To nie są tylko podwójne standardy, ale coś znacznie więcej. To jest rozciągnięta w czasie i trwająca od 2015 r. próba rzucenia Polski na kolana. To jest ewidentna gra po stronie totalnej opozycji, zaś celem tej gry jest odsunięcie PiS-u od władzy oraz przywrócenie rządów sprzedawczyków i zdrajców, którzy za odzyskane zewnętrzne znamiona władzy gotowi są oddać Polskę Niemcom.
W ubiegłą środę z niecierpliwością oczekiwałem na to, jakiej odpowiedzi polski Trybunał Konstytucyjny udzieli na pytanie brzmiące tak naprawdę:
Czy Polska jest jeszcze suwerennym krajem i nie musi się godzić na dyktat Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE)?
Mija rok od czasu, jak TSUE zawiesił Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego w sprawach dyscyplinarnych sędziów. Najprościej mówiąc, zaciągnięto hamulec i w sposób wyjątkowo bezczelny sparaliżowano działalność niezależnego polskiego sądu, jakim jest Izba Dyscyplinarna SN i, co najsmutniejsze, polskie państwo na ten dyktat przystało i skapitulowało. Godzenie się na taki stan rzeczy byłoby przyznaniem wprost, że Polska nie jest już suwerennym państwem, a Konstytucja RP ma niższą moc w systemie źródeł prawa w państwie niż polityczne wyroki i orzeczenia TSUE. Niestety przewodnicząca składu orzekającego w TK, prof. Krystyna Pawłowicz odroczyła sprawę do 13 maja, ale mimo to jestem wyjątkowo spokojny o wyrok, gdyż jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że z ust pani prof. Pawłowicz usłyszymy, że oto Polska de facto zrzeka się swojej suwerenności.