„Szury” miały rację?

W najnowszym wydaniu:

WG-47-2024 - Okładka

„Szury” miały rację?

Biały Dom jest w stanie wysokiej gotowości po tym, jak amerykańscy urzędnicy nagle zachorowali podczas co najmniej dwóch tajemniczych ataków „ukierunkowanej energii”, w tym jednego w pobliżu Białego Domu. „Sprawę ujawnił przedstawiciel Departamentu Obrony podczas przesłuchania w Izbie Reprezentantów. Ofiarą pierwszego zdarzenia, które miało miejsce w 2019 r., padła pracownica biurowa prezydenckiej rezydencji. Drugie niewyjaśnione zajście miało miejsce w listopadzie 2020 r. Skutki nieznanej broni odczuł na sobie jeden z urzędników Rady Bezpieczeństwa Narodowego. U obojga zaatakowanych członków personelu Białego Domu wystąpiły identyczne objawy, do których należały zawroty głowy, mdłości i utrata orientacji”.

A ludziska nadal nie wierzą w UFO…
Skomentował jeden z czytelników wieści przytoczonej wyżej za stroną CAI24.pl. Wieści wstrząsającej, niewątpliwie. „Według źródeł CNN, mimo że dochodzenie nie jest zakończone, ataki na Biały Dom budzą ogromne zaniepokojenie służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo prezydenta Stanów Zjednoczonych. Telewizja przypomina, że incydenty w Waszyngtonie są uderzająco podobne do zagranicznych ataków niezidentyfikowaną bronią, wymierzonych w dyplomatów departamentu stanu i funkcjonariuszy CIA”, donosi cytowana strona.
Czy ewentualne użycie tego typu „broni” przez wrogów Ameryki może być również dowodem na istnienie cywilizacji pozaziemskich? Trudno powiedzieć. Jednak posłużenie się „ukierunkowaną energią” w złowrogich celach dałoby podstawy do stwierdzenia, że „Więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie,/ Niż się ich śniło waszym filozofom”. Jak sądzę, taka też była intencja autora internetowego wpisu – jeszcze niejedno stwierdzenie „płaskoziemca” okaże się prawdziwe lub przynajmniej wielce prawdopodobne.
Dzisiejszym filozofom, zwłaszcza będącym na etacie akademickim, rozgryzającym problemy genederowe, w ogóle mało co się śni, z wyjątkiem kolejnych awansów i pęczniejącej sakwy (filozofowie bezmyślność współczesnej filozofii próbują maskować – jak to nazywał prof. Bogusław Wolniewicz – „organizacyjną krzątaniną”), i zapewne dlatego ludzi, mających ciekawsze marzenia, czy to we śnie, czy na jawie, nazywają „szurami”.
Sam też nie jestem bez winy, bowiem pisząc na temat „rażenia” za pomocą „wiązek energetycznych” (a zajmowałem się tym w „Teorii Spisku” i to nie raz) myślałem sobie, jak to się mówi, na stronie: wiązki wiązkami, ale jak przychodzi co do czego, to Putin i tak morduje swoich przeciwników politycznych jak Lukrecja Borgia – trucizną.
Śmiertelny postęp w nieśmiercionośnej broni
Może dlatego „car” Rosji korzysta ze staroświeckiej metody, bo jak do tej pory oręż zwany non-lethal weapons (NLW) nie tyle służy do zabijania (wskazuje na to nazwa: non-lethal), ile do osłabiania przeciwnika, dezorganizowania jego życia. Jak pisałem kilka lat temu w artykule „Zabijanie nieśmiercionośną bronią”, strona Want to Know informowała, że broń nieśmiercionośna jest szeroką kategorią, która obejmuje urządzenia emitujące strumień różnych rodzajów energii kierowany wprost na ludzi w celu czasowego obezwładnienia ich lub kontrolowania lub wpływania na ich zachowanie. W tej kategorii „oręża” mieści się również tworzenie fałszywych głosów, przenikliwych dźwięków po to, aby wprowadzić przeciwnika w stan dezorientacji oraz zmusić do destrukcyjnych zachowań wobec siebie samego lub innych. Na uniwersytetach przeprowadzono badania dotyczące nieśmiercionośnej broni na podstawie umowy z CIA i pokrywały się one z badaniami nad halucynogenami i implantami elektrod mózgowych. Na temat domniemanych ofiar NLW pisała prasa. Również ta mainstreamowa. Dziennikarka Sharon Weinberger zajęła się tematem w artykule „Mind Games” (Gry umysłowe), zamieszczonym w styczniu 2007 r. w „The Washington Post”, rozmawiając z człowiekiem, który przedstawiał się jako ofiara „ataków energetycznych”. Pani Weinberger, mimo dystansu do opowieści rozmówcy, przyznała jednak, że „wyglądał na osobę wiarygodną”.
Janet Ellen Morris to amerykańska autorka literatury fikcji i faktu, najbardziej znana z prac dotyczących fantastyki i fantastyki naukowej. Jest entuzjastką zastosowania przez wojsko amerykańskie nieśmiercionośnej broni. Jednak z jej wynurzeń wynika, że owa nieniosąca śmierci broń staje się, krok po kroku, coraz bardziej zabójcza.
W roku 1991 kobieta opublikowała szereg interesujących dokumentów. Według jednego z nich Dowództwo Operacji Specjalnych w USA dysponowało już przenośną bronią mikrofalową. „Siły specjalne USA są w stanie za pomocą fal ugotować narządy wewnętrzne przeciwnika”. Inna broń sił specjalnych nosiła nazwę „Infrasound” i rzekomo miała wykorzystywać wiązki akustyczne do rażenia przeciwnika, na przykład wywołując u niego atak serca. Laboratoria opracowywały broń na wiązki akustyczne o dużej mocy i bardzo niskiej częstotliwości, która emitowała niepenetrujące pociski akustyczne. Niektóre rządy wykorzystywały infradźwięki jako środek kontroli tłumu. Dźwięki o bardzo niskiej częstotliwości (VLF) lub modulacje RF o niskiej częstotliwości mogą wywoływać nudności, wymioty i bóle brzucha. „Niektóre generatory dźwięku o bardzo niskiej częstotliwości mogą powodować zakłócenia narządów wewnętrznych i przy wysokim poziomie mocy mogą nawet kruszyć mur”. Gdyby była to prawda, to należałoby powiedzieć, że rządzący nami politycy, coraz bardziej odklejeni od rzeczywistości, za to coraz mocniej przyspawani do swych siedzisk rządowych, mają na nas potężny bat. Wymiotujący tłum protestujących, nawet wielotysięczny, nie stanowi poważnego problemu dla sił porządkowych.
W Internecie dostępny jest dokument armii amerykańskiej z 1 października 1996 r., zatytułowany „Concept for Nonlethal Capabilities in Army Operation” (Koncepcja użycia broni nieśmiercionośnej w działaniach wojskowych), w którym zwraca się uwagę na korzyści wypływające z zastosowania tego typu uzbrojenia. Na pierwszym miejscu wymieniona jest „broń akustyczna”: generatory ultradźwięków wytwarzające falę ciśnienia akustycznego, powodując dyskomfort personelu oraz akustyczny generator hałasu, wytwarzający dźwięk wystarczający do dezorientacji lub obezwładnienia personelu.

Syndrom hawański
Chociaż, jak wynika z moich wcześniejszych tekstów zamieszczonych w „TS”, przypomnianych powyżej, te wszystkie „oręża” zdolne razić na odległość „ukierunkowaną energią” nie są obce Amerykanom, to przecież świadomość, że podobną siłą operuje wróg, w dodatku nie wahając się jej użyć, kierując podejrzane strumienie energii w Biały Dom i okolice, musi budzić wielki niepokój. Zarówno odpowiednich czynników, jak obywateli Stanów Zjednoczonych.

„Wiele źródeł zaznajomionych z tą sprawą wyjaśniło, że chociaż Pentagon i inne agencje badające sprawę nie doszły do jasnych wniosków na temat tego, co się stało, fakt, że taki atak mógł mieć miejsce tak blisko Białego Domu, jest szczególnie niepokojący”, pisze Humans Are Free.

Tym bardziej że kilka lat wcześniej do analogicznego incydentu doszło na Kubie, gdzie dziesiątki pracowników ambasady amerykańskiej zaczęły odczuwać symptomy podobne do tych, które opisywały dwie domniemane ofiary „tajemniczych, niewidzialnych ataków”. Wówczas pracownicy ambasady w Hawanie, podobnie jak obecnie dwoje pracowników Białego Domu, skarżyli się na zawroty głowy, mdłości i utratę orientacji.

Mimo iż sprawa ataków na amerykańskiej ziemi jest tak ważna, bulwersująca i winna przedostać się jak najszybciej do opinii publicznej, przedstawiciele Departamentu Obrony dopiero niedawno poinformowali o wydarzeniu Senat i członków komisji sił zbrojnych Izby Reprezentantów. O przyczynach opóźnienia będzie jeszcze mowa.

„Listopadowy incydent, który miał miejsce w pobliżu Ellipse, dużego owalnego trawnika po południowej stronie Białego Domu, spowodował chorobę jednego z urzędników Rady Bezpieczeństwa Narodowego, według wielu obecnych i byłych amerykańskich urzędników i źródeł zaznajomionych z tą sprawą. Natomiast wcześniej, w 2019 r., urzędniczka Białego Domu zgłosiła podobny atak podczas spaceru z psem na przedmieściach Wirginii na obrzeżach Waszyngtonu, poinformował w zeszłym roku GQ”, pisze HAF. Wspomniane pismo „GQ” to magazyn międzynarodowy o tematyce raczej lajfstajlowej, ale niestroniący od tematów poważniejszych.

Przypomnijmy za portalem Strange Sounds, zajmującym się „niesamowitymi, dziwnymi i niewyjaśnionymi” wydarzeniami, że wspomniany incydent, do którego doszło w ambasadzie amerykańskiej na Kubie, ma już swoją nazwę – „syndrom hawański”. W połowie grudnia 2020 r. Strange Sounds informował: „Wydaje się, że tajemnicza dolegliwość, która trapiła personel ambasady USA i oficerów CIA przez ostatnie cztery lata na Kubie, w Chinach, Rosji i innych krajach, była spowodowana mikrofalami o dużej mocy. Komisja składająca się z 19 ekspertów w dziedzinie medycyny i innych dziedzin nauki doszła do wniosku, że kierowana, pulsacyjna energia o częstotliwości radiowej jest »najbardziej prawdopodobnym mechanizmem« wyjaśniającym chorobę, nazwaną „syndromem hawańskim”. Raport nie wyjaśnia, kto celował w ambasady ani dlaczego stały się one celem ataku.
Jak już wcześniej wspomniałem, Amerykanie prowadzą zaawansowane prace nad bronią – nazwijmy ją umownie – „mikrofalową” i to od wielu lat. Istotne jest to, że prapoczątki badań nad nowym typem broni miały miejsce w końcówce lat 60. XX w. Ponad pół wieku temu! W Strange Sounds czytamy: „Tego typu urządzenia mikrofalowe o ukierunkowanej energii pojawiły się pod koniec lat 60. w Stanach Zjednoczonych i Związku Radzieckim. Powstanie tego typu urządzeń oraz prace nad ich udoskonalaniem umożliwiły obu wówczas wrogim państwom rozwój energii pulsacyjnej w latach 60. XX w. Ten typ energii generuje krótkie impulsy elektryczne o bardzo dużej mocy elektrycznej, co oznacza zarówno wysokie napięcie – do kilku megawoltów – jak i duże natężenie – dziesiątki kiloamperów. To więcej niż napięcie w liniach przesyłowych wysokiego napięcia na duże odległości i mniej więcej tyle, ile mieści się w piorunie”. Kiedy Związek Radziecki rozpadł się w 1991 r., amerykańscy naukowcy uzyskali dostęp do rosyjskich pulsacyjnych akceleratorów mocy. Obecnie badania nad mikrofalami o dużej mocy trwają w USA i Rosji, ale rozwinęły się również w Chinach. Dziesiątki krajów prowadzą obecnie aktywne programy badawcze nad mikrofalami o dużej mocy. W tej sytuacji trudno jest znaleźć winnego „agresji elektronicznej” dokonanej na własności należące do Stanów Zjednoczonych.

Efekt Freya albo gwałt przez uszy
Mikrofale o dużej mocy oddziaływają na ludzi poprzez efekt Freya (neurobiolog Allan Frey opisał możliwość słyszenia przez ludzi dźwięków, które są indukowane w mózgu za pomocą mikrofal). Ludzka głowa działa wówczas jak antena odbiorcza dla mikrofal w zakresie niskich częstotliwości gigaherców. Impulsy mikrofal o tych częstotliwościach mogą powodować, że ludzie słyszą dźwięki, co jest jednym z objawów zgłaszanych przez personel USA. Inne objawy, na które skarżą się osoby cierpiące na „syndrom hawański”, to bóle głowy, nudności, utrata słuchu, zawroty głowy i ogólna dezorientacja będąca efektem zakłóceń procesów poznawczych. Raport ekspertów badających sprawę zauważa, że urządzenia elektroniczne nie zostały zakłócone podczas ataków, co sugeruje, że poziomy mocy potrzebnej do uruchomienia efektu Freya są niższe niż byłyby wymagane do ataku na elektronikę.

Chociaż epizody z 2019 i 2020 r. wydają się podobne do poprzednich ataków na dyplomatów, oficerów CIA i inny personel USA służący na Kubie, w Rosji i Chinach, śledczy nie ustalili, czy zagadkowe incydenty mające miejsce w kraju można połączyć z tymi, do których doszło za granicą. Tym bardziej nie sposób obecnie określić, kto jest odpowiedzialny za te niewątpliwie wrogie poczynania względem Stanów Zjednoczonych. „Przedstawiciele obrony, którzy poinformowali obie izby Kongresu o incydentach, oznajmili, że możliwe jest, iż za atakami stała Rosja, ale nie mieli wystarczających informacji, aby sformułować oficjalne oskarżenie pod adresem tego kraju. Inny były urzędnik aparatu państwowego USA zaangażowany w śledztwo powiedział, że wśród podejrzanych są również Chiny”.
Dr Edl Schamiloglu, profesor inżynierii elektrycznej i komputerowej, prodziekan ds. badań i innowacji na Uniwersytecie Nowego Meksyku zdaje się studzić zapały tych, którym wydaje się, że wyjaśnienie kuli zajścia jest blisko: „Rosjanie i Chińczycy z pewnością posiadają możliwości wykrywania źródeł mikrofal o dużej mocy, takich jak te, które wydają się być używane na Kubie i w Chinach. Prawda o tym, co faktycznie stało się z personelem USA na Kubie i w Chinach – i dlaczego – może (pozostanie) tajemnicą”. Dr Schamiloglu zauważył też, że siły wojskowe na całym świecie pracują nad udoskonaleniem i wdrażaniem opisanej technologii. Chociażby z tego powodu podejrzanych o „terror energetyczny” może być więcej.

Inne tajemnice wokół ataku
„Kolejną tajemnicą związaną z »syndromem hawańskim« jest sposób, w jaki rząd USA mierzy się z tym problemem”. Wśród instytucji badających tajemniczy wzór możliwych ataków są CIA, Departament Stanu i Departament Obrony, pisze HAF. Na wzmiankowanej stronie czytamy również: „Urzędnicy wywiadu i obrony niechętnie wypowiadali się publicznie na temat dziwnych incydentów, a niektórzy spośród poszkodowanych atakami mikrofalowymi publicznie skarżyli się, że CIA nie potraktowała sprawy wystarczająco poważnie, przynajmniej na początku”.

Dający się zauważyć marazm prób wyjaśnienia sprawy, poważnej przecież, zirytował Pentagon, który pod koniec urzędowania Donalda Trumpa postanowił to przyspieszyć. – Wiedziałem, że CIA i Departament Stanu nie traktują tego g… poważnie i chcieliśmy ich zawstydzić, tworząc naszą grupę zadaniową – powiedział niedawno Chris Miller, pełniący w owym czasie obowiązki sekretarza obrony Stanów Zjednoczonych. Stwierdził również, że w grudniu 2020 r. zaczął postrzegać doniesienia o tych tajemniczych objawach jako wyższy priorytet dla władz USA. Stało się tak po przesłuchaniu domniemanej ofiary z dużym doświadczeniem bojowym. – Kiedy przyszedł ten oficer i poznałem jego przeszłość, a on opisał to, co go spotkało w niezwykle szczegółowym, ale bardzo konkretnym, wojskowym stylu, pomyślałem, że to jednak działo się naprawdę.

Uważa się, że wysiłki Departamentu Obrony należą do najbardziej zdecydowanych, co może wyjaśniać, dlaczego urzędnik ds. obrony, a nie społeczność wywiadowcza czy FBI, poinformował obie izby Kongresu o incydencie na Ellipse, mimo że miał on miejsce na ziemi amerykańskiej.

Miller zatrudnił Griffina Deckera, urzędnika służby cywilnej z Dowództwa Operacji Specjalnych Stanów Zjednoczonych, aby poprowadził śledztwo, czytamy w HAF. Decker ma za zadanie obserwować i weryfikować wszelkie raporty na temat „syndromu hawańskiego”. Wyznaczony przez Millera urzędnik ma zgłaszać Departamentowi Obrony każdy nowy przypadek mogący świadczyć o tym, że ktoś jest ofiarą „ukierunkowanej energii”. Sprawa jest o tyle trudna, że ewentualne rzeczywiste przypadki należy odróżnić od skarg zgłaszanych ze względów hipochondrycznych, zaburzeń psychosomatycznych bądź będących efektem choroby psychicznej.

Mimo to udało się do tej pory odnaleźć kolejne osoby cierpiące na „syndrom hawański”. Są to dzieci i osoby pozostające na utrzymaniu personelu Departamentu Obrony przebywające za granicą. Cytowana przez HAF Avril Haines, dyrektor National Intelligence, nazwała kwestię tajemniczych ataków „niezwykle istotną” i dodała: – Szczerze mówiąc, wysocy urzędnicy skupieni są na tej kwestii.
Rzecznik Białego Domu powiedział w oświadczeniu: – Biały Dom ściśle współpracuje z departamentami i agencjami, aby zająć się niewyjaśnionymi incydentami zdrowotnymi i zapewnić bezpieczeństwo Amerykanom służącym w dyplomacji na całym świecie. Biorąc pod uwagę, że nadal oceniamy zgłoszone incydenty i musimy chronić prywatność osób je sygnalizujących, obecnie nie możemy podać ani potwierdzić konkretnych szczegółów.

Niełatwo ustalić przyczyny choroby
Decker i Jennifer Walsh, od końca kwietnia 2021 r. zastępczyni sekretarza obrony ds. obrony kraju i bezpieczeństwa globalnego, poinformowali członków Izby i Senatu o nowych możliwych atakach. W jednym z badanych incydentów u niektórych marines w odległej bazie w Syrii rozwinęły się objawy grypopodobne wkrótce po tym, jak nad bazą przeleciał rosyjski helikopter. Co ciekawe, nie wzbudziło to obaw, że Rosjanie mogli rozpylić śmiertelnego kowida, naturalnych w dzisiejszych czasach wszechobecnej i wszechmocnej „pandemii”, ale spowodowało niepokój, że może grypopodobna choroba jest dziełem „ukierunkowanej energii” wysłanej z ruskiego śmigłowca w kierunku żołnierzy USArmy. Jednak sprawę szybko udało się wyjaśnić. Za chorobę odpowiadało „złe jedzenie”, a nikt inny w bazie, nad którą krążył helikopter, nie miał „syndromu hawańskiego”. Poza tym pracujący w forcie lekarze stwierdzili, że objawy wystąpiły jeszcze przed pojawieniem się powietrznego patrolu Rosjan.

„Epizod z Syrii podkreśla trudności, z jakimi borykają się amerykańscy urzędnicy, próbując określić, co jest, a co nie jest atakiem. Objawy często się różnią, a urzędnicy nadal nie mają jasnego pojęcia, kto za tym stoi”. A co najmniej jeden były urzędnik federalny, który zna sprawę, powiedział, że śledczy wciąż nie wykluczają całkowicie możliwości, że objawy są spowodowane przez jakieś naturalnie występujące zjawisko, a nie broń mikrofalową. Inny urzędnik obrony USA potwierdził, że śledztwo w Pentagonie jest w toku. Nie podał wprawdzie żadnych szczegółów, ale powiedział: – Nie zajmowalibyśmy się tą sprawą, gdybyśmy nie uznali jej za poważną.

W marcowym raporcie National Academy of Sciences stwierdzono, że „kierowana, pulsująca energia o częstotliwości radiowej” była najbardziej prawdopodobną przyczyną dziwnego zestawu objawów. Jak się uważa, ten starannie opracowany raport jest pierwszym solidnym dowodem na to, że wszystkie dotychczas opisane symptomy chorobowe, zwane zbiorczo „syndromem hawańskim”, mogą być atakami energii „pulsującej” lub „ukierunkowanej”.
Mogą, ale nie muszą. Stąd intensywne śledztwo w tej sprawie cały czas jest w toku. Z naszego, polskiego doświadczenia wiemy, jak długo trwać mogą takie „intensywne śledztwa” i „dochodzenia do prawdy”. I czym mogą się zakończyć.

W razie problemów prosimy pisać na adres mailowy:
kontakt@pl1.tv