Unijny komisarz do spraw sprawiedliwości Didier Reynders wystosował w ubiegły czwartek list, w którym zaapelował o wycofanie wniosku złożonego przez premiera Mateusza Morawieckiego do Trybunału Konstytucyjnego! Nie spodobało mu się, że na pytanie szefa polskiego rządu Trybunał Konstytucyjny po raz kolejny w ciągu ostatnich lat będzie musiał odpowiedzieć, że polska konstytucja w naszym systemie prawnym jest najwyższym aktem i stoi ponad prawem Unii Europejskiej. Już sam fakt napisania takiego listu świadczy o wyjątkowej bezczelności tego brukselskiego urzędasa. Jak można ingerować w sytuacji, kiedy premier dużego europejskiego kraju zwraca się z wnioskiem do własnego, ważnego i konstytucyjnego organu z jakimś pytaniem czy wnioskiem?! Cóż to może obchodzić jakiegoś belgijskiego wyrobnika, który swoją funkcję sprawuje tylko z nadania, a nie na podstawie demokratycznego mandatu, jaki posiada polski rząd i premier?!
Ta chamska ingerencja w wewnętrzne sprawy naszego kraju po raz koleiny obnaża totalitarne zapędy tego bolszewickiego towarzystwa. Jeżeli bliżej przyjrzymy się, skąd wyrastają Reyndersowi nogi, to jego wtykanie nochala w nieswoje sprawy przestaje dziwić. Ten unijny komisarz to kolejna skrzynka kontaktowa dla donosicieli i zdrajców z Polski! Reynders to były minister finansów w belgijskim rządzie. Funkcję tę pełnił w czasach, kiedy premierem był jego kumpel i polakożerca, Guy Verhofstadt.
Nawet w czasach PRL-u, Kreml dla zachowania pozorów nie ingerował tak otwarcie w decyzje swoich pachołków z PZPR! Dzisiaj w Polsce wyraźnie unika się dyskusji na temat niebezpiecznego kierunku, w którym podąża UE. Jednak coraz większymi krokami zbliża się czas, kiedy trzeba będzie sobie zadać kluczowe pytanie: Czy warto bezrefleksyjnie uczestniczyć w projekcie, który już bez zbytniego kamuflażu zmierza wyraźnie do całkowitego pozbawienia nas suwerenności państwowej i gospodarczej? Doczekaliśmy się czasów, w których już byle unijny Burek szarpie polską nogawkę i kąsa, wiedząc, że spodoba się to bardzo niemieckiemu nadzorcy.