Finansowy skandal założycielki BLM Patrisse Cullors zatacza coraz szersze kręgi. Ujawnia, że antyrasizm stał się przemysłem zarabiania pieniędzy. Machina Black Lives Matter nie gardzi korupcją i szantażem.
Jak ujawnił „New York Post”, współzałożycielka ruchu BLM, która nazywa się progresistką i marksistką, wykorzystała antyrasistowską poprawność polityczną do zyskownego skupu nieruchomości. Chodzi o cztery rezydencje o łącznej wartości 3,2 mln dolarów. To sporo jak na piewczynię skrajnie lewicowej ideologii. Cullors głosi pogląd odebrania prywatnej własności białym Amerykanom, którzy dorobili się majątku na niewolniczej pracy czarnych i rasowej dyskryminacji. Według „NYP” nie jest to pierwsza i jedyna okoliczność kompromitująca postępową działaczkę i ruch BLM. Okazuje się, że Cullors rzuciła się na nieruchomości zaraz po zabójstwie George’a Floyda. Trudno oprzeć się wrażeniu, że wykorzystała społeczne oburzenie do zawarcia korzystnych transakcji.
Rok temu działaczka nie znikała z ekranów telewizyjnych i łamów gazet. Wyrażała oburzenie systemowym rasizmem i zagrzewała aktywistów do walki z policyjną przemocą.
– BLM to inwestycja w przyszłość czarnej społeczności – głosiła. Tyle że gdy naiwni lub po prostu uczciwi Amerykanie wychodzili tysiącami na ulice w obywatelskich protestach, sama Cullors inwestowała miliony dolarów w tak potępianą własność prywatną. Dziś media ironizują, że 37-letniej aktywistce nie można odmówić zamiłowania do luksusu. Wszystkie nabytki łączy motto: na bogato! Zacznijmy od najnowszego nabytku, kupionego w marcu tego roku za 1,4 mln dolarów.