W najnowszym wydaniu:

WG-47-2024 - Okładka

Pod-grzybki

Za nami obchody 77. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego i lewacy nie byliby sobą, gdyby nie zrobili okolicznościowej awantury. Poszło o to, że podczas demonstracji narodowców, organizowanej przez Roberta Bąkiewicza, wywalono spod pomnika Powstania Warszawskiego unijną szmatę, przy wtórze hasła: „Tu jest Polska!”. Na to internetowych spazmów dostał działacz Młodej Lewicy Krzysztof Krukowka: „Narodowcy wyrzucili flagi Unii Europejskiej stojące przy Pomniku Powstania Warszawskiego. Nacjonalizm to nie patriotyzm! Tak jak 77 lat temu Powstańcy Warszawscy stanęli do walki z faszyzmem, tak i my dzisiaj musimy powiedzieć faszyzmowi dość!”.
Młodemu lewakowi warto wpisać do sztambucha kilka podstaw. A zatem, „nacjonalizm” to faktycznie nie jest „patriotyzm”, jak bowiem trafnie ujął ks. Roman Kneblewski, patriotyzm jest umiłowaniem swojej ojczyzny, zaś nacjonalizm to umiłowanie własnego narodu. Są to zatem komplementarne, nawzajem się uzupełniające cnoty obywatelskie, choć każda z nich ma nieco inne znaczenie. Na pewno zaś nie są sobie przeciwstawne, jak chciałby niedoedukowany młody lewak. Ja zaś dodam od siebie: nie ma patriotyzmu bez nacjonalizmu!

Druga sprawa do wiadomości tego ignoranta. Powstańcy nie stanęli do walki z abstrakcyjnym „faszyzmem”, lecz z niemieckimi okupantami – a w powstańczych szeregach walczyli dzielnie i do końca również polscy narodowcy (np. śp. prof. Witold Kieżun ps. „Wypad”, którego archiwalne zdjęcie jest jednym z symboli tamtego zrywu). Po wojnie zaś ci sami powstańcy (także ci wywodzący się np. z kręgów przedwojennej, PPS-owskiej, patriotycznej lewicy), którymi wyciera sobie teraz gębę lewactwo, byli torturowani i mordowani w ubeckich kazamatach przez ideowych protoplastów dzisiejszych młodych lewaków – natomiast wspomniany Witold Kieżun zaliczył wycieczkę na białe niedźwiedzie. No i wreszcie – obecnie Niemcy dążą do stworzenia IV Rzeszy, używając w tym celu Brukseli i Unii Europejskiej, dla nas przewidując w niej tradycyjnie rolę eksploatowanej kolonii. Stąd wywalenie spod powstańczego pomnika unijnej szmaty jest równie zasadne, jak strącanie w pierwszych dniach sierpnia 1944 r. flag ze swastykami i pozostałych okupacyjnych symboli. Bo tu wciąż jest Polska, choć współcześni mentalni folksdojcze bardzo by chcieli, by znów jej nie było.

Przy okazji portal Gazeta.pl przypomniał ze zgrozą, że organizacje związane z Robertem Bąkiewiczem dostają kasę z państwowych instytucji – Funduszu Patriotycznego i Narodowego Instytutu Wolności. Po pierwsze, pokazuje to, jak bardzo lewackie środowiska są przyzwyczajone do myśli, że to im należy się futrowanie z państwowej kasy, a każda złotówka przekazana prawicowym organizacjom pozarządowym wywołuje u nich skręt kiszek. Po drugie, do kogo mają płynąć pieniądze z Funduszu Patriotycznego, jak nie do patriotów, budujących patriotyczne społeczeństwo obywatelskie? Podkreślam wielkimi literami znaczenie nazw – Fundusz PATRIOTYCZNY, a nie KOSMOPOLITYCZNY. NARODOWY Instytut WOLNOŚCI – a nie INTERNACJONALISTYCZNY Instytut LEWACKIEGO ZAMORDYZMU. Kumacie różnicę, lewaki?

PiS ze wsparciem prezydenta Andrzeja Dudy przeforsowało podniesienie uposażeń dla parlamentarzystów i wysokich urzędników państwowych. Wielu zachodzi w głowę, po co Kaczyńskiemu akurat w tym momencie kolejna awantura? Dla mnie odpowiedź jest jasna: to konsekwencja słynnej uchwały o walce z nepotyzmem. Do tej pory bowiem posłowie znosili nędzne uposażenia, ponieważ mieli wyjście awaryjne – wsadziło się rodzinkę do jakichś spółek i jakoś ten domowy budżet się spinał. Wraz ze skasowaniem tej możliwości Naczelnik stanął najwyraźniej w obliczu buntu partyjnego aparatu, co wiele mówi o kondycji partii rządzącej. Ale jest i element weselszy – oto na czele sprzeciwu wobec podwyżek stanął nie kto inny jak Donald Tusk, który podziękował „władzom Klubu Koalicja Obywatelska za jednomyślną decyzję w sprawie ustawy blokującej podwyżki dla polityków”. Przypomnijmy – mowa o gościu, który dopiero co nachapał się na saksach w Brukseli na resztę życia i który niegdyś bez żenady wyznał, że posada wicemarszałka Senatu pomogła mu rozwiązać problemy socjalno-bytowe. Jak rozumiem, członkowie KO teraz w geście protestu przeciw bizantynizmowi klasy politycznej gremialnie co miesiąc będą oddawali „nadmiarowe” pieniądze na cele dobroczynne, bo przecież nie są jakimiś zafajdanymi hipokrytami, nieprawdaż?
Lewacka youtuberka (i wychowanka Urbana z „Nie”) Malina Błańska ogłosiła, że planuje książkę (ma wydać ją „Kretynika Polityczna”) z historiami kobiet, które „żałują macierzyństwa”, bo te wredne bachory zrujnowały im życie. Ehem, jak dla mnie, jest to klasyczna projekcja własnej traumy. Już tłumaczę, w czym rzecz. Otóż jakiś czas temu pani Malina przeprowadziła rozmowę z Jasiem Kapelą (było to zaraz po słynnej kompromitacji naszego „Głupiego Jasia” u Krzysztofa Stanowskiego), podczas której wyznała, że chciała zakosztować luksusowego życia WAG’s (skrót od „Wives and Girlfriends”, czyli „Żony i Dziewczyny” – ukutego w angielskich mediach zbiorczego określenia partnerek piłkarzy). Wiadomo, że piłkarze mają kasę, więc ich dziewczyny wiodą całkiem fajne życie, a tym mądrzejszym udaje się nawet zaciągnąć jednego z drugim przed ołtarz. No więc, Malina Błańska stwierdziła, iż chciała przeprowadzić… „wcieleniówkę”, czyli zostać dziewczyną piłkarza, żeby zobaczyć „jak to jest”. Rozumieją państwo? Tak się to teraz nazywa: „wcieleniówka”… Niestety, piękny plan spalił na panewce, gdy potencjalni, hm, uczestnicy dziennikarskiego eksperymentu dowiadywali się, że pani Błańska jest tzw. kobietą z przeszłością, o czym świadczy posiadane przez nią potomstwo, co z nieukrywanym żalem wyznała publicznie Jasiowi Kapeli. W związku z tym ciekawi mnie, czy w książce pojawi się rozdział o osobistych przeżyciach pani Maliny: „Jak przez dzieci nie zostałam »wcieleniówką«”. Wtedy nawet sam chętnie przeczytam – tylko ze szczegółami proszę!

W razie problemów prosimy pisać na adres mailowy:
kontakt@pl1.tv