Czerwone maki na Monte Cassino

W najnowszym wydaniu:

WG-38-2024 - Okładka

Czerwone maki na Monte Cassino

Czerwone maki na Monte Cassino
Zamiast rosy piły polską krew…

Napisałem w swoim życiu ponad dwa tysiące piosenek. Były wśród nich wesołe i sentymentalne, z sensem i bez sensu, dobre i złe, wartościowe i nijakie. Niektóre z dnia na dzień stawały się piosenkami popularnymi – inne przemijały bez echa… Jedna tylko potrafiła w tak szybkim czasie przełamać wszystkie istniejące na świecie bariery i granice, i połączyć rozrzuconych po najdalszych zakątkach ziemi Polaków: piosenka „Czerwone maki na Monte Cassino”.
Feliks Konarski (Ref-Ren),
„Historia »Czerwonych maków«”, Londyn 1961

Z nieludzkiej ziemi do włoskiej
Nie da się opowiedzieć historii powstania pieśni „Czerwone maki na Monte Cassino” bez opowiedzenia historii jej twórców i wykonawców, których losy były jednocześnie losami tych, których krew zamiast rosy piły kwiaty na zboczach Monte Cassino. Melchior Wańkowicz w słynnych „Szkicach spod Monte Cassino”, nie napisał o tej pieśni nic, a występom artystycznym poświęcił im zaledwie parę zdań.
Wańkowicz pisał mianowicie, jak wielki przedwojenny gwiazdor piosenki Adam Aston (późniejszy wieloletni wykonawca „Czerwonych maków”), w czasie swojego występu „nawet nie drgnął”, gdy kilkadziesiąt metrów od sceny spadł niemiecki pocisk, zabijając jednego z brytyjskich artylerzystów. Opisał, jak dająca występ aktorka, po każdym wybuchu dygała i mówiła „dziękuję”, w ogóle nie przejmując się trwającą bitwą.
Jeśli mowa o artystach w Armii Andersa, najczęściej przywoływany jest Żołnierski Teatr Dramatyczny Armii Polskiej na Wschodzie. Powstał 1 kwietnia 1943 r. w Iraku, w Bagdadzie. Trzon nowo powstałego teatru stanowiły zespoły teatralne, które opuściły Związek Radziecki wraz z Armią Polską, a także członkowie Czołówki Teatralnej Brygady Karpackiej, stacjonującej już na Bliskim Wschodzie. Szesnastoosobowy zespół Teatru dawał występy przez cały czas pobytu Korpusu na Bliskim Wschodzie, ale także we Włoszech. Podczas kampanii włoskiej przedstawienia grano w dzień, gdyż bliskość frontu uniemożliwiała korzystanie ze sztucznego oświetlenia. Na porządku dziennym były także huki wystrzałów czy wybuchy ostatnich min w trakcie spektakli. Codziennie występowano także dla rannych, przebywających w szpitalach, zorganizowanych przez Bazę Korpusu. Podkreślić jednak trzeba, że o stronę „rozrywkową” w Armii dbali nie tylko twórcy z Teatru 2 Korpusu, ale także ci od Feliksa Konarskiego i Alfreda Schütza, dwóch artystów, którym zawdzięczamy jedną z najpiękniejszych polskich pieśni.

Poplątane polskie losy
Feliks Konarski urodził się w 1907 r. w Kijowie.  Miał tylko 14 lat, gdy w 1921 r., po wojnie polsko-bolszewickiej za namową matki Wiktorii Poleckiej-Konarskiej przedostał się do Warszawy, gdzie ukończył gimnazjum i zdał maturę. W 1933 r. poślubił znaną piosenkarkę i tancerkę Ninę Oleńską (właściwie Janina Piwocka, ps. „Ochotniczka Helenka”). Przeżyli razem pół wieku (Janina zmarła w 1983 r. już w USA).
W 1934 r. Feliks Konarski przeniósł się do Lwowa, prężnego ośrodka polskości i, jak pisał Kornel Makuszyński, „najbardziej gościnnego miasta na tej niegościnnej ziemi”. Lwów był wtedy ośrodkiem nauki i kultury, miastem, gdzie artyści mogli się odnaleźć nie gorzej niż w Warszawie. Właśnie we Lwowie Konarski założył teatr rewiowy, z którym jeździł po całej Polsce. Przed II wojną światową napisał wiele wierszy, w tym słynne teksty popularnych piosenek: „Wiosna, wiosna jest nareszcie”, „Gdzie twój tata, smarkata” (wykonywała ją sama Zula Pogorzelska), „Pięciu chłopców z Albatrosa” (wyk. chór rewelersów Eugena, Lwów, 1936), tekst do polki „Strażak” (Tu się pali jak cholera…), do dziś wykonywanej na weselach, „Zagraj Antoś tango”. A potem nadeszła wojna i sowiecka okupacja.
Po zajęciu Lwowa przez Armię Czerwoną Konarski przyjął sowiecki paszport. Tak uczyniła większość przebywających we Lwowie artystów, zresztą podobnie jak wszyscy Polacy, nie bardzo mieli wybór. Konarski wraz ze swoim teatrem jeździł z występami po różnych miastach ZSRR, m.in. w 1941 r. zawitał ponownie po 20 latach do Kijowa, gdzie odwiedził swoją matkę (ojciec już nie żył, a młodszy brat został wywieziony na Syberię). W momencie ataku Niemców na ZSRR przebywał w Moskwie. Stamtąd poszedł do Andersa, gdzie spotkał Alfreda Longina Schütza.  
Alfred Longin Schütz urodził się 2 lipca 1910 r. w Tarnopolu. Pochodził z zamożnej zasymilowanej rodziny żydowskiej. Ojciec, zamożny bankowiec, chciał dla syna poważnej kariery, więc młody Alfred podjął studia prawnicze na Uniwersytecie Jana Kazimierza, ale jego miłością była muzyka. Przed prawem kształcił się we Lwowskim Konserwatorium Muzycznym, w klasie koncertowej Heleny Ottawowej, wybitnej pianistki i pedagoga, więc na studiach tworzył muzykę dla teatrzyków akademickich. Po powstaniu rozgłośni lwowskiej Polskiego Radia akompaniował na jego antenie Władzie Majewskiej wraz z Emanuelem Szlechterem, później tekściarzem i autorem przebojów, założył w 1930 r. teatrzyk akademicki Złoty Pieprzyk. Na piątym roku studiów porzucił prawo i dla muzyki, Wiktor Budzyński zaprosił go do współpracy z programem literacko-muzycznym Polskiego Radia Lwów – Wesoła Lwowska Fala. Był z nią związany w latach 1932-1936 jako jej kierownik muzyczny. Potem pracował w Warszawie jako dyrektor Teatru Buffo. Był pianistą, komponował piosenki śpiewane przez Ordonkę, Werę Gran, Eugeniusza Bodo, Mieczysława Fogga. W latach 1937-1938 współpracował jako kompozytor i kierownik muzyczny z Teatrem Narodowym, Teatrem Letnim, Teatrem Nowym, Cyrulikiem Warszawskim, Wielką Rewią i Ali Babą.
Po agresji III Rzeszy na Polskę i rozkazie ewakuacji 7 września 1939 r. wyjechał z Warszawy ostatnim pociągiem ewakuacyjnym, bombardowanym przez lotnictwo niemieckie. Przedostał się do Równego, a po agresji ZSRR na Polskę dotarł do Lwowa, który wkrótce został anektowany przez ZSRR. We Lwowie skontaktował się z właścicielami kina „Marysieńka” i założył z ekipą nowo przyjezdnych artystów Lwowski Teatr Miniatur, którego dyrektorem został Konrad Tom. Po trzech tygodniach teatr upaństwowiono, artystom dano pensje, zaś Schütz otrzymał etat akompaniatora. Teatr wysłano w objazd po ZSRR: do Leningradu, Taszkentu, Samarkandy. We Frunze zachorował na tyfus plamisty. Był to dla niego straszny czas. Od śmierci głodowej uratowało go to, że po wyjściu ze szpitala skomponował melodię do nowego hymnu Kirgiskiej SRR. I to, że po podpisaniu układu Sikorski–Majski, została utworzona Armia Andersa. Schütz stawił się w Buzułuku, miejscu koncentracji Armii. Otrzymał przydział do wydziału propagandy przy sztabie armii generała Andersa. Wraz z Henrykiem Warsem kierował 40-osobową orkiestrą towarzyszącą polskiej armii na szlaku bojowym.
Dowódcy korpusu szybko uznali, że ściągającym do niego z całego ZSRS żołnierzom potrzebne jest nie tylko odżywienie (wielu było dosłownie na granicy śmierci głodowej), mundury i opieka duchowna, ale i po prostu rozrywka. Kiedy więc, jak pisze Mariusz Cieślik w artykule „Kto widział maki na Monte Cassino” („Rzeczpospolita” 18.05.2018), do dowództwa zgłosił się jeden z członków zespołu Żeleznodorożny Jazz, stworzonego przez Konarskiego, wysłali powołania wszystkim. I tak z połączenia Żeleznodorożnego Jazzu i „Tea Jazz” Henryka Warsa, powstała Polska Parada (oficjalnie The Polish Parade). Warto podkreślić, że występując jeszcze w ZSRS artyści omal nie wywołali dyplomatycznego skandalu, kiedy sowiecki oficer usłyszał w czasie szopki noworocznej kuplet o… NKWD. „Enkawude! Kochana stara buda! Enkawude! Ten pomysł wam się udał…”, wyśpiewywali artyści. Z kolei w książce Anny Mieszkowskiej „Była sobie piosenka” Schütz wspominał, jak to na prośbę generała Andersa wraz kolegami przygrywał do zakrapianej kolacji z sowiecką generalicją (m.in. marszałkiem Żukowem). Przygrywali chyba udanie, bo po tej kolacji podpisany został rozkaz o wypuszczeniu z łagrów 3 tysięcy Polaków, Żydów i Ukraińców, którzy przyjęli sowieckie dowody tożsamości. Artyści razem z armią Andersa wyszli z nieludzkiej ziemi i przez cały jej szlak dawali setki występów dla żołnierzy. I wraz z Armią znaleźli się we Włoszech.

Jedna noc
W maju 1944 r. Feliks Konarski nie brał bezpośredniego udziału w walkach. Nie czołgał się pod ogniem z niemieckich karabinów. Chociaż rola jego i jego zespołu była dla polskich żołnierzy bardzo ważna, odczuwał dyskomfort z powodu braku bezpośredniego udziału w walkach. Źle się czuł, słysząc odgłosy bitwy o Monte Cassino, chociaż on i jego koledzy dali dowód odwagi, nie reagując i nie przerywając występów, nawet, gdy wokół latały niemieckie kule. Właśnie słysząc odgłosy ostatniego szturmu na Cassino, Feliks Konarski napisał jedną z najważniejszych polskich pieśni patriotycznych.
Kiedy dokładnie powstały „Czerwone maki na Monte Cassino”? Według najpopularniejszej wersji było to nocy z 17 na 18 maja
1944 r., kiedy Polacy wdzierali się już na wzgórze klasztorne. Od nocy z 11 na 12 maja 1944, kiedy ruszyła wielka ofensywa na Monte Cassino, Feliks Konarski był względnie bezpieczny, ale tak jak inni członkowie jego zespołu chodził smutny i osowiały. Tamtej nocy, Konarski, słyszał daleki grzmot dział, zapowiadających drugie polskie natarcie na klasztor, widział z daleka szczyt. Siadł i zaczął pisać. Podobno od pierwszej zwrotki, od szczurów. Podobno słowa same cisnęły mu się na kartkę. Szybko miał gotowy tekst. Z nim w ręku obudził Fredka, czyli właśnie Alfreda Schültza. Wręczając mu pokreśloną kartkę, kazał natychmiast skomponować nuty do zapisanych na niej słów. Fredek siadł do pianina. O godzinie trzeciej nad ranem obaj obudzili śpiewaka Gwidona Boruckiego. Wręczyli mu tekst z zapisem nutowym i kazali go zaśpiewać. Już. Natychmiast. Wyrwany ze snu Borucki nawet nie protestował. I tak oto pierwszego wykonania „Maków”, wówczas złożonych jeszcze tylko z dwóch zwrotek, wysłuchali autorzy pieśni. Kilka godzin później polscy żołnierze wdarli się na szczyt Monte Cassino i zatknęli tam biało-czerwony sztandar. Po jakimś czasie, na wyraźne polecenie gen. Andersa, pojawił się tam i brytyjski, ale Polacy zadbali, by był zatknięty odpowiednio niżej.

Łzy
Gdy 18 maja żołnierze 2 Korpusu zdobyli klasztor, w kwaterze generała Władysława Andersa w Campobasso miała miejsce doraźna uroczystość dla uczczenia tego zwycięstwa. Właśnie na niej wersję dwuzwrotkową po raz pierwszy publicznie zaśpiewał „Czerwone maki” Gwidon Borucki przy akompaniamencie 14-osobowej orkiestry Alfreda Schütza.
Ref-Ren w swych wspomnieniach napisał: „Śpiewając po raz pierwszy Czerwone maki u stóp klasztornej góry, płakaliśmy wszyscy. Żołnierze płakali z nami. Czerwone maki, które zakwitły tej nocy, stały się jeszcze jednym symbolem bohaterstwa i ofiary – i hołdem ludzi żywych dla tych, którzy przez miłość wolności polegli dla wolności ludzi…”
– Koncert odbył się na stoku góry u jej szczytu. Publiczność w mundurach patrzyła na nas z dołu. Scenografia była niezwykła: dookoła zryta ziemia, kikuty drzew, rumowiska, ale dalej, jak okiem sięgnąć, kwitły Czerwone maki. Nie znaliśmy słów, nie opanowaliśmy jeszcze melodii. Tekst wypisano na wielkim transparencie widocznym również dla publiczności. To było autentyczne prawykonanie, próba, w której razem z nami uczestniczyli żołnierze. „Czy widzisz te gruzy na szczycie?” – Myśmy je naprawdę widzieli i znali ich cenę. I widzieliśmy maki, po których jeszcze wczoraj „szedł żołnierz i ginął”. Nie był to nieznany żołnierz, lecz Janek, Józek, Staszek, nasi bliscy, znajomi, przyjaciele, którzy padli podczas tych trzynastu morderczych dni. To nie był występ, lecz misterium, apel poległych…, wspominała wykonanie „Czerwonych maków” Elżbieta Niewiadomska.
W drodze na ten pierwszy występ Konarski zauważył bezimienny krzyż żołnierski, przy którym złożono bukiet maków. Tego samego dnia po powrocie na kwaterę, dopisał trzecią zwrotkę o wolności, którą mierzy się krzyżami.
Tę wersję wykonał zespół, w którym między innymi byli: Jadwiga Andrzejewska, Filip Ende, Lopek Krukowski, Elżbieta Niewiadomska, Mieczysław Pręgowski, Zofia Terne.
Pieśń ukazała się drukiem jeszcze w tym samym roku we Włoszech i od razu zyskała wielką popularność wśród żołnierzy II Korpusu. Została też wydana na płytach gramofonowych.

Duma i gorycz
Dziś tekst piosenki występuje w kilku wariacjach, w zależności od źródła. Współcześnie piosenka wykonywana jest najczęściej w wersji zastępującej odwołanie do szarży pod Rokitną nawiązaniem do Racławic oraz niewielkimi zmianami w układzie tekstu („Lecz od śmierci silniejszy był gniew”). Najstarsze znane nagranie utworu wykonane zostało przez Adama Astona i wykorzystane w filmie Michała Waszyńskiego „Wielka droga” (1946).
W 1982 r. Gwidon Borucki, pierwszy wykonawca pieśni, przekazał do Instytutu im. gen. Sikorskiego w Londynie oryginalny manuskrypt zapisu nut do pieśni oraz pierwotny jej tekst. Niestety, w tej historii jest i smutny wątek – pierwszemu wykonawcy pieśń „odebrał” wielokrotnie ją wykonujący (i przeto niesłusznie uchodzący za jej pierwszego wykonawcę) Adam Aston. Drugi cios spotkał Boruckiego ze strony żony. Wykonująca wraz z nim tę pieśń Irena Renata Bogdańska zamieniła go na samego Andersa. Rozgoryczony Borucki szybko wyjechał do Londynu i odciął się od swojego dawnego życia. Przez lata grywał w musicalach jako Guido Lorraine. Sprawiedliwość oddano mu w 40. rocznicę bitwy, kiedy na Monte Cassino znów zaśpiewał „Czerwone maki”, m.in. w obecności prymasa Polski Józefa Glempa. Wróćmy jednak do pieśni.

Zakazana pieśń
„Czerwone maki” szaloną popularność zyskały jeszcze we Włoszech. Stamtąd trafiły za Atlantyk, gdzie wkrótce śpiewała je cała Polonia. Tekst wydrukowały wszystkie polonijne czasopisma. Ukazał się także w języku angielskim i włoskim oraz francuskim. Szybko też trafiła konspiracyjnie do jeszcze okupowanej Polski. Po raz pierwszy tekst i nuty do „Maków” zostały wydrukowane w 1946 r. Potem w 1947, ale i tak „Maki” znali już wtedy prawie wszyscy. Pieśń zabrzmiała też w filmie „Wielka droga” (1946). Zaraz po wojnie nagrał ją także Mieczysław Fogg, który wtedy nie był nobliwym panem w muszce, śpiewającym o Warszawie. Kiedy Andrzej Wajda umieszczał ją w ekranizacji napisanego na polecenie Jakuba Bermana „Popiołu i diamentu”, pieśń była już traktowana wręcz na równi z hymnem Polski. A biorąc pod uwagę, że komuniści „zawłaszczyli” sobie Mazurek Dąbrowskiego, wręcz jako alternatywę dla Hymnu, „Czerwone maki” grywano nawet w knajpach i na wieczorkach tanecznych, z tym że tego nikt nie tańczył (oddaje to dobrze scena z serialu „Dom”, w której podpitą Basię za chęć tańczenia „Maków” jeden z gości lokalu wyrzuca na ulicę).
Komuniści nie zamierzali na to spokojnie patrzeć. Monte Cassino zostało zastąpione bitwą pod Lenino, żołnierze Andersa – berlingowcami, a „Czerwone maki” – „Oką”. Te wszystkie zabiegi były przeprowadzane bardzo intensywnie i jak to sowieci mieli w zwyczaju – przy użyciu pięści. W 1956 roku zakazano publicznego wykonywania pieśni.
Społeczeństwo polskie też swoim zwyczajem nie do końca się do tego stosowało. Tak pisał o tym Feliks Konarski w książce „Historia »Czerwonych maków«” (Londyn 1961): Aż przyszły dni, kiedy „Czerwone maki” stały się piosenką zakazaną. (…) Charakterystyczne dla tych dni były dwa zdarzenia, o których opowiedzieli mi, względnie niedawno, dwaj naoczni świadkowie. (…) Pewien młody człowiek wrócił po większej bibce do domu późnym wieczorem. Ponieważ „ubaw był nie z tej ziemi”, więc młody człowiek ochoczo podśpiewywał sobie na głos różne melodie. W pewnej chwili zaczął nucić „Czerwone maki”. Coraz głośniej, coraz szczerzej. Nie zważając na otwarte okno. Ulicą przechodził milicjant. Usłyszał. Młody człowiek tej nocy już nie spał w domu. Drugie zdarzenie miało charakter bardziej groteskowy. Na Mariensztacie obchodzono jakąś wojskową rocznicę. Urządzano jakąś akademię ku czci… Był zespół aktorski i był muzyk. Akordeonista, Żyd. Jednym z numerów programu była wiązanka piosenek żołnierskich. Akordeonista grał ze słuchu. Bez nut. W pewnym momencie zaczął grać „Czerwone maki”. Natychmiast zjawił się jeden z organizatorów akademii, który podbiegł do muzyka i z oburzeniem zawołał: – Czy pan zwariował?… Co pan gra?… Tu?… Na żołnierskiej akademii?… Akordeonista ze spokojem odpowiedział: – A pod Cassinem kto się bił? Chińczyki??? I grał dalej.
Finał walki komunistów był taki, że im bardziej władza była „Makom” niechętna, tym większą popularność w narodzie pieśń zyskiwała. W latach 80. ta pieśń stała się jednym z symboli walki o wolność. Paradoksalnie wolność nie dała wolności wykonywania „Czerwonych maków”. To znaczy wolność dała, ale to kosztowało. I to dosłownie. A pieniądze płynęły do… Niemców. Jak to możliwe?

Jak Niemcy na „Makach” zarabiali…
Wszystko za sprawą przedziwnego i szokującego zbiegu okoliczności. Po wojnie kompozytor muzyki do „Czerwonych maków”, a zatem i właściciel praw autorskich do niej Alfred Schütz osiadł w Brazylii. Zdolny kompozytor pracował w rewiach São Paulo i Rio de Janeiro i komponował. W nowej ojczyźnie ożenił się z Weroniką – Węgierką pochodzenia żydowskiego. W 1961 r. mimo że Niemcy chcieli wymordować jego naród, wraz z żoną przeniósł się do Niemiec. Osiadł w Monachium, przez następne ćwierć wieku współpracował z Rozgłośnią Polską Radia Wolna Europa. Komponował piosenki dla programów „Podwieczorek przy mikrofonie – Audycja w Radiu Wolna Europa”. Śpiewali je m.in. Renata Bogdańska, Jadwiga Czerwińska, Wacław Krajewski, Stanisław Ruszała, Wojciech Wojtecki. Tworzył muzykę do słuchowiska „Cisi i gęgacze” Janusza Szpotańskiego, audycji o śmierci generała Sikorskiego, koncertu robotniczych pieśni z Grudnia 1970, grał melodie przedwojennych rewii i kolędy wojenne. Doczekał wolnej Polski i czasów, gdy jego kompozycja stała się legalna i pożądana. Zmarł w 1999 r., nie pozostawiając testamentu. Co gorsza, zmarł w autentycznej biedzie, tak wielkiej, że jak pisał w „Rzeczpospolitej” Mariusz Cieślik, gdyby nie organizacje polonijne, zostałby pochowany w bezimiennym grobie (swoją drogą, gdzie wtedy było państwo polskie?).
Żona Schütz zmarła w roku 2004. I tu doszło do szokującej sytuacji. Po śmierci wdowy po kompozytorze „Czerwonych maków” prawa autorskie, a tym samym i tantiemy, przeszły na bawarską GEMĘ, organizację zarządzającą prawami autorskimi. W ten sposób Polacy musieli płacić Niemcom za każde publiczne wykonanie „Czerwonych maków”. W 2004 r. Biblioteka Polskiej Piosenki z Krakowa podjęła starania o przejęcie praw do pieśni, ale Niemcy jak to Niemcy, teoretycznie nie czynili przeszkód, podkreślając, że rozumieją znaczenie „Czerwonych maków” dla Polaków, ale w praktyce nie robili nic, by tę sytuację zmienić. W efekcie Polska latami zmuszona była płacić na rzecz niemieckiej GEMY tantiemy za korzystanie z pieśni! Jeszcze bardziej szokujące było stanowisko w tej sprawie polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. „Jeżeli po śmierci p. Schütza prawa te legalnie uzyskała kancelaria prawna z Monachium, to sprawa jest obecnie kwestią natury handlowej i takie prawa można wykupić od tej kancelarii. Nie jest to jednak i nie była sprawa w kompetencji MSZ”, napisało w oświadczeniu ministerstwo (cyt. za „Fakt” 2014 r.). Okazało się jednak, że jest to w kompetencji, bo krótko potem Konsulat Generalny RP w Monachium podjął intensywne działania w celu przejęcia praw do pieśni, dzięki czemu 15 września 2015 r. Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP podpisało z Ministerstwem Kultury Landu Bawarii umowę, w myśl której Niemcy zrzekły się wszelkich praw i roszczeń do pieśni, przekazując je na rzecz Polski – tym samym Polska stała się wyłącznym właścicielem „Czerwonych maków”. Jeszcze raz wygrała z Niemcami bitwę. Tym razem o maki na zboczach Monte Cassino. Dziś można już wykonywać i śpiewać „Czerwone maki” bez przeszkód. A wieloletnim polskim zwyczajem, wprowadzonym przez samych Polaków, jest śpiewanie i wysłuchiwanie tej pieśni zawsze na stojąco. Jak przystało na hymn.

A Ref-Ren?
Po wojnie pozostał na emigracji i zamieszkał wraz z żoną w Londynie, skąd często oboje podróżowali po Anglii, Szkocji, Francji i Niemczech, spotykając się z polskimi żołnierzami, którzy pozbawieni statusu weteranów, klepali na Wyspach autentyczną biedę. Konarski nadal niósł im otuchę, m.in. w Londynie był jednym z organizatorów polskiego emigracyjnego życia artystycznego, wraz ze słynnym lwowiakiem Marianem Hemarem przygotował ponad 30 premier widowiskowych. Dokonał też rzeczy, jak na tamte czasy niebywałej. W początkach lat 50. jednym ze swoich wierszy doprowadził do zaprzestania zagłuszania 
polskiej audycji zachodniej rozgłośni „Poszukiwania rodzin”, która to przyczyniała się do odnajdywania zaginionych podczas wojny Polaków przez najbliższych.
W 1965 r. wraz z żoną przeniósł się na stałe do Chicago. W USA dwa razy do roku objeżdżał ze swoją rewią skupiska Polaków. Prowadził stały program radiowy, w którym eksponował kulturę przedwojenną, jednocześnie wyszydzając nowe „gwiazdy” PRL, zarzucając im zagłuszanie sytuacji w powojennej Polsce, czyli powszechnego narodowego zakłamania względem władzy komunistycznej i odejście od narodowych tradycji.
Do końca życia był aktywny twórczo. Zmarł 12 września
1991 r. Cztery dni później, 16 września 1991 r. żegnany przez tłumy Polaków, spoczął w żołnierskiej kwaterze obok kolegów spod Monte Cassino. Nigdy nie udało mu się wrócić do Polski.

Źródła:
Mariusz Cieślik, „Kto widział maki na Monte Cassino?”, www.rp.pl
https://culture.pl/pl/dzielo/feliks-konarski-alfred-schutz-czerwone-maki-na-monte-cassino
https://muzhp.pl/pl/c/1335/bitwa-narodow-monte-cassino
https://przystanekhistoria.pl/pa2/teksty/67 356,Bagnetem-i-piorem-Zycie-kulturalne-2-Korpusu.html


Pierwszy tekst pieśni „Czerwone maki na Monte Cassino”

„Czerwone maki na Monte Cassino”
Czy widzisz te gruzy na szczycie?
Tam wróg twój się kryje jak szczur.
Musicie, musicie, musicie
Za kark wziąć i strącić go z chmur.
I poszli szaleni, zażarci,
I poszli zabijać i mścić,
I poszli jak zawsze uparci,
Jak zawsze – za honor się bić.

Ref.
Czerwone maki na Monte Cassino
Zamiast rosy piły polską krew.
Po tych makach szedł żołnierz i ginął,
Lecz od śmierci silniejszy był gniew.
Przejdą lata i wieki przeminą.
Pozostaną ślady dawnych dni
I tylko maki na Monte Cassino
Czerwieńsze będą – bo z polskiej wzrosną krwi.

Runęli przez ogień straceńcy,
niejeden z nich dostał i padł,
jak ci z Somosierry szaleńcy,
Jak ci spod Rokitny sprzed lat.
Runęli impetem szalonym,
I doszli. I udał się szturm.
I sztandar swój biało–czerwony
Zatknęli na gruzach wśród chmur,
Ref.
Czerwone maki…

Czy widzisz ten rząd białych krzyży?
Tam Polak z honorem brał ślub.
Idź naprzód, im dalej, im wyżej,
Tym więcej ich znajdziesz u stóp.
Ta ziemia do Polski należy,
Choć Polska daleko jest stąd,
Bo wolność krzyżami się mierzy,
Historia ten jeden ma błąd.

W razie problemów prosimy pisać na adres mailowy:
kontakt@pl1.tv