16 kwietnia 1952 roku przed Sądem Wojewódzkim w Warszawie stanął wysoki rangą oficer Wojska Polskiego, by wysłuchać „wyroku” na siebie. Oficer był legendą Polskiego Państwa Podziemnego, a sędzią w jego sprawie była młoda Żydówka, która chyba sama nie wiedziała, jak się dokładnie nazywa! Raz podpisywała się Gurowska, innym razem Górowska.
Tak bywa z fałszywymi nazwiskami. Zresztą, to nie wszystko, w czasie okupacji nazywała się Danielak. Tak naprawdę nazywała się Zand i należała do sowieckiego zaciągu w Polsce, wykonującego najpodlejsze, najbrudniejsze zadania na rzecz „ojczyzny proletariatu”,kosztem Polski i Polaków. Gdyby jakimś cudem Polska stała się w tym czasie z dnia na dzień suwerenna „sędzia” Zand-Danielak-Gurowska-Górowska zawisłaby na szubienicy. I to nie w akcie zemsty. Takie mieliśmy przed wojną prawo. Za zdradę stanu był stryczek. Zand była przed wojną obywatelką Polski, tak jak jej żydowscy rodzice, więc o zdradzie nikt by przed sądem nawet nie dyskutował.