Komunistyczni zbrodniarze spokojnie dożywają swoich dni w domowym cieple i luksusie. Zbrodniarze odchodzą nieosądzeni – kiedyś Salomon Morel i Helena Wolińska, dzisiaj Stefan Michnik. W uniknięciu kary pomagają im władze demokratycznych państw, które ignorują wnioski o ekstradycję i europejskie nakazy aresztowania.
Nie jest prawdą, że nie stawia się przed sądem starych, zbliżających się do kresu życia ludzi. Wręcz przeciwnie. W lipcu 2015 roku na cztery lata więzienia skazano byłego SS-mana, strażnika w obozie Auschwitz, 94-letniego Oskara Groeninga. „W ostatnich latach niemiecka prokuratura zmieniła podejście do byłych obozowych strażników. Przez całe dekady uważano, że do skazania konieczne jest udowodnienie indywidualnej winy. Teraz wystarczy sam fakt służby w obozie” – informował przy tej okazji „Dziennik. Gazeta Prawna”.
Idźmy dalej, w lutym 2016 roku przed sądem w Detmold w Niemczech rozpoczął się proces kolejnego dawnego strażnika z hitlerowskiego obozu Auschwitz-Birkenau. Również ten oskarżony w chwili postawienia przed sądem miał 94 lata. Z kolei dokładnie rok temu Sąd Krajowy w Hamburgu uznał 93-letniego Brunona D. za winnego współudziału w zamordowaniu co najmniej 5230 osób i skazał go na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Skazany był w czasie II wojny światowej strażnikiem w niemieckim obozie koncentracyjnym Stutthof w Sztutowie.
Jak widać, wojenni zbrodniarze, nawet jeśli mają powyżej 90 lat, są sądzeni i karani. Jest tylko jeden warunek: muszą być zbrodniarzami nazistowskimi, biorącymi udział w zagładzie Żydów (tzw. holocauście). Zbrodniarze komunistyczni, biorący udział w mordowaniu Polaków, mogą być spokojni: im włos z głowy nie spadnie.
W 2007 roku w Tel Awiwie umarł Salomon Morel – funkcjonariusz Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i sadystyczny komendant komunistycznego obozu pracy przymusowej w Świętochłowicach-Zgodzie na Górnym Śląsku, do którego trafiali Niemcy, Ślązacy oraz… żołnierze polskiego niepodległościowego podziemia. W 2003 roku Sąd Rejonowy w Katowicach wydał nakaz jego zatrzymania pod zarzutem dokonania zbrodni przeciw ludzkości – zbrodni komunistycznej. Nie doszło jednak do wydania Morela polskim władzom, ponieważ państwo Izrael nie dokonuje ekstradycji własnych obywateli.
Obywatelstwo Izraela mogliby bez problemu uzyskać także była stalinowska prokurator Helena Wolińska (urodzona jako Fajga Mindla) oraz były stalinowski sędzia, morderca sądowy Stefan Michnik (nazwisko po ojcu: Rosenbusch). W stosunku do obu polskie sądy wydały Europejskie Nakazy Aresztowania, zignorowane przez władze Wielkiej Brytanii (Wolińska zmarła w 2008 roku w Oksfordzie) i Szwecji (Stefan Michnik umarł niespełna 10 dni temu w Göteborgu). Co więcej, w obszarze kultury podjęto próbę rehabilitacji Wolińskiej. Jej postać stała się dla reżysera Pawła Pawlikowskiego pierwowzorem postaci dawnej prokurator Wandy Gruz w filmie „Ida”. Film otrzymał Oscara.
Stefan Michnik był przyrodnim bratem Adama Michnika. Redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” pożegnał swego brata nekrologiem, w którym znalazło się takie m.in. zdanie: „Mój Brat wiele wycierpiał z mego powodu, choć nie z mojej winy”. Kłamać nawet w nekrologu – to jest jednak umiejętność! Stefan Michnik nie cierpiał – cierpiały jego ofiary, polscy oficerowie, których skazywał na karę śmierci i cierpieli ich najbliżsi. W wielu przypadkach był to także ból najbardziej dosłowny – od tortur zadawanych w czasie śledztwa. Stefan Michnik mógł czuć co najwyżej dyskomfort z powodu ujawnienia o nim prawdy – że był komunistycznym zbrodniarzem, sądowym mordercą, który po sfingowanych procesach skazał na śmierć grupę polskich bohaterów. Był wśród nich m.in. major Andrzej Czajkowski, pseudonim „Garda”, cichociemny i żołnierz Armii Krajowej, w którego egzekucji Michnik osobiście uczestniczył. Jeżeli więc przypominano stalinowską przeszłość Stefana Michnika, to nie z powodu więzów krwi z szefem „Gazety Wyborczej”, ale dlatego że był mordercą sądowym.
Na marginesie postaci Stefana Michnika i jego nekrologu, jaki opublikował Adam – redaktor i publicysta Filip Memches napisał: „Mówi to bardzo wiele o tym, jak pewnemu środowisku udało się w III RP załgać historię PRL. Wystarczy, że stalinowski oprawca oberwał w roku 1968, a już zostaje z niego zdjęte odium zbrodniarza i jest kreowany na ofiarę polskiego antysyjonizmu”. Podobną refleksję sformułował Jakub Maciejewski na portalu wpolityce.pl: „Po 1989 roku historię PRL zakłamano – z rewizjonistów komunizmu zrobiono antykomunistów, a z prawdziwych antykomunistów zrobiono oszołomów. Rok 1956 został potraktowany jako żelazna granica, sprzed której wszystkie winy są unieważniane, a rok 1968 miał być dowodem polskiego antysemityzmu. Spiętrzające się kłamstwa na temat dziejów najnowszych funkcjonują do dziś – prostujący je Instytut Pamięci Narodowej jest nazywany pisowską instytucją”.
Przy okazji warto odnotować, że w podobny sposób do wybielania zbrodniarzy podchodzi Ukraina – fakt walki z Sowietami albo śmierć z ich ręki ma przekreślać odpowiedzialność za udział w zbrodniach na Wołyniu. Tak dzieje się chociażby w przypadku komendanta głównego UPA Romana Szuchewycza.
Prezydent Andrzej Duda podpisał rozporządzenie w sprawie podwyżek dla urzędników państwowych, od premiera i ministra do sekretarzy i podsekretarzy stanu, a także parlamentarzystów. Trudno jest tę sprawę podsumować i skomentować jednoznacznie – bo z jednej strony decyzja jest merytorycznie uzasadniona (przynajmniej w części dotyczącej urzędników państwowych). Z drugiej strony – wizerunkowo nie jest to ruch najlepszy.
Odrzućmy populizm – ludzie piastujący najwyższe funkcje w państwie powinni zarabiać adekwatnie do skali obowiązków i odpowiedzialności. Podwyżka o 40 procent to brzmi srogo. Ale jeżeli popatrzymy na kwoty, jest już delikatnie. Minister zarabiający do tej pory 12 705 złotych brutto będzie zarabiał po podwyżce 17 778 zł. Bądźmy szczerzy, tyle, a często więcej, zarabia nie tylko prezes regionalnego oddziału każdego banku, ale również prezes niejednej spółdzielni mieszkaniowej (notabene spółdzielczość mieszkaniowa to w Polsce wciąż obszar „udzielnych księstw” prezesów, których nie obowiązują żadne „ustawy kominowe”, więc zarabiają często więcej niż ministrowie albo prezydenci miast). Tak więc „Gazeta Wyborcza”, tytułując stosowną informację „Ogromne podwyżki od Dudy i Kaczyńskiego”, po prostu tradycyjnie łże.
Oczywiście można zwracać uwagę że, ministrowie często są posłami i otrzymują także diety parlamentarne, niemniej nawet po podwyżkach zarabiają skromnie jak na skalę zadań i odpowiedzialności. Co nie zmienia faktu, że podwyżka jest kontrowersyjna wizerunkowo – po prostu wielu Polaków (oczywiście nie tych zatrudnionych w sferze budżetowej) odczuło skutki lockdownu i różnych podwyżek, więc podnoszenie pensji establishmentowi władzy może być odebrane nie najlepiej.
Z upełnie inaczej sprawa wygląda w przypadku posłów i senatorów, dla których podwyżka uposażenia i diety wynosi aż 60 procent (z 10 552 zł na 15 332 zł brutto). Posłowie i senatorowie, decydując się na start w wyborach doskonale wiedzieli, na jakie warunki (także finansowe) się piszą. Uczciwa byłaby decyzja o podwyżkach ich uposażeń, ale z mocą obowiązującą od początku kolejnej kadencji.
Narasta nagonka wobec osób, które nie zdecydowały się na szczepienie przeciw COVID-19, czyli nie poddały się tej DOBROWOLNEJ procedurze medycznej. Autor niniejszej rubryki nie jest antyszczepionkowcem – jestem wolnościowcem, więc rozumiem i szanuję zarówno tych, którzy się zaszczepili, jak i tych, którzy nie chcą tego zrobić. Nie może być jednak zgody na wykluczanie czy dyskryminowanie osób niezaszczepionych, na doktrynę agresywnego sanitaryzmu, a ku temu właśnie zmierza. Co więcej, nagonka na niezaszczepionych przeradza się już w nienawiść. Oto jeden z wielu przykładów: „Antyszczepionkowcom mam do powiedzenia: niech szlag trafi wasze biznesy. Dopóki się nie zaszczepicie, rząd powinien wam odebrać cały smak życia. Koncerty, teatry, transport publiczny, kościoły, szkoły, strzelnice i bary. Centra handlowe, placówki medyczne, kawiarnie, parki rozrywki, ośrodki kultury” – pisze niejaki Michał Wilgocki w „Gazecie Wyborczej”. To może lepiej od razu zamknąć niezaszczepionych w gettach? Albo w obozach, za drutami.
Nagonka na osoby niezaszczepione zbiegła się z następującą informacją: „Pfizer i Moderna podnoszą ceny za swoje szczepionki. Pojedyncza dawka szczepionki Pfizera kosztowała wcześniej 18,4 dol. Nowa cena to 23,15 dol. Z kolei cena szczepionki koncernu Moderna wzrosła z 22,6 do 25,5 dol.”. Abecadło ekonomii mówi, że jeżeli jakiś towar ma dużą produkcję, to zazwyczaj spada jego cena (bo nawet mniejszy zysk na jednostkowym produkcie w połączeniu z dużą sprzedażą jest opłacalny). W przypadku szczepionek obserwujemy coś odwrotnego – cena wzrasta mimo dużej produkcji i sprzedaży. Czy ktoś ma wątpliwości, że koncerny z jednej strony będą inwestowały w tych wszystkich lobbystów, polityków i media, którzy namawiają do szczepień, a z drugiej strony w „ekspertów”, którzy przekonywać będą, że potrzebna jest trzecia (a potem pewnie także czwarta) dawka?
„Jeżeli chcemy przetrwać jako gatunek ludzki na planecie Ziemia, to powinniśmy zwracać uwagę, że nie tylko higiena, przepisy sanitarne, ale również szczepienie” – mówił prof. Włodzimierz Bernacki, wiceminister edukacji i nauki. „Ciekawych rzeczy się dowiadujemy – bez szczepień nie przetrwamy, pierwsza szczepionka w 1798, homo sapiens – 300 tys. lat” – komentuje jeden z internautów.
Od początku wakacji w wypadkach samochodowych zginęło ponad 220 osób. Dlaczego rząd nie wprowadza lockdownu ruchu drogowego? Trzeba wypłaszczyć tę krzywą!