Co trzeba mieć w głowie, Herr Węglarczyk? Plujecie na Polaków równo i bez rozróżnienia, czy to święta religijne, czy państwowe, a kiedy oburzenie przekroczy skalę, którą wasi niemieccy pryncypałowie uznają za dopuszczalną, wtedy przepraszacie albo udajecie Greka, czyli mówiąc kolokwialnie: rżniecie głupa.
– W ubiegłym roku z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia niemiecki Onet uraczył nas ckliwymi wspomnieniami żołnierzy Wehrmachtu, którzy Wigilię podczas wojny rozpętanej przez ich ukochanego wodza, Hitlera, musieli spędzać w okopach przy prowizorycznej choince. Naczelny Onetu, Herr Bartosz Węglarczyk, po fali oburzenia przepraszał później za ten artykuł. Kilka miesięcy wcześniej z okazji bitwy warszawskiej mogliśmy zapoznać się na Onecie z listami lekarza Armii Czerwonej, Łazara Gindina, który tak opisywał swojej żonie żołnierskie trudy marszu barbarzyńskiej, dzikiej, bolszewickiej hołoty na Warszawę w 1920 r.:
Dopiero teraz zrozumiałem cały koszmar wojny, bo tego, co wyprawiają Polacy, nie da się opowiedzieć. Nie śpię już od siedmiu dni, pułk jest ciągle w przemarszach i szalonych bojach. (…) I w ogóle, Oluniu, teraz muszę doświadczać wszelkich niewygód i niebezpieczeństw życia frontowego, ale nastrój i samopoczucie mam dobre, żeby tylko można było pospać. Ach, spać! Jakie to szczęście przespać choćby pięć godzin z rzędu! (…) Wokoło sady i tak by się chciało wyciągnąć na trawce pod drzewkiem, ale chcę jak najszybciej napisać ten list, bo niedługo ruszamy. Będziemy iść całą noc, nieustannie ryzykując, że wpadniemy w łapy panów, a to najgorsze, co nam się może zdarzyć.
A co Onet zaoferował polskiemu czytelnikowi ostatnio? Udostępnił artykuł poświęcony zbrodniarzowi wojennemu i prawej ręce ludobójcy Hitlera, Josephowi Goebbelsowi. Szokuje już sam tytuł:
W III Rzeszy stawiano go za wzór. Na jego życiorysie nie brakowało rys.
No proszę, wzór do naśladowania, a tych kilka rysek na życiorysie można mu przecież jakoś wybaczyć. Kto wie, czy już niedługo Onet nie przedstawi Goebbelsa jako wzoru do naśladowania także na dzisiaj? No przecież nie można jednoznacznie negatywnie oceniać człowieka, który zwierzęta kochał bardziej niż Adolf Hitler, Józef Stalin i Sylwia Spurek razem wzięci. Nie można całkowicie potępiać człowieka, który nie jadał mięsa. Czy nie mógłby stać się dzisiaj ikoną wegetarian, miłośników zwierząt, a wręcz wszystkich zielonych i obrońców planety?
Czytałem opinię internautów, którzy już na samym tytule artykułu nie pozostawili suchej nitki. Wielkie oburzenie najlepiej podsumowują te dwa wpisy: „I powiedzcie, że to nie są Niemcy”, „Co trzeba mieć w głowie…”. No właśnie, co trzeba mieć w głowie, Herr Węglarczyk? Plujecie na Polaków równo i bez rozróżnienia, czy to święta religijne, czy państwowe, a kiedy oburzenie przekroczy skalę, którą wasi niemieccy pryncypałowie uznają za dopuszczalną, wtedy przepraszacie albo udajecie Greka, czyli mówiąc kolokwialnie: rżniecie głupa.
Pamiętajmy, że te wszystkie „redakcyjne wpadki” Onetu, które opisujemy od lat, to nie są żadne wpadki. Pierwsze dwa skandaliczne artykuły, które przywołałem na początku, wywołały reakcję polskiego premiera. Mateusz Morawiecki wystosował wtedy list do prezesa Axel Springer Polska, Marka Dekana, w którym pisał między innymi:
Nikomu nie wolno relatywizować historii. Współczesne media, a zwłaszcza internet, obarczone są olbrzymią dozą odpowiedzialności za słowo. (…) Nie może być zgody na przewartościowywanie ról w konflikcie, wybiórcze, ahistoryczne traktowanie pewnych faktów i zrównywanie cierpień obrońców z agresorami. Prawda leży w interesie nas wszystkich. (…) Nie wyobrażam sobie, by 1 września – w dzień 81. rocznicy wybuchu II wojny światowej – jakakolwiek z podległych Panu redakcji opublikowała ckliwe wspomnienia członka niemieckiej armii hitlerowskiej, piszącego o potworach z Armii Krajowej. Chyba, że redakcje należące do kierowanego przez Pana wydawnictwa są zdolne również do tego? Albo żeby którykolwiek z dziennikarzy w rocznicę Powstania w warszawskim getcie pisał o spisku Żydowskiej Organizacji Bojowej przeciwko pokojowo usposobionym nazistom.
Jak widzimy, nawet list szefa polskiego rządu nie zmusił niemieckiego medium do refleksji, z czego wynika tylko jeden możliwy wniosek. Dekan konsekwentnie musi realizować wrogą Polsce politykę historyczną Berlina i z premedytacją w nadzorowanych przez siebie mediach zatrudnia sprzedajnych miejscowych folksdojczów.