HOJNY SIKORSKI WCIĄGA NAS W WOJNĘ

HOJNY SIKORSKI WCIĄGA NAS W WOJNĘ

Zamiast prowadzić politykę zgodną z Pałacem Prezydenckim, Sikorski znowu próbuje prowadzić własną – wbrew interesom państwa polskiego.

Taki dziwny zbieg okoliczności: bliski współpracownik Wołodymyra Zełenskiego Tymur Mindycz zdefraudował 100 mln dol. Luksusowym mercedesem przyjechał do Polski, wpadł do synagogi (były premier Leszek Miller napisał na X, że do synagogi Chabad Lubawicz, ale rabin Szymon ber Stambler z tejże synagogi temu zaprzecza), przenocował i nazajutrz wyczarterowanym przez siebie samolotem jako jedyny jego pasażer odfrunął do Izraela. Nie ma co do tego informacji, ale można zakładać, że jako Żyd posiada obywatelstwo tego kraju, a „państwo położone tam, gdzie chce” swoich nie wydaje. Mindycz znalazł się w ten sposób poza zasięgiem ukraińskiego CBA. Dokładnie w czasie, kiedy Mindycz zniknął ze 100 mln dol., odezwał się Radosław Sikorski. Wyjechał na spotkanie ministrów spraw zagranicznych do Brukseli, gdzie zadeklarował, że dosypie Ukrainie na zbrojenia z naszych podatków dokładnie tyle, ile ukradł Mindycz ze swoimi kumplami. Sikorski twierdzi, że te pieniądze pomogą sfinansować zakup amerykańskiej broni dla Ukrainy w ramach programu PURL (Prioritized Ukraine Requirements List).

Sługa wszystkich oprócz Polski
Sikorski postawił Polskę w pozycji sługi Ukrainy i to dokładnie w czasie, kiedy prezydent powiedział, że pomoc dla Ukrainy nie może być bezwarunkowa i zapowiedział, że nie wybiera się do Kijowa. Zamiast prowadzić politykę zgodną z Pałacem Prezydenckim, Sikorski znowu próbuje prowadzić własną – wbrew interesom państwa polskiego. Sikorski po 10 kwietnia 2010 r. „wiedział”, że Rosja nie miała nic wspólnego z katastrofą w Smoleńsku, dziś „wie”, że tory próbowali wysadzić Ukraińcy, ale działali na zlecenie Rosji i chociaż wyjechali oni z Polski, publicznie zapowiada, że „atak ze strony Rosji nie pozostanie bez kary”. Czyli co? Zamierza wywołać wojnę z Rosją? Wtedy to Ukraina, dążąca do wciągnięcia Polski do tej wojny, osiągnie swój cel, a my znajdziemy się w dużym kłopocie, bo z kolei Putin tych działań nie pozostawi bez odpowiedzi. Ten chlapiący językiem na prawo i lewo chłoptaś ma stać na straży polskiej polityki zagranicznej? Osobną sprawą jest to, na co naprawdę Ukraina wyda te pieniądze. Nawet zakładając dobrą wolę polskiego ministra, Radek Sikorski nie będzie miał na tym żadnej kontroli. Ukraina może je wydać na amerykańską broń, a równie dobrze następny Mindycz może je przetransferować na izraelskie konto. „Najbliżsi współpracownicy Zełenskiego ukradli 100 mln dol., a zaraz potem Sikorski chce przekazać Ukrainie 100 mln dol. Może niech po prostu Ukraińcy przestaną kraść? Wtedy nie trzeba będzie im pomagać” – skomentował działanie Sikorskiego Sławomir Mentzen. „Pieniądze polskich podatników powinny iść na potrzeby Polaków, a nie na rozkradzenie na Ukrainie. Polska nie ma pieniędzy na polskie szpitale, a stać nas na finansowanie Ukrainy?” – zapytał. Odpowiedzi się nie doczekał.

Żaba z Chobielina
Sikorski znowu dał wyraz swojemu kompleksowi żaby, podstawiającej w kuźni łapę do podkucia. Rzecz w tym, że wokół Ukrainy toczą się wciąż rozmowy pokojowe: karty rozdają Stany Zjednoczone, aktywni są też Niemcy, natomiast Polska jest w nich notorycznie pomijana. Największym osiągnięciem Tuska w tej sprawie jest podróż na Ukrainę w wagonie pocztowym, oddzielnie od europejskich przywódców, którzy jechali tym samym pociągiem. Sam Sikorski po powrocie z Brukseli ogłosił, że szefowie dyplomacji państw UE przyjęli do wiadomości jego informację, iż Rosja eskaluje działania hybrydowe. Naprawdę chce wmówić Polakom, że taki z niego mąż stanu, iż gdyby nie on, to w Europie nikt nie wiedziałby, co się dzieje na Ukrainie i jakie działania prowadzi Rosja? Jak to powiedział Kaźmirz Pawlak do geja na chicagowskim lotnisku: „Niech głupszego od siebie poszuka”.

Atak nie w tę stronę
W Polsce hulają wszelkie możliwe służby, znieważa nas niemiecki ambasador i Instytut Yad Vashem, a Sikorski zamiast wziąć się do roboty, pręży muskuły i atakuje prezydenta Nawrockiego. W sejmowym wystąpieniu zamiast zająć się tym, za co mu podatnicy płacą, zarzucił prezydentowi, że ten w wystąpieniu 11 listopada przekroczył swoje kompetencje. Przy okazji pokazał nie tylko, że sam jest niekompetentny i nie zna konstytucji RP, ale jeszcze bezczelnie kłamał, twierdząc, iż nie ma żadnego projektu traktatu, który prowadziłby do „federalizacji” czy głębokiej zmiany Unii. Jak na bywalca brukselskich salonów, Sikorskiemu zabrakło choćby tej elementarnej wiedzy, że Parlament Europejski już przyjął wniosek o zmianę traktatów, uruchamiając formalnie artykuł 48 Traktatu o Unii Europejskiej – procedurę zmiany podstawowych dokumentów wspólnoty. Sejmowy atak Sikorskiego podsumował doradca prezydenta ds. europejskich Jacek Saryusz-Wolski, który w Radiu Wnet powiedział: – To wystąpienie było zaczepne, było wobec prezydenta merytorycznie błędne i płytkie i nic nowego do debaty nie wniosło. Wygląda na to, że chciał minister Sikorski po prostu, przepraszam, zaatakować, przyłożyć prezydentowi RP. Niestety, Saryusz-Wolski nie do końca ma rację. To wystąpienie wniosło bardzo wiele: pokazało zagranicznym ośrodkom, że mogą grać Sikorskim, jak im się spodoba. To jest realne niebezpieczeństwo, w jakim znalazła się Polska.