Przynajmniej na kwartał powinniśmy obserwować uspokojenie emocji w obozie Zjednoczonej Prawicy. Sejmowe głosowanie nad Krajowym Planem Odbudowy przebiegło zgodnie z założeniami lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego. Bez niespodzianek zachowała się Solidarna Polska. Tak miało być. Wszyscy w obozie władzy wyszli zwycięsko z tej rozgrywki. Pytanie, co dalej i na jak długo utrzyma się względny spokój.
O Krajowym Planie Odbudowy wszystko już powiedziano i napisano, dlatego w tej rubryce nie będę się zajmował szczegółami projektu oraz tym, czy warto go przyjąć, czy nie. Chciałbym sprawę omówić w kontekście polityki, bowiem mamy do czynienia z wielkim przełomem. Wbrew pozorom wydarzyło się bardzo wiele.
Po pierwsze, PiS osiągnęło swój cel. KPO został przegłosowany w Sejmie. Po drugie, politycy Solidarnej Polski zachowali twarz, głosując przeciwko. Po trzecie, udało się utrzymać koalicję rządzącą, pomimo wolty polityków Solidarnej Polski. Po czwarte, poprzez umowę z Lewicą, udało się doprowadzić do chaosu po stronie opozycji. Po piąte, zamieszanie w obozie władzy, doprowadziło do wielu nielogicznych ruchów po stronie Koalicji Obywatelskiej, przez co lider PO Borys Budka po tym, jak jego partia wstrzymała się od głosu ws. KPO, stał się jednym z największych przegranych.
Bardzo trafnie sejmowe głosowanie nad KPO podsumował jeden z posłów Platformy Obywatelskiej Tomasz Kostuś. – W encyklopedii PWN pod hasłem „skuteczność polityczna” powinno być zdjęcie pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Pana prezesa, który na jednym ogniu upiekł aż trzy pieczenie. Po pierwsze odwrócił uwagę od prawdziwych schwarz charakterów, którzy głosowali przeciwko, więc Solidarnej Polsce i Konfederacji, po drugie wreszcie zdobył większość dla KPO i ratyfikacji, po trzecie skłócił opozycję. A więc bez wątpienia, to on jest zwycięzcą, to on udowodnił po raz kolejny swoją skuteczność – powiedział mi poseł PO.
Nic dodać, nic ująć. Na teraz udało się uspokoić sytuację polityczną w obozie władze. Pytanie, które należy zadać, brzmi: na jak długo?
Pytany o wspólne listy wyborcze w 2023 roku, wicemarszałek Ryszard Terlecki przyznaje, że sprawa jest otwarta. Polityk dodaje, że chciałby, aby obecna koalicja przetrwała do końca kadencji. Nie wiadomo jednak, czy tak będzie.
W tej chwili na pierwszy rzut oka wydaje się, że napięcia i sytuacja w obozie władzy została uspokojona. Nic bardziej mylnego.
Z jednej strony mamy komunikaty typu: koalicja musi trwać, żadnych wcześniejszych wyborów, może nawet wspólne listy w 2023 roku. Tylko co z wzajemnymi urazami, ambicjami, podchodami? O takich czynnikach nie można zapomnieć.
Po pierwsze Zbigniew Ziobro nie wygasi konfliktu z Mateuszem Morawieckim. Jednej i drugi polityk będzie robił wszystko, żeby zaszkodzić drugiemu. Opanować to może jedynie Jarosław Kaczyński, ale wiadomo, że interwencje prezesa przy wzajemnych walkach tych dwóch polityków dają tylko chwilową skuteczność.
Pretensje do PiS ma również Jarosław Gowin. Lider Porozumienia nie może zapomnieć i pogodzić się z próbą rozbicia jego partii oraz odmową usunięcia członków rządu z ramienia Porozumienia, którzy uczestniczyli w wolcie przeciwko Gowinowi. I przyznam szczerze, to wydaje się być większym problemem dla obozu władzy niż krytyka ze strony Solidarnej Polski. Bez Porozumienia nie ma większości sejmowej, trzeba szukać, dogadywać się. Jest problem.
Sam Jarosław Gowin nie zdecydował jeszcze, co robić. Gdy zapytałem wicepremiera kilka dni temu o wspólne listy w 2023 roku, otwarcie przyznał, że rozmów na ten temat jeszcze nie było, ale odbędą się z całą pewnością.
Tradycyjnie. Czekamy.