Lekarz książęcy, noszący imię Guncelin, rozpoznał symptomy otrucia i zdołał odratować Henryka powieszeniem go za nogi, co spowodowało silne wymioty i oczyszczenie organizmu, lecz morderca nie rezygnował i zatruł nóż, którym książę zwykł krajać chleb. Truciciela w końcu wykryto, ale na ratunek było już za późno.
Pochodzący z rodu Piastów Henryk IV Prawy lub z łaciny Probus, zw. też Pobożnym, wcale taki pobożny nie był. Pewne jest jednak, że ten książę wrocławski w latach 1270-1290, książę krakowski w latach 1288-1290, książę ścinawski w latach 1289-1290, był człowiekiem jak na swoje czasy bardzo wykształconym, zdolnym politykiem i naprawdę niewiele brakowało, żeby włożył na skronie polską koronę. Sytuacja nie była łatwa, bo po fatalnej decyzji króla Bolesława Krzywoustego królestwo polskie przestało istnieć, ale Henryk IV miał realne szanse na koronę krakowską, utożsamianą wtedy z koroną Polski.
30 września 1288 r. zmarł książę krakowsko-sandomierski Leszek Czarny, nie pozostawiając potomstwa. Henryk uważał Leszka za uzurpatora, a siebie widział jako dziedzica Bolesława Wstydliwego. Śmierć Leszka Czarnego otworzyła przed Prawym szansę urzeczywistnienia ambitnych planów zdobycia Krakowa i koronacji królewskiej. Do tego celu Henryk przygotowywał się latami, ostatecznie pokonując pretendenta do krakowskiego księstwa Władysława Łokietka. Łokietkowi udało się wtedy nawet zająć Wawel, ale wojnę wygrał książę wrocławski, który w lecie 1289 r. przybył osobiście na czele posiłków zbrojnych pod Kraków. Łokietek wydostał się z oblężonego i następnie zdobytego przez wrocławian (na skutek zdrady mieszczan) miasta tylko dzięki pomocy franciszkanów, którzy ukryli go w swoim klasztorze. Henryk miał wtedy niewiele ponad
30 lat. Wydawało się, że droga do koronacji jest otwarta. No prawie, pozostawał jeden drobiazg – zgoda papieża. I tu właśnie doszło do wydarzeń, które doprowadziły do otrucia księcia. Jak to było?
Kulisy spawy opisał w rymowanej kronice Ottokar styryjski, ale o truciźnie jako przyczynie śmierci księcia mówiły także inne źródła: polskie nagrobki książąt śląskich (za nimi zaś Kronika książąt polskich, Jan Długosz
i późniejsi kronikarze) oraz czeska Kronika Pulkawy. Historycy nie mają więc wątpliwości, że Henryk IV został otruty. Pytanie tylko przez kogo, dlaczego i w jakich okolicznościach.
Kronika Ottokara przekazała relację, wedle której kiedy Henryk Prawy w katedrze dziękował Bogu za zdobycie Krakowa, zobaczył gołębia, który przysiadłszy na gzymsie zaczął dziobać jeden z filarów. Książę kazał rozkuć mur w tym miejscu i odkrył ogromny skarb – 15 tys. grzywien złota. Odkrył też w tym wydarzeniu znak od Boga, że powinien zostać królem Polski. W związku z tym za radą prepozyta miśnieńskiego Bernarda von Kamenza wysłał swego prawnika do papieża w celu zdjęcia klątwy (na Henryka rzucił ją w marcu 1284 r. wiodący z księciem wieloletni spór biskup wrocławski Tomasz II).
Henryk IV długo szukał człowieka, którego mógłby wysłać do Rzymu z delikatną misją zdjęcia klątwy i załatwienia korony. Ostatecznie za radą Bernarda von Kamena wybrał „uczonego jurystę” w osobie brata swego medyka, co, jak się okazało, było koszmarnym błędem.
Jak poseł księcia papieża oszukał
Jeśli wierzyć Ottokarowi, „uczony jurysta” przez rok żył na koszt księcia i poza zleceniem załatwiał „swoje sprawy”. Twierdził, że zajmował się docieraniem do odpowiednich kardynałów, ale tak naprawdę poszukiwał ludzi, którzy mogliby mu pomóc w innej sprawie. „Uczony jurysta” po paru miesiącach „starań”, zapewne znając z korespondencji z bratem możliwości finansowe księcia, poinformował go, że zdjęcie klątwy i zgoda papieża na koronację będzie kosztować
10 tys. grzywien „doli” dla papieża i 2 tys. dla kardynałów. Kwota nie była mała, ale Henryk IV wysłał pieniądze. W międzyczasie poseł załatwił i inną sprawę – dotarł do ludzi zamieniających „metal w złoto”, czyli pozłacających mosiądz. Krótko mówiąc – fałszerzy. Po zawarciu tej znajomości „uczony jurysta” dotarł do papieża i jego świty. Papież Marcin II początkowo był olśniony wspaniałością daru Henryka IV. Do chwili, gdy dar zbadali papiescy urzędnicy. Ci znali się na rzeczy, zresztą nie trzeba było dużego wysiłku, wystarczyło trochę „poskrobać”. Okazało się, że 4 tysiące grzywien to podróbki. Wybuchł skandal, a kuria papieska w pierwszej chwili obciążyła winą „wiarołomnego”
Henryka IV. Oczywiście szybko się wydało, że grzywny przywłaszczył sobie „uczony jurysta”, który, nie czekając na rozwój wypadków, uciekł do toczącej spór z papieżem arcybogatej Wenecji.
Zatruty nóż
Wenecja znana była nie tylko z umiejętności handlowych, ale i z… trucicieli. Z drugiej strony wiadomo było, że kiedy oburzeni oszustwem posłowie papiescy dotrą do księcia i sprawa się wyda, rozsierdzony oszustwem i podejrzeniem, jakie zostało na niego rzucone przez papieża, Henryk IV każe ścigać wiarołomnego posła choćby i w Republice Weneckiej i prędzej czy później go dopadnie. Wobec tego „uczony jurysta” raz jeszcze rozpoczął poszukiwania, a że dzięki oszustwu miał ku temu środki, bez większego problemu zdobył truciznę, którą przesłał na dwór Henryka, gdzie lekarzem był jego rodzony brat. Było oczywiste, że po wykryciu oszustwa Henryk najpierw zemstę wywrze na bracie oszusta, którego miał pod ręką.
Trucizna dotarła na dwór, a medykowi udało się przemycić ją do posiłku księcia. Henryk IV poczuł się źle. Wprawdzie inny lekarz książęcy, noszący imię Guncelin, rozpoznał symptomy otrucia i zdołał odratować Henryka powieszeniem go za nogi, co spowodowało silne wymioty i oczyszczenie organizmu, lecz morderca nie rezygnował i zatruł nóż, którym książę zwykł krajać chleb. Truciciela w końcu wykryto, ale na ratunek było już za późno. Książę Henryk IV Prawy zmarł 23 czerwca 1290 r.
Pytania
Czy Ottokar pisał prawdę, czy koloryzował? Historia wydaje się w wiele bardziej zawiła i skomplikowana. Wielu historyków dedukuje, że Ottokar nie do końca napisał prawdę. Historycy nie mają wątpliwości, że Henryk IV, walcząc o krakowską koronę, podjął starania o nią i w Rzymie oraz że został otruty. Na pewno „uczony jurysta” nie starał się jednak w Rzymie o zdjęcie biskupiej klątwy z Henryka, bowiem to miało miejsce jeszcze w 1287 r., a zatem przed wyprawą do Rzymu, ale może Ottokarowi chodziło o zacieranie złego wrażenia, jakie w Rzymie po nałożeniu i zdejmowaniu klątwy pozostało. Ottokar pisał również, że
Henryk IV umierał powoli, ale jednocześnie twierdzi, że obaj bracia-truciciele mieli bardzo mało czasu na pozbycie się władcy. Z kolei Jan Długosz pisał w swojej kronice, że książę Henryk zmarł „z trucizny” podanej mu „przez Ślązaków” i choroby nią wywołanej, która dręczyła go przeszło pół roku, co oznaczałoby powolne podtruwanie księcia. W odpowiedzi na to część historyków uważa, że to niemożliwe, bo gdyby Henryk był podtruwany przez pół roku, jego otoczenie zauważyłoby pogarszający się stan księcia i przypisałoby go wówczas nie truciźnie, ale chorobie, którą próbowałoby wyleczyć. Także Słowianie znali się na truciznach i naprawdę nie trzeba było sprowadzać ich z zagranicy. Ktoś jednak księcia otruł.
Pytanie, kto?
Według Ottokara, winnych należałoby szukać wśród wrocławskich możnych i dwóch braci, z których jeden był legistą, drugi medykiem. Można ich odnaleźć tylko w jednym wypadku: w osobach Jana (który był doradcą książęcym i legistą) i Jakuba (przez źródła określanego jako magister, a więc prawdopodobnie lekarz), synów Goćwina (nadwornego medyka Henryka III). Byli jednak na urzędach jeszcze po zgonie Henryka IV. Można też założyć, że działali oni w interesie Henryka V Brzuchatego, który poprzez morderstwo, a następnie przez zamach stanu obalający testament Prawego, chciał zdobyć władzę w księstwie wrocławskim, ale nie ma na to dowodów. Może więc księcia zabił inny medyk? W dokumentach pojawia się jeszcze niejaki „magister Tomasz”, w latach 1288-1291 wikariusz w kościele św. Krzyża, w latach 1291-1320 dziekan opolski. Nie wiadomo jednak nic o jego bracie. Brakuje innych osób, które odniosły ze śmierci Henryka korzyść, a dałoby się je powiązać z okolicznościami zgonu
Testament i arcybiskup
Być może sam Henryk dowiedział się, przez kogo umiera, bo jeśli wierzyć Ottokarowi, na łożu śmierci zabronił karać truciciela, a wiedzę o jego tożsamości zabrał do grobu. Co ciekawe, jego otoczenie zastosowało się najwyraźniej do woli władcy, nie utrwalając w żadnych przekazach informacji o trucicielu. Czy dlatego, że książę wielkodusznie (i żeby chrześcijańskim przebaczeniem zmazać wcześniejsze przewiny) wymógł na nich milczenie, bo ujawnienie jego tożsamości zrujnowałoby życie jego rodzinie? A może było jeszcze inaczej? Jerzy Besala w książce „Zagadki kryminalne Rzeczpospolitej Szlacheckiej” przypomina, że w czerwcu 1290 r. we Wrocławiu, gdzie umarł książę, przebywał arcybiskup Jakub Świnka, jak wiadomo, wielki zwolennik zjednoczenia Polski. Czy pojawił się we Wrocławiu, aby pogodzić dwóch wrogów, starających się o koronę Polski: księcia wielkopolskiego Przemysła II i księcia wrocławskiego Henryka IV? Historyk Tomasz Jurek zauważył, że podczas pobytu Świnki we Wrocławiu Przemysł II przesunął się nad granicę śląską, prawdopodobnie do Ostrzeszowa, tak jakby wiedział, że niedługo pojedzie do Wrocławia.
Tymczasem umierający
Henryk IV na łożu śmierci podyktował testament, w którym zapisywał Kraków swemu dotychczasowemu nieprzejednanemu wrogowi Przemysłowi II. Nakazywał również zwrot skarbów zagrabionych w kościołach i oddanie Czechom Kłodzka. Testament ten został odebrany bardzo dobrze przez większość historyków polskich, którzy uznali, że w ten sposób pochodzący z Piastów książę poczuwał się do związków z krajem przodków. Z kolei niemieccy historycy po dziś dzień uważają, że zajmując Kraków, Henryk IV chciał „przerzucić niemczyznę nad Wisłę”. W dodatku część historyków powątpiewa co do tego, czy
Henryk IV rzeczywiście podyktował testament tak bardzo korzystny dla Przemysła II? Czy zrobił to pod wpływem arcybiskupa Jakuba Świnki? Arcybiskup Niemców nienawidził, nazywał ich nawet „psimi mordami” (następne wieki pokazały, że znał się na ludziach), Henryk IV zdaniem wielu historyków był wręcz „zniemczony” i podobnych uczuć do niemieckiej nacji nie żywił. A jednak testament sporządził zgodnie z polską racją stanu. Besala, powołując się na innych historyków, pyta więc wprost, jak to się stało, że arcybiskup Świnka znalazł się w odpowiednim czasie i miejscu oraz czy wielkiego arcybiskupa nie należałoby wciągnąć do kręgu podejrzanych o podanie Henrykowi trucizny.
Pewne jest, że na śmierci Henryka najbardziej skorzystał właśnie Przemysł II, ale dowodów na jego udział w zejściu z tego świata Henryka nie ma. Z całą pewnością jednak narracja, mówiąca, że polscy władcy schodzili z tego świata w sposób naturalny i nie mieliśmy w swojej historii królobójców, nie da się utrzymać. Natomiast nie da się ukryć, że inne nacje miały ze swoimi monarchami więcej kłopotów od naszego narodu. Może dlatego pozbywali się ich w sposób bardziej spektakularny.
Źródła:
Jerzy Besala, „Zagadki kryminalne Rzeczypospolitej Szlacheckiej, trucizny, zamachy, egzekucje. Kto stał za zabójstwami polskich władców”, wyd. Bellona, Warszawa 2016