Niedawno jeden z pracowników NIK przypomniał mi słowa Thomasa Jeffersona: „Eternal vigilance is the price of freedom”. Wieczne czuwanie jest ceną [jaką płacimy] za wolność. Po łacinie brzmi to jeszcze krócej, dobitniej i piękniej: „Vigilia pretium libertatis”.
Czy nie o tym samym myślał św. Jan Paweł II mówiąc nam, że niepodległość nie jest dana raz na zawsze? By ją zachować, potrzebna jest vigilia – czuwanie… Wieczne czuwanie – aeternum vigiliarum. Vigilia jest też niezbędna, by zachować szacunek dla samego siebie. Zwłaszcza gdy jest się kontrolerem Najwyższej Izby Kontroli w wolnej już podobno Polsce…
Michał Falzmann
był właśnie kontrolerem NIK. Stopień w nomenklaturze urzędowej: główny specjalista w Zespole Analiz Systemowych. Analitykiem był doskonałym, a ta doskonałość doprowadziła go do przerażającego odkrycia. 21 kwietnia 1991 r. napisał, że „władza w Polsce jest nadal w rękach KGB”, a praca w Najwyższej Izbie Kontroli nad Funduszem Obsługi Zadłużenia Zagranicznego to „śmiertelne niebezpieczeństwo”. Dodawał przy tym: „Szans na sukces nie widzę żadnych”. Skoro tak, skoro był świadomy braku szans; skoro nie miał złudzeń, co do „wolnej Polski”, okradanej bezlitośnie przez zorganizowaną szajką na miliardy dolarów, dlaczego pozostawał na swoim posterunku? Dlaczego zjeżdżał na sankach do szczeliny, z której nie było już powrotu? Taki przerażający rysunek pozostawił w prywatnych zapiskach. Czuł się osaczony, a do poczucia osobistego zagrożenia dochodził na pewno lęk o żonę i pięcioro dzieci. Skoro przeciwnik jest bezwzględny i skoro chodzi o niewyobrażalnie wielkie pieniądze, to przecież gotów jest na wszystko.