Te plugawe treści nie pojawiły się w magazynie zawierającym twardą pornografię i chore teksty. Pochodzą z jednego z największych czasopism w Ameryce, którego nakład przekracza ponad trzy miliony.
Kazirodczyk czy kanibalczyk. Tak brzmiał tytuł wpisu, który umieściłem parę ładnych lat temu na funkcjonującej wówczas na niezależna.pl kolumnie Nasze Blogi. Na stronę nie wchodzę od dawna, duch „Trybuny Ludu” i „Gazety Wyborczej” panuje tam niepodzielnie, nie wiem przeto, czy kolumna istnieje, czy odeszła wraz z Józefem Darskim (Jerzym Targalskim), prowadzącym ją w czasie, gdy zamieszczałem tam teksty. Nota bene, dobrze wspominam współpracę z redaktorem Darskim, który jednak później coś się wziął był i popsuł…
Wpis odnosił się do opinii Jana Hartmana, mężczyzny znanego z obleśnych zapatrywań na świat, a zwłaszcza relacji międzyludzkich, ze szczególnym uwzględnieniem damsko-męskich. Chodziło w niej mniej więcej o to, że stosunki kazirodcze mogą wzbogacić relacje między rodzicami a dziećmi! Hartman, korzystając z faktu, że obdarzono go tytułem profesorskim, śmiało postawił tę kwestię na forum publicznym, traktując jako teoretyczną, do dyskusji. Jednocześnie, być może dlatego, aby wskazać na kierunek debaty, stwierdził, że legalizacja kazirodztwa byłaby złamaniem ostatniego tabu. Co z kolei nie byłoby złą rzeczą, uważał…
W tekście Kazirodczyk czy kanibalczyk stwierdziłem, że takim tabu obyczajowym, którego złamanie naraża na sankcje prawne, jest również kanibalizm. Wszak nawet wtedy, gdybyśmy skonsumowali ciało człowieka, który wcześniej zgodził się na taki eksperyment społeczno-kulturowy, zostalibyśmy pociągnięci do odpowiedzialności. Prawnej lub medycznej. Dlatego nieprawdą jest, że kazirodztwo to ostatnie tabu. Stąd, należałoby jeszcze postawić na forum dyskusyjnym sprawę ludożerstwa i przyzwolenia na nie.
Nie wiem, nie chcę wiedzieć, co Hartman sądzi o ludożerstwie, koprofagii, koprofili, nekrofilii i zoofilii. I czy praktykowanie ich mogłoby kogokolwiek wzbogacić o cokolwiek. Niemniej, chciałbym poruszyć wątek promowania „fetyszu kanibalizmu”, chociaż nie przez przypała, ale przez damy modne z „Cosmopolitan”.