Klasztory zawarły w swych murach spuściznę dawnych wieków, by mogła bezpiecznie przejść przez burzliwe czasy wyłaniania się nowych królestw z barbarzyńskich plemion Gotów, Wandalów, Franków, Sasów. Ich elitom niepotrzebne były rozważania Platona czy Arystotelesa, mowy Cycerona przeciwko Katylinie, stoicyzm Seneki, wiersze Wergiliusza. Ale już następcy królów-wojowników zaczęli inaczej patrzeć na skarby przechowywane w bibliotekach monasterów, opactw, katedr.
O micie, że w średniowieczu obowiązywała teza mówiąca, że ziemia jest płaska, pisałem w pierwszej części rozważań, stwierdzając, iż nie było nic bardziej oczywistego dla uczonych tamtych czasów jak przekonanie o sferyczności ziemi. Była to wiedza czerpana od starożytnych.
Cenny dorobek pogan
Przełomem w podejściu wczesnych chrześcijan do spuścizny antyku i myśli pogańskiej była nauka, którą głosił św. Augustyn (IV/V w.), jeden z ojców i doktorów Kościoła powszechnego. Już jako biskup Hippony napisał dzieło „De doctrina Christiana”, w którym podnosił, że chrześcijanie nie powinni obawiać się myśli pogańskiej, tylko śmiało korzystać z jej dorobku z korzyścią dla wiary.
Pierwszym, który wykorzystał wiedzę pogan ku chwale Pana Boga, był sam Mojżesz. Czyż nie napisano o nim, że „wykształcono go we wszystkich naukach Egipcjan”, pytał biskup Hippony czytelników wzmiankowanej pracy. Innymi słowy, nawet bałwochwalcy, ludzie nieznający Boga, otrzymali od Niego dar poznawania prawdy, bo jakżeby inaczej mogli poznać Prawdę Najwyższą? Było to stwierdzenie fundamentalne dla rozwoju wszelkich nauk. Nawet człowiek fałszywie wierzący miał zdolność prawdziwego poznawania rzeczywistości, stawiania rozumnych pytań, poszukiwania na nie właściwych odpowiedzi.