Żeby Pogoń Lwów miała zabezpieczony spokojny byt i działanie przez cały rok, potrzeba jej około 400 tysięcy złotych, czyli równowartość dwumiesięcznych zarobków Artura Jędrzejczyka w Legii Warszawa. – Tak naprawdę nigdy nie mieliśmy połowy tych środków – mówi Marek Horbań, prezes klubu.
Przybysz z Polski, który dzisiaj przyszedłby na mecz Pogoni Lwów, mógłby poczuć się zaskoczony, a nawet zszokowany. Na koszulkach – dumna nazwa: Pogoń Lwów, przed wojną czterokrotny mistrz Polski. A dzisiaj zawodnicy na boisku krzyczą do siebie po ukraińsku. Trener instruuje ich po ukraińsku, piłkarze na ławce rozmawiają po ukraińsku, podobnie kibice na niewielkiej trybunce. Można więc postawić pytanie: czy Pogoń Lwów promuje polskość? Czy integruje środowisko Polaków we Lwowie? Autor tego tekstu ma wyrobione zdanie na ten temat. Ale o tym na końcu. Na początku – kilka słów o wielkiej historii.
Pogoń Lwów to legenda i historia: tak polskiego futbolu, jak i polskiego sportu w ogóle. Pogończycy czterokrotnie – w latach 1922, ’23, ’25 i ’26 – zdobywali mistrzostwo Polski w piłce nożnej. W drużynie grali zawodnicy, których nazwiska do dziś powinien znać każdy, kto interesuje się futbolem: Wacław Kuchar, Spirydion Albański, Michał Matyas.