienia i nawet doszło do rozejmu (na początku 1396 r.), ale nie oznaczało to jeszcze bezpieczeństwa kraju. Walka o władzę była tak zacięta, że wokół Paryża dochodził dosłownie do starć zbrojnych zwolenników jednej i drugiej frakcji. Sytuacja była tak zaogniona, że interweniować (na swój sposób) próbował kanclerz uniwersytetu paryskiego, znany teolog Jan Gerson, który w 1405 r. wygłosił w Luwrze, w obecności dostojników kościelnych i świeckich, kazanie Vivat rex, wzywając do zachowania zagrożonego porządku publicznego.
Niewiele to dało, a już na pewno nie zatrzymało walki o władzę. W końcu, w 1407 r. na polecenie księcia Burgundii Jana bez Trwogi (syna i następcy Filipa Śmiałego) zamordowany został Ludwik Orleański. Kolejne rokowania francusko-angielskie, przeprowadzone w latach 1413-1414 okazały się bezowocne. Wojna toczyła się źle dla obu państw: Anglia pomimo zwycięstwa pod Azincourt nie była zdolna do skutecznego ataku, a Francja do obrony, w dodatku była nękana przez głód tak wielki, że ludzie po prostu umierali głodową śmiercią. Największym problemem w tym wszystkim był brak dowódcy, spowodowany właśnie szaleństwem króla Karola VI, niezdolnego do podjęcia walki i poprowadzenia polityki międzynarodowej i wewnętrznej. W 1418 r. książę Burgundii Jan bez Trwogi opanował Paryż. W jego ręce wpadł także Karol VI, a wtedy wokół niego skupiło się dawne stronnictwo Orleańczyków, zw. teraz Armaniakami. Francja została faktycznie podzielona na trzy części. Jan bez Trwogi został zamordowany w 1419 roku, co skłoniło Filipa Dobrego, syna i następcę Jana do całkowitego przejścia na stronę Anglików. Dzięki temu ruchowi angielski król Henryk V 21 maja 1420 r. podpisał pokój z Karolem VI. W tym traktacie Karol VI oddał Henrykowi V rękę swojej córki, dziewiętnastoletniej Katarzyny, uznał angielskiego władcę za swego syna i dziedzica, zapewniając, że po jego śmierci cała Francja przypadnie dzieciom Katarzyny i Henryka lub w razie braku ich potomstwa – Henrykowi. Niestety, ówczesne czasy nie przewidywały ubezwłasnowolnienia, zwłaszcza „pomazańca Bożego”, jakim był król, więc nie było ani komu, ani możliwości powstrzymania Karola. A Anglików oczywiście nie obchodziło, czy władca podpisując traktat był poczytalny, czy nie. Uważali go za wiążący. Tymczasem wciąż nękany napadami szaleństwa Karol po podpisaniu układu wycofał się na południe. Zmarł 21 października 1422 roku, po 30 latach wciąż nawracającej choroby. Francja zaś znalazła się w dramatycznej sytuacji. Ale to inna historia.

Największa zagadka
Na co przez 30 lat cierpiał biedny Karol? Wiele wskazuje, że na schorzenie genetyczne. Jego prapradziadek Robert z Clermont, najmłodszy syn świętego Ludwika IX, podczas turnieju rycerskiego został uderzony w głowę buławą. Aż do śmierci cierpiał na urojenia i stany lękowe. Trudno orzec, czy spowodował je uraz, czy może uraz tylko je uaktywnił, bowiem zaburzenia psychiczne przekazał w genach swoim potomkom. Joanna de Burbon była chora prawdopodobnie na porfirię. Zaburzenia psychiczne dotknęły także jej dziadka, ojca i brata. Oraz, jak się okazało, syna. Historycy medycyny wciąż spierają się, czy Karol VI Szalony był chory na porfirię czy na schizofrenię. Bo że był chory – nie ulega najmniejszej wątpliwości.

Źródła:
Michał Kozłowski, „Szaleństwo Karola VI”, www.histmag.org
Sebastian Duda, „Król ze szkła”, „Ale historia”, nr 12 (62), 25.03.2013
Barbara Tuchman-Wertheim, „Odległe zwierciadło, czyli rozlicznymi plagami nękane XIV stulecie”, Książnica, Katowice 1993.

W razie problemów prosimy pisać na adres mailowy:
kontakt@pl1.tv