Ukradzione zwycięstwo

W najnowszym wydaniu:

WG-38-2024 - Okładka

Ukradzione zwycięstwo

4 czerwca 1989 roku Polacy wygrali. Wzięli do ręki tym razem nie szable, a długopisy i w wyborach pogonili komunę. Bardzo szybko okazało się jednak, że zwycięstwo to Polakom ukradziono.

– Zacznę od wątku osobistego: 4 czerwca 1989 roku głosowałem na Adama Michnika i Andrzeja Wielowieyskiego. I bardzo szybko tego pożałowałem – już po niecałych 9 tygodniach!
5 czerwca 1989 roku – dzień po wolnych w 35 procentach wyborach do Sejmu oraz całkowicie wolnych wyborach do Senatu – Polacy naprawdę myśleli, że komunizm się skończył! Przecież wybory wygrała „Solidarność”, wzięła cały Senat (99 na 100 mandatów) oraz wszystkie miejsca w Sejmie, o jakie mogła walczyć (czyli 35 proc.). Co więcej, padła lista krajowa, na której znajdowali się czołowi kandydaci PZPR i jej satelitów.

Lista krajowa
to był dziwny twór, mający liderom PZPR i jej sojusznikom bezproblemowo zapewnić miejsca w Sejmie. Głosować miano na nią jak za dawnych lat – bez skreśleń, akceptując wszystkich kandydatów. Żeby w Sejmie się znaleźli, wystarczyło im 50 proc. i 1 głos „bez skreśleń”. Ale czasy się zmieniły, czego komuniści nie zauważyli – Polacy nie chcieli wybierać już bez skreśleń i bez wyboru. Co ciekawe, ordynacja wyborcza nie przewidywała nawet klęski listy krajowej. Dlatego brak wyboru kandydata z listy krajowej powinien oznaczać nieobsadzony mandat, a w konsekwencji – większy procent posłów „Solidarności” (de iure: Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”) w Sejmie i w Zgromadzeniu Narodowym.

W razie problemów prosimy pisać na adres mailowy:
kontakt@pl1.tv