Kiedyś znane było w Polsce powiedzenie „głupi jak but”. Po wysłuchaniu wypowiedzi pewnego profesora o karach finansowych [!] dla odmawiających przyjmowania szczepień, pora chyba już pójść „z duchem czasu” i zamienić but na Gut…
Setki tysięcy złotych, wydane na promocję medialną, zaangażowani lekarze, politycy i aktorzy. I wszystko na nic. Nie pomógł nawet odkurzony Czarek Pazura, wystawiający ramię do szczepienia i szepczący, że do tego zachęca prawdziwy Killer. Może dlatego, że killer, jako płatny zabójca, to raczej słaby promotor ratującej życie „szczepionki”, a raczej preparatu eksperymentalnego.
Wobec klęski reklam, prof. Włodzimierz Gut, rządowy ekspert, postanowił sięgnąć po mocniejsze środki i publicznie opowiedział się za finansowym karaniem osób, które nie chcą się dobrowolnie zaszczepić. Oczywiście, płacenie kar za odmowę z korzystania z dobrodziejstwa dobrowolności, byłoby już jak najbardziej przymusowe. Podpytany (a może podpuszczany) przez jeden z tabloidów o to, czy kary finansowe byłyby dobrym pomysłem, profesor odpowiedział:
– Najbardziej dotkliwe zawsze są konsekwencje finansowe. Myślę, że w tym przypadku kara finansowa byłaby trafnym rozwiązaniem.
A jak nie kara finansowa, to zakaz wstępu niezaszczepionych np. do restauracji (a można się domyślać, że idąc za ciosem, także do innych miejsc).
– Uważam, że nie wszyscy muszą chodzić do restauracji. Jeśli ktoś stanął okoniem i nie chce się szczepić, nie musi również spożywać posiłku w restauracji. Nie jesteś zaszczepiony? Nie musisz chodzić do knajpy – stwierdził Gut.
Hmmm…. To już chyba było. Specjalne tramwaje, restauracje, teatry, parki i ławki w parkach Nur für… Może jeszcze ekspert profesor dołoży specjalne „dzielnice dla niezaszczepionych”. Oczywiście, ogrodzone, ustawi się przed nimi tablice ostrzegawcze i historia zatoczy koło… Jeden „ekspert” już ten patent wprowadzał i też był wielkim fanem szczepionek, przynajmniej dla swoich.
Był też i „ojciec narodów”, co wraz ze swoimi fanami, żelaznymi pięściami zamierzał zapędzić ludzkość do szczęścia, uważając, że wie lepiej, co jest ludziom potrzebne, jak mają myśleć, działać i co im wolno a co nie (z tej okazji jego fani ukuli nawet nową definicję słowa „demokracja”, z upodobaniem powtarzaną przez jednego z bohaterów serialu „Dom”…).
Pan ekspert profesor zdaje się podążać drogą obu. Żelazne pięści zamienił na strzykawkę, ale cel najwyraźniej ma ten sam. Uszczęśliwić ludzkość. Ciekawe, czy bierze pod uwagę, że też może mu nie wyjść i ludzie jednak wybiorą własne szczęście a nie to wymyślone dla nich przez koncerny farmaceutyczne i kumpli profesora? O kosztach w postaci istnień ludzkich nie wspominając.