Olga Tokarczuk to taki nowy rodzaj „szlachty”, co „z Tuły i Kiachty na tankach przywiozła swój herb”. I dlatego, choćby, nie wiem jak, snobowała się na intelektualistkę, ile by nagród nie dostała, ile by wywiadów nie udzieliła, to i tak Polakom nigdy nie dorówna.
Nieżyjący już Stanisław Lem wciąż jest idolem lewactwa. A jednak Lem – jeden z najbardziej znanych na świecie pisarzy science fiction – nie miał dobrego zdania o Tokarczuk. W czasach, kiedy ta feministyczna pisarka dopiero zaczynała sadowić się na swoim stołku, Lem, po zapoznaniu się z jej książką stwierdził, że Tokarczuk obraziła jego rozum…
Niestety, zamiast wziąć sobie do serca słowa swego guru, potomkowie walonkowej inteligencji, z braku kogoś lepszego, uznali kobietę obrażającą rozum Lema za wybitną pisarką.
Trzeba przyznać, że Tokarczuk doskonale wie, gdzie w spiżarni leżą konfitury, więc od lat wpisuje się w antypolską „politykę wstydu”, uprawianą przez brata stalinowskiego mordercy, który dzięki chlaniu wódy w naszpikowanej podsłuchami willi Czesława Kiszczaka w Magdalence, został „ojcem redaktorem” mainstreamu.
Dość wspomnieć choćby takie „dzieło”, jak Prowadź swój pług przez kości umarłych, zekranizowane przez staliniątko Agnieszkę Holland jako Pokot, w którym to dziele Polacy zostali ukazani jako krwiożerczy podludzie. W Księgach Jakubowach Tokarczuk zrobiła z polskich biskupów żydożerców i psychopatów. Jak się okazuje, patologiczna niechęć Tokarczuk do narodu polskiego może mieć źródło nie tylko w uprawianym przez nią konformizmie.