Scalić państwo mógłby rząd federalny, ale autorytet tego rządu federalnego spada, nie tylko wewnątrz, ale i na zewnątrz USA. Na czele Ameryki stoi prezydent, który mentalnie przypomina niezbyt rozgarniętego nastolatka – takiego, co to próbuje poderwać dziewczyny w koledżu, chwaląc się, że do perfekcji opanował grę na trąbce Eustachiusza.
Wspominałem już o tym na łamach „Warszawskiej Gazety”, ale sprawa jest tak kuriozalna, że wymaga powtórzenia i rozwinięcia, ponieważ jej konsekwencje mogą być katastrofalne dla Ameryki, a co za tym idzie, dla wolnego świata. Kalifornia debatuje nad reformą edukacji. Następstwa społeczne wprowadzenia nowego ustawodawstwa w zakresie szkolnictwa miałyby niewątpliwy wpływ na stopniową zmianę struktury amerykańskiego społeczeństwa. I ta ostatnia refleksja wywołała u mnie kolejną – czy to głupota, czy może celowe działanie, za którym stoi jednak pewien plan? Ale po kolei.