Film Ewy Stankiewicz pokazał, że Ewa Kopacz jest bezgranicznie głupia. Jeśli cała polska strona od Tuska (a wszystko na to wskazuje), zachowała się podobnie, to nic dziwnego, że Putin robił z nimi, co chciał. I będzie robił, co zechce, bo jeśli rzeczywiście doszło do zamachu, a ktoś po stronie Tuska brał w tym udział, wiedział, czy choćby zaniedbał, to Putin latami będzie trzymał całą Platformę na smyczy. Oni zawsze będą jego kundlami. I zawsze będą szkodzić Polsce ze strachu przed ujawnieniem prawdy.
Czasem prawda jest zbyt przerażająca, by ją udźwignąć. I właśnie takie odczucia miały setki tysięcy Polaków po emisji przez TVP wielokrotnie przekładanego filmu Ewy Stankiewicz „Stan zagrożenia”. Film poraża siłą przekazu i ujawnionych w nim faktów, minuta po minucie odtwarzających przebieg zamachu z 10 kwietnia 2010 r., operacji, którą przygotowywano kilka lat, najwyraźniej przy niedbalstwie lub wręcz – wiedzy kogoś z Polski.
Film silnie oddziałuje na emocje odbiorcy. Zaprezentowane na wstępie ujęcia z kamery przemysłowej witających się generałów, duchownych, prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego, Anny Walentynowicz, polityków wnoszących wiązanki kwiatów, sprawiają, że widz dostaje gęsiej skórki – wie, że wszyscy ci ludzie zginą jeszcze tego samego poranka (przy okazji Ewa Stankiewicz rozprawia się z wersją o wywiezieniu delegacji z Okęcia samochodami i zabiciu jej w nieustalonym miejscu, czego dowodem miał być brak nagrań z lotniska). Od strony merytorycznej Ewa Stankiewicz sprawiła, że gęsia skórka u odbiorcy utrzymuje się od pierwszych do ostatnich sekund filmu. Bez nadmiaru technicznych szczegółów, zbyt zawiłych, by widz je zrozumiał, zapamiętał i wyciągnął z nich wnioski, Ewa Stankiewicz punkt po punkcie pokazała, że śmierć Lecha Kaczyńskiego nie była wypadkiem, tylko zamachem przeprowadzonym przez Władimira Putnia.
To był zamach
Samolot w czasie remontu w Samarze został rozebrany do zera. „Podczas mojej obecności odczepione zostały od tego samolotu oba skrzydła, golenie główne i przednia goleń podwozia. W zasadzie samolot został rozebrany do tego stopnia, że pozostał sam kadłub. Z samolotu zdjęta została także farba. Zdemontowane klapy, sloty, szyby w oknach pilotów. I okrągłe szyby boczne przeznaczone dla pasażerów. Wiem, że silniki główne zostały wywiezione gdzieś pod Moskwę do zakładu, gdzie miał być przeprowadzony ich remont”, cytuje Ewa Stankiewicz zeznania świadka Jacka Piechowskiego, mechanika lotniczego, złożone już 10.09.2010 r. Towarzyszą temu zdjęcia całkowicie zdemolowanego samolotu. Można było w niego upchnąć wszystko i nikt nie zwróciłby żadnej uwagi. I właśnie to się stało. „Z pirotechnikami żeśmy analizowali, w którym momencie i miejscu mógł być ten materiał wybuchowy gdziekolwiek podłożony. Musiał być podłożony w takim miejscu, w którym nie zwracałby na siebie uwagi, wkomponowany w jakąś część samolotu, która stanowiła integralną część samolotu”, mówi w filmie płk Andrzej Pawlikowski, były szef Biura Ochrony Rządu. Firmę Aviakor, która na zlecenie polskiego rządu przeprowadziła remont, kontroluje Oleg Deripaska, oligarcha zaprzyjaźniony z Władimirem Putinem i związany z rosyjskimi służbami specjalnymi. „Okazało się, że poszycie górne zamiast być zgniatane przez pień drzewa od skrzydła, które na niego napierało, to te odłamki wybrzuszały, się wywijały się na zewnątrz do góry, a dolne zawijały się w loki powybuchowe na zewnątrz do dołu. To zupełnie zmienia obraz niszczenia końcówki tego skrzydła” ‒ powiedział ekspert. Tomasz Ziemski, specjalista podkomisji Macierewicza. Nie do przecenienia są też ustalenia Glenna Jørgensena, pochodzącego z Danii inżyniera i pilota, członka podkomisji smoleńskiej, który dokonał dokładnej analizy wydarzeń z 10 kwietnia od strony technicznej, stwierdzając, że w TU 154M nie eksplodowały zbiorniki paliwa, tylko ładunki wybuchowe stosowane w wojski. To dzięki Jørgensenowi i pozostałym ekspertom wiemy, że największe uszkodzenia nastąpiły… w najmocniejszym konstrukcyjnie miejscu samolotu, przy tzw. salonce generalskiej. Tam właśnie został założony ładunek wybuchowy i właśnie to miejsce zostało rozerwane na drobne kawałki, a ludzie, którzy byli w tej części samolotu najbardziej zmasakrowani.
Cenzura TVP?
W filmie pokazany jest zaznaczony wątek, o którym wszyscy słyszeli 10 kwietnia – trzech osób, które miały przeżyć i które zostały zabrane przez rosyjskie karetki i ludzi w białych fartuchach oraz wywiezione w nieznanym do dziś kierunku. Zacytowane zeznania nie pozostawiają wątpliwości, że taka sytuacja miała miejsce, ale nigdy nie została wyjaśniona.
Jarosław Urbaniak z BOR dostał nawet polecenie odszukania karetek, które wedle informacji od Rosjan zabrały 3 osoby, ale miał szybko stwierdzić, że nie wie, gdzie one pojechały i z obawy, że nie zostanie wpuszczony na teren lotniska, „darował” sobie poszukiwania. Co więcej – wątek ten wedle samej Autorki miał zostać… ocenzurowany.
Pytacie Państwo co nie mogło się znaleźć w „Stanie Zagrożenia”?Został usunięty wątek filmu 1.24, który pokazuje egzekucję(?) w miejsce akcji rat, analiza akt prok,co wiemy na ten temat, jakie słowa tam padają. Obiecano mi w TVP możliwość zrobienia dokumentu na ten temat. Zobaczymy, napisała jeszcze przed premierą filmu Ewa Stankiewicz.
Czy to oznacza, że jednak ktoś przeżył i został dobity? Czy tego właśnie tak bardzo bał się Antoni Macierewicz, że emisja filmu była przekładana sześciokrotnie?
Ale w filmie nie brakuje i innych pytań. Dlaczego samolot nie był remontowany w Polsce, chociaż dwa polskie podmioty zgłosiły się do przetargu? Dlaczego na polecenie osoby z Polski Rosjanie próbowali siłą odebrać nagrania i sprzęt Sławomirowi Markowi Wiśniewskiemu, reporterowi z TVP, który jako pierwszy przybiegł na miejsce tragedii? Dlaczego nikt z Polski nie szukał prezydenta Kaczyńskiego na pobojowisku? O czym rozmawiali Tusk i Putin w prowizorycznym namiocie, gdy kilkadziesiąt metrów dalej, w błocie leżały zwłoki prezydenta Polski, oczekując na zabranie do moskiewskiego prosektorium? Gdzie podziała się kluczowa czarna skrzynka, skoro zostało po niej nieuszkodzone miejsce, w którym była zamocowana? Dlaczego strona polska jej nie szukała? Dlaczego tyle osób kłamało, a zeznania ważnych świadków zostały pominięte?
Wieczna hańba!
W tym filmie wstrząsa jeszcze jedno – zdjęcia z moskiewskiego prosektorium. Od dawna wiemy, że Ewa Kopacz łgała, opowiadając o przekopaniu ziemi na metr w głąb i jej przesiewaniu czy o „wspólnej pracy” polskich i rosyjskich patologów. Jak to wyglądało, opowiedział świadek Dymitr Książek, specjalista medycyny ratunkowej, który towarzyszył rodzinom smoleńskim w Moskwie. Wiemy, że ze strony Rosjan nie było żadnego szacunku, a ciała zabitych były bezczeszczone. Ale wiedzieć to jedno, a zobaczyć, to drugie.
To, co zobaczyliśmy w filmie przeraża – delegowana na miejsce tragedii minister polskiego rządu, mająca towarzyszyć rodzinom zabitych w najgorszym momencie ich życia, roześmiana popijała kawusię (albo inny napitek, zawartości filiżanki nie widać) w prosektorium, robiąc sobie zdjęcia przy tych pogawędkach. Gorzej – niczym jakaś głupia siksa, robiła sobie zdjęcie z „wydzieranym” kolesiem zajmującym się przenoszeniem zapakowanych w worki na śmieci ciał ofiar Smoleńska. Wydzierany na innych zdjęciach zaprezentował zresztą swoje „dziary” i złote łańcuchy godne ruskiego mafiosa. Zdjęcie rozanielonej Ewy Kopacz głaszczącej biceps „wydzieranego”, stojącej z nim obok stołu sekcyjnego z workiem zawierającym ciało zabitej osoby, w towarzystwie innego roześmianego kolesia, to wieczna hańba i samej minister, i całej Platformy. To hańba, której nie zmażą ataki na Ewę Stankiewicz za pokazanie tych zdjęć ani idiotyzmy „ekspertów”, twierdzących, że taki śmiech Kopacz to normalna reakcja na stres (idąc tym tokiem rozumowania, nie ma zabawniejszych okoliczności niż pogrzeby). Nie zmażą tego twierdzenia trolli, że te zdjęcia to fotomontaż. Małgorzata Wassermann opowiedziała, że w tych strasznych chwilach Ewa Kopacz miała tyle „wrażliwości”, że prosiła jej bratową o zamieszczenie podziękowań w internecie, bo „strasznie się męczy”.
Po tym, czego się dopuściła, Ewa Kopacz nie ma prawa istnieć w polskiej polityce. Tak samo jak nie mają tego prawa wszyscy jej obrońcy pokroju z Michałem Szczerbą na czele. Symbolami Platformy Obywatelskiej już na zawsze będą trzy obrazy: Donalda Tuska przybijającego „piąstki” z Putinem nad walającymi się w błocie szczątkami Polaków, Komorowskiego rechoczącego w oczekiwaniu na przywiezienie z Moskwy trumien ze szczątkami Polaków i uśmiechniętej Ewy Kopacz strzelającej sobie pamiątkowe zdjęcie nad
Kundle Putina
To nie jest mentalność polska! Ewa Kopacz, Tusk, Komorowski, wszyscy politycy PO i broniący ich dziś komentatorzy i eksperci zaprezentowali mentalność bolszewickich kundli. To nie są Polacy! Każdy naród pod słońcem czci swoich zmarłych i okazuje im szacunek. Wobec śmierci każdy normalny człowiek zachowuje powagę. Ewa Kopacz nie potrafiła się opanować nawet w obliczu tragedii. Ile jeszcze takich zdjęć leży w moskiewskich archiwach? Ile rozmówek zachowującej się jak tępa siksa Kopacz z „wydziarnym” zostało nagranych? Film Ewy Stankiewicz pokazał, że Ewa Kopacz jest bezgranicznie głupia. Jeśli cała polska strona od Tuska (a wszystko na to wskazuje), zachowała się podobnie, to nic dziwnego, że Putin robił z nimi, co chciał. I będzie robił, co zechce, bo jeśli rzeczywiście doszło do zamachu, a ktoś po stronie Tuska brał w tym udział, wiedział, czy choćby zaniedbał, to Putin latami będzie trzymał całą Platformę na swojej smyczy. Oni zawsze będą jego kundlami. I zawsze będą szkodzić Polsce ze strachu przed ujawnieniem prawdy. Jeden film, a pokazał nam więcej, niż mogliśmy się spodziewać.