Wielki aktor, zła kobieta i tragiczny błąd Polskiego Podziemia

W najnowszym wydaniu:

WG-47-2024 - Okładka

Wielki aktor, zła kobieta i tragiczny błąd Polskiego Podziemia

Starszy z mężczyzn wymienił nazwisko stojącej naprzeciwko niego kobiety, a gdy potwierdziła swoją tożsamość, zaczął odczytywać jej sentencję wyroku podziemnego sądu: W imieniu Rzeczpospolitej za zdradę narodu… Drugi wycelował w nią rewolwer. W tym momencie w drzwiach jednego z pokoi stanął mężczyzna. – Na miłość Boską nie strzelać! Nie strzelać! – krzyknął i rzucił się w kierunku kobiety. W tym momencie padły strzały. Celne. Ciężko ranny mężczyzna upadł na podłogę.

Był 5 lipca 1943 r. Chłopak stał przed domem przy ul. Poznańskiej 38 z pudełkiem wypełnionym paczkami papierosów, bibułkami i tytoniem. Zwyczajna rzecz na ulicy okupowanej przez Niemców Warszawy, gdzie każdy starał się zarobić na życie, jak mógł. Podeszło do niego dwóch mężczyzn. Nie wyróżniali się niczym, no może tym, że mieli nieco za duże marynarki. – Mały, masz angielskie papierosy? – zagadnął jeden z nich. – Angielskie papierosy są niezdrowe – wypalił czternastolatek. Też dziwne, jak na handlującego tym towarem. W dodatku mężczyźni nie zbesztali go za bezczelną odzywkę, tylko poszli prosto do bramy pod numerem 38. Nie bez powodu. Mężczyźni nie byli amatorami palenia, a nastolatek nie stał w tym miejscu przypadkowo. Ich dialog też nie był przypadkowy. Dwaj mężczyźni byli żołnierzami podziemia niepodległościowego, pod zbyt dużymi marynarkami ukrywali broń, a chłopak jako obserwator informował ich, że wszystko jest w porządku, ich „cel” jest w domu i mogą wykonać swoje zadanie. Tym zadaniem było wykonanie wyroku śmierci na groźnej konfidentce Gestapo. Weszli po schodach na piąte piętro eleganckiej, nowoczesnej kamienicy. Na klatce schodowej wyciągnęli spod marynarek pistolety, przeładowali je i schowali do kieszeni. Zadzwonili do drzwi, odepchnęli gosposię, która je otworzyła i weszli do środka. W korytarzu poprosili o zawołanie pani domu. Stanęła przed nimi kobieta około czterdziestoletnia, o twarzy zniszczonej, ale noszącej ślady dawnej urody. Wciąż była w szlafroku, włosy miała w nieładzie. Starszy z mężczyzn wymienił jej nazwisko, a gdy potwierdziła tożsamość, zaczął odczytywać jej sentencję wyroku podziemnego sądu: W imieniu Rzeczpospolitej za zdradę narodu… Drugi wycelował w nią rewolwer. W tym momencie w drzwiach jednego z pokoi stanął mężczyzna. – Na miłość Boską nie strzelać! Nie strzelać! – krzyknął i rzucił się w kierunku kobiety. W tym momencie padły strzały. Celne. Ciężko ranny mężczyzna upadł na podłogę. Kobiety zaczęły krzyczeć. Nie było czasu na poprawkę i ponowne strzały. Zaskoczeni mężczyźni szybko zbiegli po schodach. Mężczyznę odwiedziono do szpitala, gdzie po kilku godzinach zmarł. Konfidentkę ocalił mąż, najlepszy przedwojenny aktor polski Kazimierz Junosza-Stępowski.

Najwybitniejszy aktor
Kazimierz Stępowski urodził się 26 listopada 1880 r. w Wenecji, w bogatej rodzinie ziemiańskiej. Acz według innych informacji prawdopodobnie był nieślubnym synem Bronisława Stępkowskiego herbu Junosza i Jadwigi z Nebelskich. Tak czy inaczej, nosił nazwisko (i herb) ojca. Uczył się w Gimnazjum Nowodworskim w Krakowie (1890-1892), później w gimnazjum jezuickim w Chyrowie (1892-1895), od 1895 w rosyjskim gimnazjum w Kamieńcu Podolskim. Początkowo planował poświęcić się karierze operowej, został obdarzony pięknym basem. Ostatecznie zamiast kariery śpiewaka operowego wybrał aktorstwo.
Debiutował pod swoim „herbowym pseudonimem” Junosza, w roli Zbója w sztuce Alfreda Szczepańskiego „Piast”, w 1898 roku w poznańskim Teatrze Polskim. I właśnie debiutancki pseudonim dodał później do nazwiska. W Poznaniu grał niewielkie rólki do 1899 roku. W 1900 roku wstąpił do Klasy Dykcji i Deklamacji Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego, gdzie uczył się pod kierunkiem Wincentego Rapackiego, Mieczysława Frenkla, Romana Żelazowskiego i Władysława Szymanowskiego. Co ciekawe, nie udało mu się zdobyć dyplomu tej szkoły, więc uznano, że nie nadaje się do zawodu aktora. Jakże błędnie!
Nie poddał się i już w następnym roku zaangażował się do krakowskiego teatru Józefa Kotarbińskiego. Właśnie wtedy zainteresował się kinem, wówczas oczywiście jeszcze niemym. W 1902 r. w  jednoaktówkach realizowanych przez pioniera polskiej kinematografii Kazimierza Prószyńskiego zagrał pierwsze filmowe role. W „Birbancie” wystąpił jako wracający z zabawy wstawiony młodzieniec, a w „Przygodzie dorożkarza” jako pasażer dorożki, do której zaprzęgnięto osła.
Przez następne pięć lat nie był związany z żadnym teatrem, ale wiele podróżował, oglądając przedstawienia w teatrach Odessy, Kijowa, Petersburga i Berlina, podglądając warsztat występujących tam aktorów. W 1907 r. zaangażował się do teatru poznańskiego, a po dwóch latach – do teatru łódzkiego, do samego Aleksandra Zelwerowicza. W sezonie 1911/1912 grał w krakowskim teatrze Słowackiego. W 1913 roku już jako znany aktor ponownie pojawił się w Warszawie. Zaangażował się do Teatru Polskiego, prowadzonego przez Arnolda Szyfmana. Na deskach tej sceny odniósł liczne sukcesy teatralne, stając się słynnym aktorem. Także filmowym.

Najlepszy polski aktor
Do wybuchu II wojny światowej występował w kilku filmach rocznie, do 1939 r. grając w 22 filmach niemych i 35 dźwiękowych. Wystąpił w takich filmach, jak „Cud nad Wisłą” (niemy film z 1921 r.), w którym zagrał agenta bolszewickiego, „Ziemia obiecana” (1927) jako Karol Borowiecki, „Wiatr od morza” (1930), „Bohaterowie Sybiru” (1936). Wystąpił też w „Trędowatej” (1936), w której zagrał Macieja Michorowskiego, „Wiernej rzece” (1936), „Ty, co w Ostrej świecisz Bramie” (1937), „Znachor” (1937), w którym zagrał główną rolę (oraz w kontynuacji tego filmu „Profesor Wilczur”), „Dziewczętach z Nowolipek” (1937), „Za winy niedopełnione” (1938), „Doktór Murek” (1939). Bez wątpienia był jednym z najwybitniejszych aktorów międzywojnia, co oddawały jego stawki – najwyższe w historii międzywojennego kina. Co ciekawe, sam twierdził, że kochał teatr, a filmu nienawidził. Grał dla pieniędzy. A potrzebował ich bardzo dużo. Głównie za sprawą żony, o czym poniżej.
Wybuch II wojny światowej zastał go na występach w Wilnie. Wrócił wtedy do Warszawy. Jego postawa podczas okupacji niemieckiej do dziś wzbudza kontrowersje. Był krytyczny wobec kampanii wrześniowej, m.in. oskarżał Polaków o doprowadzenie do wybuchu wojny, ale może był rozgoryczony klęską i aliancką zdradą. Początkowo pracował jako barman w kawiarniach „Fregata” i „Złota kaczka”, a następnie prowadził spółdzielczą kawiarnię aktorską „Znachor” przy ulicy Boduena nr 4. Pracowali tam znani aktorzy: Ewa Kunina, Maria Gella, Hanna Różańska, Anna Jaraczówna, Mieczysław Milecki i inni.
Później porzucił jednak „Znachora” i łamiąc zakaz konspiracyjnego ZASP, zaczął występować na deskach jawnego warszawskiego Teatru „Komedia”, prowadzonego przez kolaborującego z Niemcami Igo Syma. Wynajmował też pokój niemieckiemu oficerowi, pełniącemu funkcję naczelnika stacji Warszawa Główna. Był z nim w zażyłych stosunkach, często gościł go przy własnym stole, co wzbudzało jeszcze większe kontrowersje, bowiem podziemie zakazywało utrzymywania jakichkolwiek kontaktów towarzyskich z Niemcami. Junosza-Stępowski odmówił jednak (pomimo grożących mu represji) udziału w antypolskim obrazie propagandowym „Heimkehr” (1941). Według relacji Romana Niewiarowicza, reżysera Teatru „Komedia” i jednocześnie członka AK, na propozycję gry w tym paszkwilu miał odpowiedzieć: „Jestem Polakiem, nazywam się Junosza-Stępowski, a Polakowi biorącemu udział w tym filmie każdy powinien napluć w oczy”.
A jednak to nie aktorzy, którzy zeszmacili się grą w tym filmie stracili życie, tylko Junosza-Stępowski zginął od kul żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego. Jak do tego doszło? Wszystko z powodu miłości.

Nieszczęśliwa miłość
Kiedy przed wojną Junosza-Stępowski uzyskał status gwiazdy, zdobył też szalone powodzenie u kobiet. Początkowo wdawał się więc w liczne, acz krótkie romanse, traktując je wręcz „sportowo”. Po latach Jan Kreczmar tak opisał postępowanie aktora w tamtych latach: „Wiele kobiet przez niego cierpiało, mówiliśmy często, że zgodnie z przysłowiem: kto mieczem wojuje – od miecza ginie, Stępowski zginie przez kobietę. Tak się też i stało”.
Dbał o odpowiednią „sławę” także na innym polu – szastania pieniędzmi. Jak pisał portal Onet, znany jest przykład, kiedy podczas jednego z objazdów potrafi w jeden wieczór przehulać prawie całą gażę, a resztę (łącznie z frakiem) rozdać wiwatującym maszynistom, zyskując – z ust Aleksandra Zelwerowicza – tytuł „Kazimierza bez Ziemi”.  
W 1915 roku po krótkim małżeństwie na zawał serca umarła jego pierwsza żona, 25-letnia wtedy aktorka Helena Jankowska. Krótko potem aktor spotkał swoją największą miłość, 17-letnią studentkę Marę, z którą spędził 6 lat. Rozstali się, ale pozostali przyjaciółmi.
W 1922 roku zakochał się w Jadwidze Galewskiej (właśc. Izie Kossównie). I ta miłość go zgubiła. Jeśli kiedykolwiek do którejkolwiek kobiety pasowało określenie „bo to zła kobieta była”, to właśnie do Galewskiej.
Kiedy poznała Junoszę-Stępowskiego, wielką gwiazdę teatru i kina, wystąpiła o rozwód. W czasie rozprawy rozwodowej jej mąż popełnił samobójstwo. W 1922 r. Junosza ożenił się z młodszą o 20 lat Jadwigą i adoptował jej ośmiomiesięcznego syna Jerzego (o co zresztą w pożegnalnym liście prosił go mąż Jadwigi). Kochał ją do szaleństwa i za wszelką cenę próbował zrobić z niej aktorkę i gwiazdę, chociaż kompletnie nie miała do tego talentu. Jadwiga przyjęła pseudonim Jaga Juno i próbowała kariery aktorskiej. Jej występy na deskach teatru były porażką, popularności nie zyskała także dzięki epizodom zagranym w kilku filmach u boku męża (Stępowski domagał się ról i dla niej). Kompletną klapą zakończyło się tournée, które dla niej zorganizował. Galewska została wygwizdana, a widzowie, grożąc zdemolowaniem teatru, wymogli zwrot pieniędzy za bilety. Junosza, przypomniał więc sobie, że początkowo miał zostać śpiewakiem operowym i wobec klęski aktorskiej, postanowił zrobić z żony divę operową. Wysłał ją do Włoch na studia. Niestety, dla Galewskiej (i dla niego) do kariery śpiewaczej trzeba mieć jeszcze więcej talentu niż do aktorstwa, więc Jadwiga nie została śpiewaczką. Co gorsza, gdy w połowie lat 20.wróciła z Włoch, była już uzależniona od morfiny, a według niektórych źródeł i kokainy. Junosza-Stępowski dowiedział się o tym bardzo szybko i… obwiniał siebie. Uważał, że zbyt wiele od niej oczekiwał, a Jadwiga po prostu nie wytrzymała presji. Od tej pory pracował głównie na jej nałóg, chociaż jak już zaznaczono, nie cierpiał grać w filmach. Rosła jego sława. Gdyby nie Jadwiga, puchłoby konto, ale szczęścia nie zaznał.

Wojna
Jeszcze przed wojną uzależniona od narkotyków Jadwiga potrafiła przepuścić na nie każde pieniądze, nawet tak wielkie, jakie zarabiał jej mąż. Sama nie pracowała, wydawała to, co zarobił Junosza-Stępowski. Zarabiał sporo, ale już wtedy narkomania była kosztownym nałogiem, więc Jadwiga potrafiła zaciągać pożyczki. Rzecz jasna dostawała je bez problemu, tyle że zdarzało się, iż po ich zwrot na Poznańską 38 przychodzili komornicy. Junosza-Stępowski płacił za wszystko, także za kosztowne terapie odwykowe, które oczywiście nie przynosiły rezultatu, bo Jadwiga nie miała zamiaru rezygnować z nałogu. Junosza-Stępowski żalił się przyjaciołom, że żona potrafiła wyłamywać zamki w szufladzie, gdzie trzymał pieniądze, byle tylko zdobyć środki na kolejną działkę. Jednocześnie aktor nie potrafił zerwać z tą miłością. W dodatku sam był przyzwyczajony do wystawnego stylu życia, a to także kosztowało, więc finansowe problemy miał stałe. Wybuch wojny i okupacja tylko pogorszyły sytuację. Pieniądze skończyły się bardzo szybko, a kelnerowanie pozwalało z trudem przeżyć. Na pewno nie pozwalało zaś kupować narkotyków ani żyć na poziomie, do jakiego Junoszowie przywykli. Według historyków właśnie braki finansowe i spełnianie zachcianek żony sprawiły, że Junosza-Stępowski zdecydował się grać w „Komedii”, pomimo surowego zakazu ZASP-u i ostracyzmu, na jaki się taką decyzją narażał.
Tymczasem Jadwiga znalazła sposób na zdobywanie pieniędzy na narkotyki – zaczęła wyłudzać pieniądze od rodzin osób uwięzionych przez Niemców. Wszyscy wiedzieli, że Junosza gra w „u Niemców” i zasiada z nimi do stołu. Wniosek był prosty – ma z nimi dobre relacje. Jadwiga dodatkowo powoływała się na swoje koneksje i znajomości, m.in. z hrabią Maurycym Potockim, których oczywiście nie posiadała. Obiecywała pomoc, wyłudzała pieniądze i oczywiście nic nie robiła, a fundusze przepuszczała na narkotyki. Co gorsza, pokazywała się na mieście z tancerką występującą dla Niemców, o której mówiono, że jest na usługach Gestapo. Jadwiga ściągała sobie na głowę kłopoty zarówno ze strony podziemia, jak i Niemców. Absolutnie się tym nie przejmowała. To był poważny błąd.

Coraz gorzej
Niemcy szybko ją namierzyli i złożyli propozycję – dostęp do kosztownych i trudno dostępnych narkotyków w zamian za informacje. Jadwiga zgodziła się bez oporu i została konfidentką Gestapo. Oczywiście Niemcy dawkowali jej narkotyki małymi działkami, zbyt małymi jak na nią, wciąż domagając się informacji. Żona Stępowskiego ćpała i donosiła. To stało się przyczyną wydania na nią wyroku śmierci przez Polskie Państwo Podziemne. Dowody musiały być mocne, bo taki wyrok zawsze poprzedzał proces przed podziemnym sądem. Nie zawsze stawał na nim sam oskarżony, ale reprezentował go obrońca. Taki proces musiał odbyć się i w sprawie Jadwigi.
Nie wiadomo, na ile była efektywną konfidentką, ale Niemcy najwyraźniej uważali, że może im się przydać, a podziemie, że jest groźna. Junosza-Stępowski dość długo naiwnie wierzył, że żona dzięki kontaktom z Niemcami pomaga ludziom. Gdy prawda do niego dotarła, zrozumiał, że jego żona znalazła się w śmiertelnym niebezpieczeństwie i że albo zabije ją nałóg, albo Niemcy (gdy tylko uznają, że przestała być potrzebna), albo polskie podziemie, które współpracy z Gestapo nie wybaczało. Próbował uratować ukochaną, m.in. wysyłając ją na leczenie do Tworek, ale kobieta stanowczo odmówiła, a gdy aktor nalegał, zagroziła mu samobójstwem. Junosza-Stępowski próbował więc wyprowadzić się z domu. Galewska poinformowała go, że jeśli to zrobi, ona się zabije. Junosza więc został, ale zrobił się czujny, zdawał sobie sprawę, że wyrok podziemia może być tylko kwestią czasu. Nie udało mu się przekonać żony do zerwania kontaktów z Gestapo. Próbował jej pilnować. Aż do feralnego poranka 5 lipca 1943 r.

Kto to zrobił?
Co ciekawe, według innej wersji relacja o tym, że aktor rzucił się pod lufę rewolweru akowca, by ocalić żonę, jest nieprawdziwa. Przytoczony na wstępie przebieg wydarzeń opiera się, jak podała „Rzeczpospolita”, na relacji Romana Niewiarowicza. Przebieg wydarzeń opowiedział mu Aleksander Kobryń, przyjaciel Stępowskich, który jako pierwszy zjawił się w mieszkaniu przy Poznańskiej 38, tuż po zamachu. Według Bohdana Korzeniewskiego jednak było inaczej. „Kiedy przyszli żołnierze podziemia, by wykonać wyrok, Junosza skoczył do pokoju Niemca, chwycił pistolet, przepłoszył ich. Przyszli drugi raz, w przebraniu pracowników gazowni. Junosza zorientował się jednak po twarzach, o co im chodzi. Zginął, kiedy wymierzył broń do strzału. Przypadkowo, nie chcieli go zabić. Działali w obronie własnej”, mówił Korzeniewski w wywiadzie-rzece udzielonym Małgorzacie Szejnert, co oznaczałoby, że do 5 lipca AK podjęło dwie próby likwidacji Galewskiej. Do dziś nie wiadomo, kto przyszedł tamtego dnia do mieszkania Stępowskich. To zrozumiałe – nikt nie chciał przyznać się do takiej pomyłki. Prawdopodobnie egzekutorzy należeli do oddziału dyspozycyjnego Kedywu Komendy Głównej AK (później w składzie batalionu „Miotła”), dowodzonego przez Kazimierza Jackowskiego ps. Hawelan. Tak przynajmniej twierdził Krzysztof Fido, który w książce „Moje spotkania z plutonem »Torpedy«” napisał: „żołnierze oddziału »Hawelana« podczas próby wyroku na agentce gestapo, a zarazem żonie aktora Kazimierza Junoszy-Stępowskiego, wskutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności śmiertelnie postrzelili artystę”. Tak czy inaczej, miłość do Galewskiej kosztowała Junoszę życie – przewieziony do szpitala, umarł w męczarniach kilka godzin później. Lekarze nic nie mogli dla niego zrobić. Jego bardzo skromny pogrzeb odbył się kilka dni potem.

Podziemie nie odpuszcza
Bezpośrednio po nieudanym zamachu Galewska istotnie schroniła się w Tworkach, jak chciał jej mąż. Ale wróciła. Potrzebowała pieniędzy na narkotyki. Gestapo jednak uznało ją za spaloną. Niemcy nie byli zainteresowani ani jej usługami, ani śledztwem w sprawie śmierci Stępowskiego. Śledztwo w tej sprawie szybko umorzyli. Nie zemścili się nawet swoim zwyczajem na ludności Warszawy.
Jadwiga, oszalała z potrzeby ćpania, wróciła z Tworek do mieszkania przy Poznańskiej 38 i wyprzedawała na narkotyki, co tylko się dało. 20 marca 1944 r. do jej drzwi zapukała młoda dziewczyna. Powiedziała, że jest asystentką prezesa Banku Handlowego, który chce kupić kilka obrazów z jeszcze przedwojennej kolekcji Stępowskich. Jadwiga zgodziła się na spotkanie. Rozpaczliwie potrzebowała pieniędzy i chyba myślała, że wyrok podziemia już nie obowiązuje. Następnego dnia o umówionej porze do jej mieszkania przyszedł „prezes” wraz z „sekretarką”. W rzeczywistości ‒ pluton egzekucyjny. Tym razem nie stracił zimniej krwi.
Jadwiga Stępowska otrzymała dwa postrzały: w serce i w skroń. Zginęła na miejscu. Została pochowana obok męża. Na jej pogrzebie było zaledwie kilka osób.

Źródła:
Krzysztof Jóźwiak, „Śmierć Kazimierza Junoszy-Stępowskiego: strzały przy Poznańskiej”. https://www.rp.pl/Rzecz-o-historii/171 018 679-Smierc-Kazimierza-Junoszy-Stepowskiego-Strzaly-przy-Poznanskiej.html
Katarzyna Wajda, „Kazimierz bez Ziemi, ale z Rolami”, https://wiadomosci.onet.pl/kazimierz-bez-ziemi-ale-z-rolami/4cfp2

W razie problemów prosimy pisać na adres mailowy:
kontakt@pl1.tv