Symbolami bolszewików z Platformy Obywatelskiej już na zawsze będą trzy obrazy: Donald Tusk przybijający żółwiki z Putinem nad walającymi się w błocie szczątkami Polaków, Bronisław Komorowski rechoczący w oczekiwaniu na przywiezienie z Moskwy trumien ze szczątkami Polaków i uśmiechnięta Ewa Kopacz strzelająca sobie pamiątkowe zdjęcie nad zapakowanymi w foliowy worek szczątkami obywatela lub obywatelki Polski. Nie ma w języku polskim słów wystarczająco obelżywych, by opisać te zachowania.
Czasem prawda jest zbyt przerażająca, by ją udźwignąć. Takie właśnie odczucia miały setki tysięcy Polaków po emisji przez TVP wielokrotnie przekładanego filmu Ewy Stankiewicz „Stan zagrożenia”. Od razu trzeba to powiedzieć: film jest znakomity. Znacznie lepszy od technicznego „filmu Macierewicza” i zauważyli to nawet odbiorcy niechętni jego autorce. Przede wszystkim jednak poraża siłą swego przekazu i ujawnionych w nim faktów, minuta po minucie odtwarzających przebieg zamachu z 10 kwietnia 2010 r., operacji, którą przygotowywano kilka lat, najwyraźniej przy niedbalstwie lub wręcz… wiedzy kogoś z Polski.